Odzywają się głosy, że powinniśmy, przynajmniej na jakiś czas, Rosję wykreślić z listy naszych zainteresowań, kultura rosyjska bowiem w całości związana jest z imperialnym, więcej: zbrodniczym charakterem państwa rosyjskiego, które w ostatnich dziesięcioleciach kieruje się czekistowską/raszystowską ideologią rekonkwisty sowieckiej strefy wpływów. Z innej strony, jak pokazuje przykład kultury niemieckiej po 1945 roku, również idee najbardziej obciążone odpowiedzialnością za zbrodnie nie znikają z pola widzenia, ale pozostają problemem do przemyślenia. I jeśli nawet mielibyśmy przyjąć radykalnie likwidatorską perspektywę, to jej konkluzje powinny zostać poprzedzone otwartą debatą, której przestrzenią może stać się „Twórczość”.
Rosja od przeszło trzystu lat oddziałuje na nas swoją przemocą jako zaborca, kolonizator i okupant. Nie można jednak zapominać, że owa przemoc kierowała się również przeciwko samym Rosjanom, co w tajemniczy sposób potrafiło wytworzyć między nami pewną wspólnotę losu. Z Rosjanami łączy nas także odrębność wobec Zachodu, z którym pełnej tożsamości osiągnąć nie możemy. Obydwa podobieństwa są dla nas inspirujące, o czym wiedzieli, czytając Rosjan, Stanisław Brzozowski, Czesław Miłosz, Andrzej Walicki i tylu innych. Jeśli za jakiś czas wojna skończy się klęską putinowskiej Rosji, to sytuacja geopolityczna Polski może się cofnąć do czasów sprzed bitwy pod Połtawą, a wówczas – jak Kochanowski czy Sarbiewski – nie będziemy już musieli zajmować się Rosją, ale – będziemy mogli to robić. Pytanie, czy do tej wolności wyboru jesteśmy intelektualnie przygotowani?