05/2018

Klara Marciniak

Węgry

Po trzydziestu trzech latach od ukazania się na Węgrzech Melancholii László F. Földényi, znany węgierski badacz kultury, specjalista od szeroko pojętej poetyki melancholii, opublikował nowy zbiór esejów pod tytułem Pochwała melancholii. W swej pierwszej książce, znanej także polskim czytelnikom, nakreślił historię melancholii, skończywszy na pierwszej połowie XIX wieku. To wówczas pojęcie to zaczęło tracić szeroki zakres znaczeń, jakie miało od czasów, w których Hipokrates odkrył istnienie tej niezwykłej „choroby”, biorącej się z nadmiaru czarnej żółci w ciele. Wraz z rozwojem psychologii jako nauki melancholię coraz częściej zaczęto kojarzyć z depresją. Zredukowano ją do rodzaju choroby psychicznej, stanu przygnębienia, wiecznego rozpamiętywania, nostalgii czy „jaskółczego niepokoju”, a stany te można czy wręcz należy leczyć. Przedstawiając ją w takim świetle, nie tylko uproszczono zjawisko melancholii, ale także odarto je z aury tajemniczości.

Földényi twierdzi, że nie można tego osobliwego stanu ducha zaliczać ani do sfery uczuć, ani do sfery logiki, albowiem zawiera ono w sobie jakiś dodatkowy ładunek, naddatek, który jest czymś dla rozumu niepojętym. Może spaść na nas z nagła – zarówno w chwilach smutku, jak i uniesienia. „Radości doprowadzonej do połowy i w połowie skazanej na przeistoczenie w egzystencjalny smutek” (ks. prof. Józef Tischner). „Ba, nawet rozkosz ma w świątyni swojej ołtarzyk dla niej” – jak pisał Keats w Odzie do melancholii. Melancholia jest zatem doświadczeniem niecodziennym, quasi‑filozoficznym. Już Arystoteles zauważył, że wszyscy wyjątkowi ludzie wyróżniający się w filozofii, polityce, poezji i sztuce są z natury melancholiczni.

W swych esejach Földényi pragnie przywrócić melancholii nimb niezwykłości. Skupia się na estetyce melancholijnej, poszukując jej dawnych i współczesnych (nowoczesnych i ponowoczesnych) postaci w dziełach takich twórców, jak Giorgione, Albrecht Dürer, Francis Bacon, Jo­seph Beuys, Anselm Kiefer itd. Autor czyni to z niezwykłą erudycją, płynnie łącząc humanistyczną naukowość z literackim stylem, ma się jednak wrażenie, że owe analizy stanowią jedynie pretekst do filozoficznej zadumy nad melancholią. Są jakby swoistym autour de la mélancolie, podróżą wokół melancholicznego doświadczenia – jak pisze o książce Földényiego znany krytyk literacki Csaba Szigeti. Najbardziej liryczny charakter mają końcowe eseje, mające bardzo osobisty wydźwięk. Autor odkrywa w nich przed nami całkowicie prywatny, intymny świat wspomnień, takich jak narodziny syna czy śmierć ojca.

Pierwszym krokiem ku zrehabilitowaniu pojęcia melancholii jest zaakceptowanie faktu, że nie istnieje jednoznaczne i precyzyjne określenie tego terminu; wszelkie próby jego zdefiniowania kończą się fiaskiem. A to dlatego, że nieustannie pojawiają się nowe perspektywy, punkty widzenia, które stawiają zjawisko melancholii w coraz to nowym świetle. W każdej epoce określała ona coś innego, dlatego jej znaczenie i rozumienie ulega znacznym przesunięciom i modyfikacjom w zależności od konfiguracji historyczno-kulturowej, w której się pojawiała. Oznaczać mogła zarówno chorobę duszy, jak i ciała, przejaw czy też przyczynę szaleństwa lub geniuszu, dyspozycję charakteru ludzi urodzonych pod znakiem Saturna, postawę egzystencjalną czy kondycję podmiotu. Istnieje natomiast jedna wspólna rzecz, która cechuje melancholików. Mianowicie taka, że niezależnie od epoki, w jakiej żyli, nie godzili się na ówczesny porządek świata, a dokładniej – nie potrafili traktować go jako definitywny. W tym sensie melancholia jest pojęciem natury filozoficznej, bo bierze się ze zwątpienia. Czym bowiem jest zwątpienie? Stanem, w którym wszelkie oczywistości przestają nimi być. Melancholik ze zdumieniem zauważa, że dotychczasowa wiedza okazuje się niewystarczająca. Gdzie indziej dostrzega to, co wcześniejsze cywilizacje nazywały istotą rzeczy.

