02/2021

Magdalena Rabizo-Birek

Dawny dobry Odojewski

Andrzejowi Stasiukowi


Jedną z ważniejszych zagadek życia i twórczości Włodzimierza Odojewskiego, którego jubileusz dziewięćdziesiątych urodzin przypadł (raczej niezauważony podczas pandemii) 14 czerwca 2020 roku (pisarz zmarł 28 lipca 2016 roku), są losy ostatniej części dzieła jego życia – cyklu podolskiego. Przypomnę, że tworzą go – w kolejności publikacji – połączone wojennym czasem, kresowym miejscem akcji i postaciami głównych bohaterów: zbiór opowiadań Zmierzch świata (pierwodruk 1962), powieści Wyspa ocalenia (1964, pełne wydanie bez ingerencji cenzury 1990) i Zasypie wszystko, zawieje (Instytut Literacki, Paryż 1973), garść opowiadań rozsianych po innych tomach (Kwarantanna, 1960; Jedźmy, wracajmy, 1993 i Jedźmy, wracajmy i inne opowiadania, 2000; Bez tchu, 2002; I poniosły konie…, 2006) oraz dwa fragmenty powieści Odejść, zapomnieć, żyć i dwa tzw. powieści berlińskiej, publikowane w prasie emigracyjnej i krajowej (ze zmienną częstotliwością) od 1980 do 2011 roku.

Interesujące wydaje się szukanie odpowiedzi na pytania, dlaczego pisarz nie zdołał ukończyć i wydać utworu zaplanowanego jako zamknięcie cyklu, o co był wielokrotnie pytany w rozmowach po 1989 roku i co tyleż razy zapowiadał, oraz na jakim etapie pracy pozostał on w jego archiwum. Na to pytanie postaram się odpowiedzieć, prezentując czytelnikom nigdy dotychczas niepublikowany, znajdujący się w formie komputerowego pliku złożonego przez pisarza na Wydziale Filologii Polskiej i Klasycznej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu w Archiwum Włodzimierza Odojewskiego, drugi rozdział planowanej powieści, który w ostatniej redakcji (datowanej na październik 2007 roku) jest opatrzony nazwą „Katarzyna”. Dzieli on pierwszy i trzeci rozdziały powieści, które Odojewski ogłosił w roku 1980 na łamach paryskiej „Kultury” (nr 1–2) oraz londyńskich „Wiadomości” (nr 41–42). Opatrzył je wówczas tytułem Odejść, zapomnieć, żyć

Trzeci rozdział powieści (ten opublikowany w „Wiadomościach”) pisarz przedrukował w modyfikowanych wariantach jeszcze trzykrotnie. W berlińskim „Archipelagu” (1985, nr 7–8) i miesięczniku „Regiony” (1991, nr 3) ukazał się pod tytułem Etap, w ostatniej redakcji – ogłoszonej w kwartalniku „Wyspa” (2011, nr 3) – nosi tytuł Katarzyna i jest anonsowany jako fragment powieści, co – podobnie jak nazwy plików zachowanych w komputerze pisarza – sugeruje, że najprawdopodobniej taki tytuł chciał ostatecznie nadać utworowi. Potwierdza to jego uwaga z rozmowy z Robertem Ostaszewskim: „Kiedyś, przygotowując ją do druku w «Kulturze» paryskiej, dałem jej roboczy tytuł Odejść, zapomnieć, żyć, potem do tego tytułu się przywiązałem, choć na własny użytek nazywam tę powieść Katarzyną (Dwadzieścia lat jak cmentarzysko, „Dekada Literacka” 2000, nr 6–8, s. 4). Stąd wynikła i moja decyzja, by pod takim tytułem zaprezentować go czytelnikom (z podtytułem „Rozdział drugi”, widniejącym w komputeropisie) – zwłaszcza że, wedle mej wiedzy, publikacja w „Wyspie” była ostatnim tekstem pisarza, który ukazał się za jego życia. Tworzy to symboliczną klamrę jego dzieła – rozpoczynającego się (jeśli nie liczyć kilku wierszy opublikowanych w końcu lat czterdziestych XX wieku w prasie szczecińskiej) na początku lat pięćdziesiątych od przyznania mu nagrody im. Tadeusza Borowskiego za pierwszą wersję powieści Wyspa ocalenia, zaprezentowaną wówczas w kilku odcinkach (lub tylko jednym odcinku) na antenie radia.

