04/2021

Witold Bokszczanin

A przecież…

Pukanie do drzwi… Zapewne swój, obcy raczej użyłby dzwonka. Otwiera. Sąsiad z góry. Swój, bo widują się od lat, przy spotkaniach pozdrawiają, a bywa, że zamienią parę zdań. Ale i obcy, bo poza tym, że niedawno zmarła mu żona, wie o nim niewiele, mimo że rozdziela ich tylko strop, którego właściwości dźwiękochłonne są dość umiarkowane. Przybysz przeprasza za najście. I zaprasza do siebie. Z okazji? Bez okazji – tak zwyczajnie – po sąsiedzku. Czy ma gości? Nie, więc będą mogli spokojnie porozmawiać. O czym? To pytanie zadaje tylko sobie. Na opuszczanie mieszkania nie ma ochoty, ale czy komuś ze wstążką żałoby świeżo wpiętą w klapę marynarki można odmówić?

Od tego się zaczęło – przyszedł, bo nie radził sobie z samotnością. Nie, nie skarżył się na nią. O niej w ogóle nie rozmawiali ani o czymkolwiek, co ma czy może mieć z nią związek. Woleli o czymś innym. Nieoczekiwanie szybko zgadało się im, że są niemal rówieśnikami i że przez tuż powojenne dzieciństwo przeszli po sąsiedzku, po sąsiedzku do tego stopnia, że kasztany i żołędzie zbierali w tym samym parku, piłkę zaczynali kopać na największym jego placu, pływać uczyli się na tym samym basenie, a tylko trzepak, czyli podwórkową siłownię, każdy miał gdzie indziej. I tak oto ten, o którym na początku trudno było powiedzieć, czy jest swój, czy obcy, już po paru godzinach staje się Jankiem, znanym, zda się, od lat.

Emerytom najdotkliwiej brakuje zdrowia, często pieniędzy, natomiast czasu wolnego tylko nielicznym. Do tych ostatnich, na szczęście, nie należą, dlatego postanawiają, że śladami wspomnień, które nadspodziewanie mocno ich wciągają, wybiorą się, jak tylko zrobi się cieplej.

Nie muszą długo czekać. Zaczynają od parku: gladiator z cokołu pozdrawia wchodzących; waga osobowa, niezmiennie w zielonej budce, zaprasza do wygodnego, bo na siedząco, policzenia swoich kilogramów; ławki koło bramy okupowane przez zbierających siły na dalszy spacer lub na powrót do domu… Pół wieku z okładem – i to niemałym – a prawie nic się nie zmieniło. Dalej będzie tak samo?

Dopiero co zniknęły ostatnie łachy śniegu, więc nie jest to pora, żeby zbierać kasztany, a tym bardziej żołędzie, ale w sam raz, żeby rozpocząć sezon piłkarski. Dlatego idą tam, gdzie uganiających się za piłką powinno być najwięcej. Rówieśników ich dzieciństwa rzeczywiście nie brakuje, ale ani im w głowie naśladować czyjeś, kiedy mają własne, a do tego plac zabaw… I to jaki! Mogą kręcić się na karuzelach z własnoręcznie lub własnonożnie regulowaną prędkością, bujać nie tylko na różnych huśtawkach, ale i na rozmaite sposoby, wspinać się na ściankach o skali trudności na miarę umiejętności albo ambicji, wybierać między zjeżdżalniami o jak najszybszym lub jak najdłuższym zjeździe, odkrywać ciągle nowe możliwości, jakie dają skoki na batucie… A wszystko to w jednym miejscu i bez obawy, że coś się urwie, zarwie, zwali na łeb, podczas gdy oni, tuż po wojnie… Żeby załapać się na karuzelę, a nawet na huśtawkę, musiało przyjechać wesołe miasteczko. Ruin do wspinaczki co prawda nie brakowało, ale nieraz okazywały się zdradliwe, a oprócz tego trzeba było pamiętać, że wdrapywanie się bywa łatwiejsze od schodzenia, którego jednak się nie uniknie. Zjeżdżali przede wszystkim na poręczach – różnych! – ale są zgodni, że najlepsze towarzyszyły schodom na pobliskiej skarpie, w innym miejscu której, kiedy spadł śnieg, szusowali oprócz tego na złamanie karku – sąsiad na sankach, a on na kaflach od pieca wygrzebanych z gruzów.

Spacerują, patrzą, wspominają… Również to, co było, a czego już nie ma… Chociażby barak, do którego dozorca parkowy zabierał im piłkę, gdy lądowała, gdzie nie powinna, a im nie udało się go ubiec. Trzymał ją w pakamerze z drzwiami zamykanymi na klucz, ale z oknem przeważnie otwartym, jako że miało kraty, na szczęście powyginane, a były to czasy, że gdy przechodziła głowa, reszta już musiała. Miał to przećwiczone jako jeden ze sposobów wchodzenia na mecze piłkarskie na stadionie poniżej skarpy, więc z tamtych doświadczeń wystarczyło tylko skorzystać. Janek, w zastępstwie wykradania, pamięta wykupywanie. Za to – już zgodnie – wspominają ekrany, rozpinane z jakichś tam okazji, dzięki czemu zaliczyli pierwsze w życiu kino plenerowe, jeszcze zanim się dowiedzieli, że coś takiego istnieje. W pamięć obu wbił się także drewniany słup, zakończony niewielką platformą z nagrodą dla tego, któremu – podczas festynów – uda się na niej stanąć. Był wysoki chyba na trzy piętra, wystrugany na gładko, a do tego jeszcze natarty mydłem. Wspinanie się po nim boso lub w tenisówkach, lecz bez pasów, słupołazów i innych udogodnień, nie było łatwe, ale nagroda – garnitur, flacha czystej i parę pęt kiełbasy – działała na wyobraźnię. Dlatego ciągle ktoś nowy odkrywał w sobie duszę zdobywcy. Jednak nie przypominają sobie, żeby komuś w pojedynkę się udało. Nawet gdy wydawało się, że tylko ruch, góra dwa, a złapie się za krawędź platformy, odciągnie, i… Właśnie wtedy prawie tryumfator nagle zsuwał się na dół. Po którymś niepowodzeniu dotychczas przegrani, choć zapewne nie wszyscy, zaczynali łączyć siły. Najważniejsze było udostępnianie swoich ramion pod stopy innych. Z wzajemnością, rzecz jasna. Dopiero wówczas… Garnitur dla tego, który dotarł na szczyt i pomachał flagą Czerwonego Krzyża, strzegącą nagrody, a dla tych, co mu w tym pomogli, wóda i zagrycha.

Gdy tak łażą i wspominają, chwilami wydaje mu się, jakby razem spędzali tu czas, razem kopali piłkę… Dlatego pyta sąsiada, czy pamięta, kto kiwał najlepiej? Nie za bardzo. A kto prawie zawsze strzelał najwięcej goli? Też nie. Jak to, przecież ci dwaj jako najlepsi dobierali składy swoich drużyn, a co to za chłopak, który by nie chciał do którejś się załapać, chyba… Chyba że miał to jak w banku, bo przychodził z piłą o wiele lepszą od tej, jaką grano dotychczas. Wtedy to on wybierał drużynę, a ktoś z jej składu wypadał, robiąc mu miejsce. Toteż chce wiedzieć, czy rozmówca miał piłkę. Miał. Jaką? No, zwyczajną. Futbolówkę? Chyba tak. Czyżby rozmówca nie był aż tak swój, jak mu się jeszcze przed chwilą wydawało?

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.