06/2021

Christian Medard Manteuffel

Brunatny werniks na niemieckim ekspresjonizmie

Nigdy nie było czasu takiego przerażenia, takiego śmiertelnego przerażenia. Nigdy świat nie był tak grobowo niemy. Nigdy człowiek nie był tak mały. Nigdy nie odczuwał takiego strachu. Nigdy radość nie była mu tak daleka, a wolność tak martwa. Jest to krzyk nędzy: człowiek woła o swoją duszę. Nasze czasy są jednym wielkim krzykiem nędzy istnienia. Również sztuka krzyczy z głębokiej ciemności, woła o pomoc, woła o ducha: i to jest właśnie ekspresjonizm.


Hermann Bahr, pisząc te słowa1, był jednym z pierwszych, którzy bezkompromisowo stanęli po stronie nowego malarstwa. Nie chodziło mu jednak tylko o opisanie stylu artystycznego. Dla niego ekspresjonizm jest wyrazem nowej formy percepcji – niezbędnej nie tylko z punktu widzenia sztuki, lecz także rozwoju kulturalnego. Nie dąży zatem wyłącznie do prezentacji i popularyzacji najnowszego stylu, ale szuka korzeni i skutków nowej wrażliwości w nauce o percepcji, antropologii, socjologii i filozofii. Ekspresjonizm jest dla niego wyrazem nowej relacji między człowiekiem a rzeczywistością. Tak nowej, że budzącej opór tych, którzy niebawem staną się zwolennikami lub członkami NSDAP.


Entartete Kunst
Franc Marc, jeden z ciekawszych przedstawicieli nowego nurtu w sztuce, zginął pod Verdun jeszcze w 1916 roku, a jego obrazy zostały niebawem wyszydzone jako entartete Kunst (zdegenerowana sztuka). Poezja miłosna jego platonicznej kochanki Else Lasker-Schüler płonęła wtedy na stosach, a poetka, pobita na ulicy przez bojówkę hitlerowską, dostała się na dworzec i, tak jak stała, wyjechała do Szwajcarii, szukając schronienia w parkach Zurychu. Wkrótce płomienie objęły również obrazy jej ukochanego, choć wiedza o tym, co naprawdę wydarzyło się 20 marca 1939 roku na dziedzińcu Alte Feuerwache przy Lindenstrasse 42 w Berlinie, jest pełna luk i niejasności. Są one tak duże, iż wielu badaczy tamtych wydarzeń uważa, że nie doszło do spalenia obrazów. A w każdym razie, że nie można tego udowodnić ponad wszelką wątpliwość. Oficjalnie mówi się o „ćwiczeniu gaśniczym”, jest więc możliwe, że była to mistyfikacja na potrzeby nie tyle propagandy, ile reklamy, ponieważ popyt na wyklęte obrazy był wielki, a wpływy dawały się przeliczać na nowe czołgi. Raport końcowy Goebbelsa z całej akcji zaginął w 1949 roku. Nie ma odniesienia do tego dnia w jego dzienniku. Zachował się jedynie projekt raportu końcowego o stanie zasobów owej sztuki z 4 lipca 1939 roku, ale jest on bardzo niejasny i nie pozwala na wyciągnięcie jakichkolwiek wniosków o spaleniu. Zawarta jest tam informacja o zniszczeniu lub dalszym magazynowaniu. Około trzystu obrazów i rzeźb oraz trzech tysięcy grafik miało być sprzedanych za granicę. Dezinformacja o spaleniu jakiejś części zrabowanych obrazów w czasie, gdy był na nie popyt, podnosiła wartość tych dzieł, które jeszcze istniały. Być może właśnie dlatego trzy miesiące po dacie domniemanej akcji palenia, 30 czerwca 1939 roku, miała miejsce aukcja, która odbyła się w Galerii Fischera w Grand Hotel National w Lucernie. Dealerzy i kolekcjonerzy częściowo zbojkotowali tę okazję, gdy ujawniono, na co faktycznie trafią wpływy. Mimo to, zgodnie z umową, Fischer przekazał wpływy ze sprzedaży w wysokości pięciuset tysięcy franków szwajcarskich na konto w Londynie. Znane są dzisiaj dokumenty z transakcji tych dzieł zgromadzonych na zamku Niederschönhausen.