Innym ważnym, niedawno odnalezionym „przed-tekstem” cyklu podolskiego jest sześciostronicowe opowiadanie pt., nomen omen, Katarzyna, które pisarz włączył do zatrzymanego przez cenzurę tomu esejów i felietonów Bez dogmatów, złożonego w drugiej połowie lat pięćdziesiątych w Wydawnictwie Poznańskim (jego maszynopis z naniesionymi poprawkami autora ocalał i został przekazany do zbiorów Biblioteki Raczyńskich). Tak widziane dzieło pisarza ilustruje znany Eliotowski aforyzm: „W moim początku jest mój kres…”. Dodam, że ilustruje go także swą niejasną i fragmentaryczną formą, nie zachował się bowiem ani maszynopis, ani nagranie pierwszej wersji powieści Wyspa ocalenia, wydanej w 1964 roku w wersji, wedle notki pisarza na okładce tego wydania, poprawionej: „wiele starych partii usunął, wiele dopisał, wiele także przepisał na nowo” (cytuję za szkicem Zbigniewa Bieńkowskiego Ten raj jest piekłem [w:] tegoż, Modelunki, Warszawa 1966, s. 196–197). Odojewski poprawiał zresztą swoje utwory bez końca, co ilustruje casus rozdziału trzeciego Odejść, zapomnieć, żyć… (Etapu, Katarzyny).

Pierwsze warianty trzech rozdziałów powieściowej kontynuacji cyklu podolskiego pochodzą z drugiej połowy lat siedemdziesiątych (ich rękopisy są zapisane na odwrotach kserokopii artykułów z krajowych gazet oraz programów Polskiej Rozgłośni Radia Wolna Europa z października i grudnia 1975 oraz marca 1976 roku). Odojewski pracował w monachijskiej rozgłośni od 1973 roku. Z kraju wyjechał w roku 1971 na prestiżowe stypendium Berliner Künstlerprogramm des DAAD, przyznawane pisarzom, muzykom i artystom sztuk wizualnych. W Berlinie Zachodnim spędził pierwsze dwa lata na obczyźnie – ten okres intensywnego poznawania Zachodu, ale też osamotnienia, niepokoju i dramatycznego „wyboru wolności”, stał się inspiracją i kanwą drugiej odsłony ostatniej części cyklu podolskiego, której dwa obszerne fragmenty ukazały się w latach dwutysięcznych – jako Spotkanie (powieść berlińska) w „Arcanach” (2002, nr 3) i Spotkanie w Dubrowniku w „Wyspie” (2007, nr 6). Pisarz zdecydował bowiem, że trójka głównych bohaterów cyklu podzieli jego życiową decyzję i (w różnym czasie – Katarzyna tuż po wojnie, Paweł i Piotr po roku 1956) opuszczą kraj, osiadając na obczyźnie. Paweł zamieszkał w Berlinie Zachodnim.