Zawarte w Pochwale melancholii treści poruszają temat współczesnych trendów, zjawisk społecznych, mechanizmów dzisiejszego społeczeństwa informacyjnego, jednocześnie niemal każdy z tekstów odwołuje się do ryciny Albrechta Dürera z 1514 roku pt. Melancholia I. Dzieło to, które zrodziło się pod wpływem Burzy Giorgionego, stanowi chyba najsłynniejszą alegorię melancholii. U stóp zatopionego w myślach anioła leżą w bezładzie porozrzucane przedmioty – klepsydra, waga, drabina, młotek, obcęgi itd. Są to atrybuty twórcy, geometry, insygnia władzy nad światem widzialnym, symbole ludzkiego intelektu, którego pomimo trudu nie udało się przekształcić ludzkości w demiurgiczną moc. Wśród tych przedmiotów wyróżnia się tajemniczy wielościan, który stał się symbolem samej melancholii i do dziś inspiruje wielu artystów. Na temat powstania i znaczenia tej figury geometrycznej napisano wiele esejów, analiz, ale nikomu nie udało się odgadnąć jej pierwotnego znaczenia. Stanowi ona także ramę organizującą całą narrację Pochwały melancholii, nieustannie powracając w dalszych fragmentach książki. Według Földényiego owa bryła jest tak samo zagadkowa, jak dwie zniszczone kolumny z obrazu Giorgionego. Nie można powiedzieć, że jest to jedynie studium nad proporcjami i zagadnieniami perspektywy, ponieważ figura ta nie mieści się, w całej pełni, w wielowymiarowej, euklidesowej przestrzeni logicznej. Jest raczej plastycznym wyrazem stanu duchowego anioła, którego melancholia bierze się z niemożności ogarnięcia nadmiaru świata. A to stąd, że nie potrafi rzeczywistości włożyć w siatkę klasyfikacji. Poczucie, że byt w całości jest kruchy, odsłania się przed nami właśnie w nastroju melancholii. Kiedy doświadczamy, że świat jest „nie taki”, że rzeczywistość jest „tam”, a nie „tutaj”. Że rzeczy mają się nie tak, jak wyglądają na zewnątrz. Między człowiekiem a światem tworzy się jakaś symboliczna dziura, metafizyczna przestrzeń, w której popada on w stan zawieszenia i mierzy się z tajemnicą istnienia. Wiąże się to z poczuciem wydrążenia, straty, ale straty stymulującej, jak twierdzi Arystoteles, do twórczego jej przezwyciężenia. Dlatego też melancholia nie ma charakteru czysto pejoratywnego. Nie tylko przytłacza, ale i wciąga. Do jej bowiem istoty przynależy także voluptas dolendi, czyli zadowolenie ze smutku, co sprawia, że niechętnie się od niej uwalniamy. Stany melancholiczne mamią swą metafizycznością, dając swoistą rozkosz wątpienia.

A czym jest melancholia dziś? Często mówi się o niej jako o cesze zbiorowej, którą chętnie przypisuje się jakiemuś narodowi, a zwłaszcza Węgrom. W tym kontekście melancholia występuje jako element budowania tożsamości, narodowego mitu, przeżycia czegoś wspólnotowego. Jako tęsknota za czymś, co kiedyś było wielkie, nostalgia, pamięć klęski, która spotkała Węgry w Trianon. Ten motyw rzeczywiście stale obecny jest w rozmowach, ale – abstrahując od tego – czy istnieje w ogóle coś takiego jak melancholia narodu? Otóż kierując się tokiem myślowym Földényiego, odpowiedź brzmi przecząco. Melancholia jest przede wszystkim indywidualną postawą wobec istnienia, głęboko związaną z poczuciem samotności, separacji, która oddala świat, pozwalając mu się przyjrzeć z innej perspektywy. A zatem nie może ona mieć charakteru powszechnego. Melancholik nie identyfikuje się ze światem zewnętrznym, a wręcz odgradza się od niego przezroczystą szybą (podobnie jak postacie z obrazów Francisa Bacona, zamknięte w białe linie, przypominające szklaną klatkę). Człowieka ogarnia melancholia właśnie dlatego, że samotnie mierzy się ze swoją sytuacją w świecie i nie ma nikogo, kto zdjąłby z jego ramion ciężar bycia. Innym istotnym elementem melancholii jest wymóg ciszy. Földényi pisze, że takiej absolutnej, kosmicznej ciszy doświadczył w Engadynie położonej na południowej stronie Alp Szwajcarskich podczas wspinaczki na szczyt Corvatsch. Był tam sam, ale wcale nie czuł się samotny. Odczuwał to, co Rilke nazywa „osamotnieniem na szczytach serca”. Od tego stanu do melancholii dzieli nas tylko krok. Nie zrozumiemy, co ona znaczy, jeśli nie przywykniemy do słuchania ciszy.

Według Földényiego melancholia dziś to bunt wobec powszechnych oczekiwań społeczno-cywilizacyjnych. Posługując się określeniem Adama Zagajewskiego, stwierdza, że melancholia to sięgająca w głąb „wertykalna nostalgia”, będąca anachronizmem w świecie, który podsycają wyłącznie horyzontalne pragnienia. W tym zdaniu pobrzmiewa wyraźna krytyka współczesnego społeczeństwa, które zatraciło swoją wrażliwość, zagubiło wartości. Takie oto widmo krąży nad Europą: skoro zakorzenione w naszej kulturze wartości są stale podkopywane, to w końcu ten wielki europejski projekt rozsypie się na kawałki i czeka nas egzystencja w społeczeństwie złożonym z ludzi o stępionej wrażliwości. A tych, którzy na to się nie godzą, czeka melancholijna samotność w poczuciu utraty, która co prawda jest korzyścią, ale tylko połowiczną, bo dotyczy jedynie pojedynczych, odosobnionych przypadków.

László F. Földényi, A melankólia dicsérete (Pochwała melancholii).
Jelenkor Kiadó KFT 2017.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.