Co więc stało się ze „zdegenerowaną sztuką”?! Wrzawa medialna wokół tego pytania rozpoczęła się wraz z ogłoszeniem jubileuszu ekspresjonizmu niemieckiego. Wiedziano, że dzieła sztuki zrabowane przez narodowych socjalistów gdzieś istnieją. Ich odnalezienie przez aliantów było jednak mocno utrudnione z powodu przepychania się tam i z powrotem na zgliszczach faszystowskich Niemiec z wojskiem rosyjskim, także bardzo zainteresowanym dziełami sztuki. Nie znaczy to, że nie znaleziono niczego. Przeciwnie: natrafiono na wiele dzieł sztuki z kolekcji Göringa w odległych magazynach obrazów lub u handlarzy, którzy regularnie zaopatrywali tego „drugiego człowieka w Trzeciej Rzeszy”. Podczas rozminowywania terenów w okolicy Altaussee w miejscowej kopalni soli w świetle latarek i lamp górniczych żołnierze zobaczyli drewniane półki, na których ułożono tysiące obrazów i rzeźb. W 1943 roku Göring przeniósł część swojego prywatnego majątku do podziemnych szybów w Styrii. W celu przewiezienia reszty zrabowanej sztuki w bezpieczne miejsce w styczniu 1945 roku specjalny pociąg załadowany skarbami sztuki przejechał przez obszar zaciekłych walk w kierunku Berchtesgaden. Kiedy alianci posuwali się naprzód, dowódca eskorty uciekł i zostawił skład pociągu na pastwę losu. Cenną zawartość częściowo zrabowali żołnierze, częściowo zaś także okoliczni mieszkańcy. Wiele lat później w okolicznych gospodarstwach rolnych nadal znajdowały się dzieła sztuki, które można było przypisać dawnej kolekcji Göringa.

Kiedy po wojnie powstały nowe formy kraju niemieckiego, „ustawa o konfiskacie wyrobów sztuki zdegenerowanej” z 1938 roku początkowo pozostała nietknięta; istniała zatem do 1968 roku i po prostu nie została ujęta w Federalnym Dzienniku Ustaw. Kiedy w latach pięćdziesiątych XX wieku na rynku sztuki krążyły już liczne dzieła z konfiskat i grabieży bez wyjaśnienia ich pochodzenia, przejęły je muzea i kolekcjonerzy. Ceny były niskie, nie zadawano żadnych pytań. To, co się wtedy wydarzyło, jest nadal legalne. Dziś roszczenia o zwrot w wielu przypadkach ulegają po prostu przedawnieniu. Wiele dzieł zaginęło. Choćby Kochankowie w Arles van Gogha. Ten obraz, którego nikt nie widział od trzech czwartych wieku, dziś byłby wart co najmniej pięćdziesiąt milionów euro… Czy jeszcze kiedyś się odnajdzie?

Bares für Rares2
Ożywiona działalność historyków i czasopism w okresie obchodów jubileuszowych wydobyła ciekawe fakty sprzed stu lat. Jedną z najbardziej bulwersujących była wiadomość, jaką przeczytałem na początku listopada 2013 roku w popularnym „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Artykuł miał tytuł: Raubkunst im Wert von einer Milliarde Euro gefunden. Mówił o tym, że we wrześniu 2010 roku w wagonie pociągu z Zurychu do Monachium celnicy – przez przypadek – zainteresowali się pasażerem o nazwisku Cornelius Gurlitt. Starszy pan nie deklarował posiadania gotówki przekraczającej dziesięć tysięcy euro, jednak podczas przeszukania toalety w pociągu funkcjonariusze odkryli dziewięć tysięcy. Podczas kontroli dokumentów Gurlitt podał swoje dane osobowe i adres w Monachium. Po sprawdzeniu okazało się, że wcale nie jest zameldowany w tym mieście i nie posiada tam ani konta w banku, ani ubezpieczenia społecznego. To nasunęło celnikom podejrzenie, iż posiada on nielegalne konto w Szwajcarii i osiąga nierejestrowane dochody. Wydano nakaz rewizji. Kiedy śledczy weszli do jego mieszkania, znaleźli obrazy leżące między górami śmieci. Uporządkowanie zbiorów trwało kilka dni. Wartość znaleziska oszacowana została na około miliarda euro, a berlińskiej historyczce sztuki Meike Hoffmann zlecono określenie pochodzenia i wartości dzieł. Okazało się, że większość stanowiły obrazy klasycznego modernizmu, w tym obrazy Marca Chagalla, Maxa Liebermanna, Ernsta Ludwiga Kirchnera, Oskara Kokoschki, Edvarda Muncha i Emila Noldego. Obrazy w ramkach i nieoprawione zostały skonfiskowane przez prokuraturę w Augsburgu i Schwabing na początku 2012 roku. Późniejsze odkrycia w Salzburgu zwiększyły publicznie znaną liczbę tak zwanej „Kolekcji Gurlitta” do ponad tysiąca pięciuset dzieł sztuki. Zostało to utrzymane w tajemnicy przez prokuraturę śledczą i stało się znane opinii publicznej dopiero po raporcie magazynu informacyjnego „Focus” z 3 listopada 2013 roku.

Kilka dni później, 9 listopada 2013 roku, policja w Kornwestheim w Badenii-Wirtembergii przejęła kolejne dwadzieścia dwa obrazy z domu szwagra Corneliusa Gurlitta. Nikolaus Fräßle zgłosił je sam, objawiając się o bezpieczeństwo własne i dzieł sztuki. Kto dziś potrafi przewidzieć, ile dzieł kryją jeszcze w swych pokojach lub piwnicach spadkobiercy nazistów?

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.