Gdy publikacje nowej odsłony cyklu skonfrontuje się z ostatnimi wersjami z lat 2006–2007, zachowanymi w komputerze pisarza, opatrzonymi wspólną nazwą „Berlin”, dostrzec w nich można „zaokrąglające” zabiegi, idące w takim kierunku, by mogły one w czytelniczej recepcji być odbierane jako samodzielne opowiadania, a nie powieściowe „fragmenty”. Poza troską o komfort czytelnika i artystycznym perfekcjonizmem pisarza dostrzegam w tych jego zabiegach ślad dylematu, czy może jednak, przy przeciągających się na cztery dekady pracach nad stworzeniem dużej, spójnej powieści, nie zaprojektować ostatniej części cyklu – na wzór Zmierzchu świata – jako zbioru opowiadań, czyli zamknąć go tak, jak go wydawniczo rozpoczął – od fragmentarycznej, bardzo nowoczesnej konstrukcji, którą pierwsi czytelnicy odbierali jako „powieściopodobną” (np. Henryk Bereza napisał: „Opowiadania Odojewskiego są opowiadaniami, ale składają się one w coś na kształt niesamowitej powieści” (Włodzimierz Odojewski [w:] tegoż, Prozaiczne początki, Warszawa 1971, s. 21). Tym bardziej że po roku 1989 wciąż „pisały” się Odojewskiemu kolejne opowiadania z realiami i bohaterami cyklu podolskiego – zazwyczaj były to wydarzenia rozgrywające się na południowo‑wschodnich kresach w okresie wojny, opatrzone ramą współczesnej retrospekcji (onirycznej, wizyjnej, zaświatowej) – jak jeden z jego najznakomitszych utworów – Jeszcze idę, wciąż tam jestem, patrzę… (z tomu Bez tchu, 2002). Finalnie jednak pisarz zdecydował się „liczne «dziury» wypełnić”, deklarując w rozmowie z Krzysztofem Masłoniem towarzyszącej publikacji Spotkania w Dubrowniku, że powieść jest „z grubsza gotowa. Bo są napisane sceny najważniejsze, najdramatyczniejsze, nawet zakończenie jest. I co u mnie nieczęste – optymistyczne. I obiecuję sobie roczek, góra dwa. No oczywiście, jeśli Bozia da. Bo może nie da!” (To samo dno. Rozmowa z Włodzimierzem Odojewskim, „Wyspa” 2007, nr 6, s. 27).

I „nie dała Bozia” – można dopowiedzieć, przeglądając pozostawione przez pisarza fragmenty powieści, choć „Bozi” bardzo pomogli dziele jego niszczenia i przeszkadzania mu w pracy „mali ludzie”, do czego pretekstem stała się wydana na początku 2009 roku publicystyczna książka Joanny Siedleckiej Kryptonim „Liryka”. Bezpieka wobec literatów. W jej rozdziale „WO” – zasypie wszystko, zawieje? – prominentna dziennikarka prezentuje dwuletnią „współpracę” pisarza w połowie lat sześćdziesiątych z SB, którą on sam skłonny był uważać za nękanie i z której starał się usilnie wywikłać (co mu się udało dzięki interwencji Jerzego Putramenta). Siedlecka rozwija w złośliwej, pamfletowej narracji słabo udokumentowane supozycje i wyolbrzymia potencjalne szkody uczynione innym twórcom, zanotowanymi przez oficera SB wypowiedziami pisarza, ale nie wspomina słowem o tym, że była to sytuacja wymuszona prowokacją oraz poprzedzona wieloletnimi działaniami operacyjnymi SB skierowanymi przeciw Odojewskiemu i jego pierwszej żonie Janinie, wywodzącej się ze znanej, poznańsko-przemyskiej rodziny Bystrzyckich, której dramatyczne wojenne losy stanowiły inspirację niektórych wątków cyklu podolskiego.

Pisarz przez ostatnie lata życia bardzo przeżywał ten niespodziewany cios i środowiskowy ostracyzm, który go wtedy spotkał. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że publikacja Siedleckiej i jej skutki złamały mu pióro, pogłębiły problemy zdrowotne i depresję. Jaśniejszym punktem tych lat była jedynie dobrze przyjęta w Polsce i na świecie twórcza adaptacja innego jego późnego arcydzieła – opowiadania Sezon w Wenecji – film (2010) i serial telewizyjny (2015) Wenecja w adaptacji i reżyserii Jana Jakuba Kolskiego. Prawdopodobnie wtedy Odojewski podjął ostatnią próbę powrotu do finalizowania prac nad powieścią, czego efektem była publikacja Katarzyny na łamach „Wyspy” w 2011 roku.

Co prawda za każdą niemal wizytą w Archiwum Włodzimierza Odojewskiego w Poznaniu odkrywam jakieś nieznane mi wcześniej fragmenty i warianty tego utworu, ale jednocześnie mam coraz mniej nadziei, że odkryję jego mityczną Całość. Ponad siły i możliwości starzejącego się pisarza, zmagającego się z narastającymi dolegliwościami i śmiertelną chorobą drugiej żony Barbary (zmarła 13 czerwca 2013 roku), okazały się trudności połączenia dwóch zasadniczo odmiennych czasem i miejscem akcji części zaplanowanej powieści, pisane przez kilka dekad, przy zmieniającym się podejściu do spraw formalnych i podjętych w niej historycznych problemów oraz tematów, które zweryfikowały wydarzenia lat 1989–1991. Właściwą na nie odpowiedź przyniosła powieść Oksana (1999), wyrastająca z „kosmosu” cyklu podolskiego, jednak rozgrywająca się w swym głównym wątku współcześnie i na tyle odmienna od dawnego opus magnum Odojewskiego, że przyjęta została (także przez miłośników twórczości pisarza) z kontrowersjami. Jednakże po dwudziestu latach od napisania i wydania rośnie znaczenie tego właśnie utworu w jego dorobku. Wybitny znawca jego twórczości, Andrzej Fabianowski, określił ją niedawno mianem „najbardziej uniwersalnej, wychodzącej ku prawdom ogólnym powieści Odojewskiego” (Przemiany artystycznych i antropologicznych funkcji motywu katyńskiego w prozie Włodzimierza Odojewskiego [w:] Pamięć, zapomnienie, trauma w twórczości Włodzimierza Odojewskiego, red. A. Przybyszewska, D. Nowakowska, Poznań 2020, s. 31).

Po tych koniecznych uwagach powracam do przedstawianego czytelnikom rozdziału drugiego Katarzyny – podkreślę – fragmentu wymyślonego i zapisanego po raz pierwszy przez Odojewskiego przed ponad czterdziestu laty. Ta część powieści ukazuje wydarzenia rozgrywające się równolegle do ostatniej części Zasypie wszystko, zawieje… – nieznane jej bohaterom, Pawłowi Woynowiczowi i Piotrowi Czerestwienskiemu, losy ich ukochanej Katarzyny Woynowiczowej, zaginionej podczas napaści ukraińskich nacjonalistów na miasteczko Krzyżtopol. O tym, że została uwięziona na jego przedmieściach w niemieckim burdelu dla żołnierzy i zmuszona została do – jak się to dziś nazywa – bycia „niewolnicą seksualną”, Odojewski pisał w zawierającym zdarzeniowy scenariusz (fabułę, story) cyklu podolskiego tomie Zmierzch świata (w opowiadaniu Ucieczki). Odejść, zapomnieć, żyć… rozpoczyna się właśnie tam późnym latem i przedstawia okoliczności ucieczki stamtąd Katarzyny podczas próby zdobycia miasta przez polskich partyzantów, jej postrzelenie w głowę i uratowanie przez ukraińskie małżeństwo, trwającą kilka miesięcy rekonwalescencję oraz wyjazd bohaterki z kresów na wieść o styczniowej ofensywie armii sowieckiej w 1944 roku.

Narracja, w charakterystycznej dla prozy Odojewskiego formie mowy pozornie zależnej, jest prowadzona z punktu widzenia Katarzyny. W rozdziale pierwszym, drukowanym w paryskiej „Kulturze”, bohaterka po swoim uratowaniu, znajdując się po przeprowadzonej przez ukrywającą się żydowską lekarkę w domowych warunkach operacji, w stanie między życiem a śmiercią, odtwarza ze swojej perspektywy przekazane jej przez Pawła i wuja Augusta wspomnienia z wyprawy do Katynia, gdzie Niemcy odnaleźli wśród zwłok zamordowanych przez Sowietów polskich oficerów szczątki jej męża Aleksego. Przypomina też sobie okoliczności uwięzienia w burdelu, w których miał udział czarny charakter cyklu – starszy, przyrodni brat Piotra, Semen Gawryluk, dziecko z przedmałżeńskiego związku jego ojca z ukraińską chłopką. Wykształcony za pieniądze Czerestwienskich, ale nie przyjęty do ziemiańskiej rodziny na pełnych prawach „bękart” stał się ukraińskim nacjonalistą, w czasie wojny dowódcą SS Galizien, odpowiedzialnym za okrutne mordy na polskiej ludności, z psychopatyczną zajadłością prześladującym związane z jego bliskimi kobiety.

W prezentowanym rozdziale drugim powieści Katarzyna, dawna wychowanica Czerestwienskich, wnikliwie rozważa zagadkę swego pochodzenia i okoliczności porzucenia jej przez matkę i dziadków. Zastanawia się też nad podobieństwami swego „bękarciego” losu z życiem Gawryluka, który w momencie pojmania nazywa ją szyderczo „siostrą”. Powoli dochodzi do zdrowia i zaczyna myśleć o swojej przyszłości, a jej stan ducha znakomicie oddaje roboczy tytuł cyklu: Odejść, zapomnieć, żyć. Jej wybawiciele próbują skłonić ją do ucieczki na zachód, opowiadając o strasznych okolicznościach śmierci jej teściowej, matki Aleksego i Piotra, zamordowanej przez mieszkańców sąsiadującej z dworem wioski Gleby. Wszystkie te wydarzenia czytelnicy znają z poprzednich części cyklu – w Odejść, zapomnieć, żyć pisarz je rozwija, uzupełnia, a także niweluje powstałe między częściami nieścisłości (np. odmienne są okoliczności pojmania Katarzyny w opowiadaniu Ucieczki). Podjęcie wątku katyńskiego pozwoliło pisarzowi poprawić wytykane mu przez Józefa Mackiewicza błędy w jego prezentacji w Zasypie wszystko, zawieje – ciekawie na ten temat z punktu widzenia genetyki tekstu napisał Stanisław Karl w studium Literatura i faktologia – praca Włodzimierza Odojewskiego nad „Podróżą” w świetle uwag Józefa Mackiewicza. Próba genezy, zamieszczonym w przywoływanym tomie Pamięć, zapomnienie, trauma w twórczości Włodzimierza Odojewskiego (s. 199–226), acz nie uwzględnił w nim autopoprawek pisarza zawartych w drukowanym w „Kulturze” fragmencie Odejść, zapomnieć, żyć.

W drugim rozdziale powieści pojawia się po raz pierwszy nowy bohater cyklu, Stefan, nazywany przez miejscowych „Portugałem”, dwuznaczny „wybawca” Katarzyny i jej drugi, emigracyjny mąż. Ta postać jest tam obszernie scharakteryzowana – jako potomek kosmopolitycznej, polsko-portugalskiej, ziemiańskiej rodziny z kresów. Stanowi łącznik między dwoma częściami ostatniej części cyklu podolskiego – w zachowanym fragmencie bohaterka opuszcza z nim w marcu 1946 roku Polskę, co z rozpaczą, ale i niemożnością działania obserwuje z ukrycia Paweł (wspominający po latach to wydarzenie w drukowanym w „Arcanach” epizodzie otwierającym „powieść berlińską”). Zastanawiając się nad inspiracjami postaci Stefana, natrafiłam na opowiadanie ukraińskiego pisarza Wasyla Machny Kury nie latają, przetłumaczone przez Bohdana Zadurę, a wydane w zbiorze Listy i powietrze. Opowiadania pograniczne (Lublin 2015), w którym przedstawia podobną, tyle że autentyczną rodzinę ziemiańską z Bazaru niedaleko Czortkowa o egzotycznym nazwisku de Respaldiza – różnica polega na tym, że jest to naturalizowana w Austro-Węgrzech i przedwojennej Polsce rodzina hiszpańsko-polska.

Czytając drugi rozdział powieści Odojewskiego, ponownie zanurzamy się w fascynujący świat znany z Zasypie wszystko, zawieje i wielu opowiadań – w będącą znakiem rozpoznawczym jego prozy konwencję halucynacyjnej, głębinowej, retro- i introspekcji, w stany z pogranicza jawy i snu, życia i śmierci, szkatułkowe, pełne dramatów opowieści skryte jedna w drugiej, którą to złożoną technikę przed wielu laty świetnie scharakteryzował Zbigniew Bieńkowski: „Odojewski każdym zdaniem chce powiedzieć wszystko […]. Dlatego każde zdanie jest […] i relacją ze zdarzenia, i przewidzeniem możliwości, które są w nim zawarte, a jednocześnie drobiazgowym komentarzem analitycznym doznania tego zdarzenia, ogarniającego i to, co realne, i to, co możliwe” (Ten raj jest piekłem [w:] tegoż, Modelunki, Warszawa 1966, s. 194). Prezentację tego nieznanego rozdziału ostatniej części cyklu podolskiego dedykuję tym wszystkim, którzy – jak Andrzej Stasiuk – czytając utwory autora Wyspy ocalenia powstałe po roku 1989, odczuwali niedosyt i tęsknotę za „dawnym dobrym Odojewskim”.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.