03/2020

Magdalena Boczkowska

Jak rodzi się zło?

Justyna Kopińska jest jedną z najczęściej nagradzanych polskich reporterek. Zdobyła Nagrodę Dziennikarską Amnesty International – Pióro Nadziei, Nagrodę PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Grand Press, Nagrodę „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej oraz wyróżnienie Radia Zet im. Andrzeja Woyciechowskiego. Jest także jedyną Polką z nagrodą European Press Prize, zwaną europejskim Pulitzerem, na koncie. Po wstrząsających i ważnych społecznie tomach reportaży: Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie? (2015), Polska odwraca oczy (2016) oraz Z nienawiści do kobiet (2018) przyszedł czas na kolejną książkę. Tym razem dostajemy jednak reportaż fabularyzowany, w żadnym wypadku Obłęd nie jest bowiem typową powieścią. Jest także historią bazującą na tak zwanym reportażu wcieleniowym – gatunku wykorzystywanym w dziennikarstwie śledczym. Reporter zmienia wówczas swoją tożsamość w celu zdobycia informacji, jakich nie uzyskałby bez tej metody. Za najbardziej znanych reporterów stosujących tę technikę uchodzą Günter Wallraff, John Howard Griffin i Barbara Ehrenreich, w Polsce zaś Jacek Hugo-Bader, Marek Kęskrawiec czy Marcin Masztalerz. Ale po kolei.

Jakiś czas temu w Polsce ukazała się książka Stacy Horn Wyspa Potępionych. Prawdziwa historia wyspy Blackwell, opisująca historię istnienia wyspy w pobliżu Nowego Jorku, na której utworzono szpital psychiatryczny, więzienie i przytułek dla „niewygodnych” mieszkańców, głównie chorych, biednych, sierot, drobnych przestępców, emigrantów etc. W książce przytoczona jest między innymi historia Nellie Bly (1864–1922, właśc. Elizabeth Jane Cochrane) – reporterki pracującej wówczas dla „New York World”, gazety należącej do samego Josepha Pulitzera. Zatajając własną tożsamość, Bly pozwoliła się zamknąć w zakładzie psychiatrycznym dla kobiet na wyspie Blackwell. Spędziła tam dziesięć dni, poddawana okropnym praktykom przez lekarzy i zespół pielęgniarski. Własne doświadczenia i obserwacje z traktowania innych pacjentów opisała potem w serii reportaży prasowych zebranych w końcu w książkę zatytułowaną Ten days in a Mad-House, a opublikowaną w 1887 roku. Kopińska wykorzystuje w Obłędzie ten sam motyw. Bohaterem czyni Adama Wagnera, młodego reportera, który dostaje informacje o nieprawidłowościach na oddziale XX pewnego znanego szpitala psychiatrycznego. Był to oddział „dla ludzi, którzy nie potrafią przystosować się do norm, kierują agresję na samych siebie lub wobec innych. Wdają się w nieustanne bójki w swoim środowisku, podejmują próby samobójcze lub się samookaleczają. Oddział jest otoczony murem, pod prądem, budynek ma kraty w oknach. Regulamin oddziału stworzyła ordynator”. Ordynatorem jest Alicja Wasny. Adam postanawia więc sprawdzić wszystko od środka. Zgłasza się do szpitala, sygnalizując depresję po śmierci rodziców i chęć popełnienia samobójstwa. I tak trafia na oddział doktor Alicji.

Chłopak zostaje przydzielony do grupy piżamowców, pacjenci oddziału są bowiem podzieleni na trzy grupy: pierwsza może chodzić we własnych ubraniach, druga właśnie w piżamach, trzecia natomiast w więziennych drelichach. Na codziennych spotkaniach pacjentów z ordynatorką, tak zwanej społeczności, pacjenci dostają punkty. Tylko zdobycie ich odpowiedniej liczby skutkuje przywilejami, takimi jak telefon do domu czy możliwość zobaczenia się z bliskimi. Ordynatorka podzieliła sobie ludzi, nie tylko pacjentów, lecz także pracowników. „Lubiła towarzystwo psycholog, pielęgniarki traktowała protekcjonalnie, a salowych uważała za gorszą kategorię ludzi, z którymi nie warto rozmawiać”. Adam poznaje pacjentów: Olę, Daniela, Huberta, Lenę, Zosię, Tomasza. My poznajemy ich historie, Kopińska wykorzystuje w ich losach prawdziwe zdarzenia, o których niegdyś pisała reportaże. Zresztą cały Obłęd nawiązuje do jej tekstu Oddział chorych ze strachu. Warto przypomnieć kilka faktów. Jesienią 2010 roku do rzecznika praw dziecka przyszedł list ze szpitala dla nerwowo i psychicznie chorych w Starogardzie Gdańskim. List ten napisany został przez pielęgniarki i salowych, którzy chcieli zwrócić uwagę na nieprawidłowości w zarządzaniu oddziałem XXIII przez ordynator Annę M. „Dzieci ubrane w przykrótkie, podarte, popielato-niebieskie piżamy stoją na baczność w ogromnej sali wspartej dwoma filarami. Wzdłuż 24-osobowego szeregu przechadza się filigranowa kobieta o zimnych, ostrych rysach i przenikliwym spojrzeniu. Przemierza całą salę z rękami założonymi do tyłu. Przygląda się temu personel pielęgniarski, który jak zahipnotyzowany wpatruje się w postać szalonej pani doktor. Niektóre dzieci mają szerokie paski na biodrach, a oba nadgarstki spięte skórzanymi pasami. Wyglądają, jakby zapięto je na stojąco w dyby. Dr Anna wystukuje żołnierski rytm” – pisała wówczas Kopińska.

Obłęd jest więc pogłębioną wersją tej historii, wersją o tyle bardziej przerażającą, że opisywaną z wewnątrz przez Adama. Postaci są tu zatem całkowicie fikcyjne, ale ich losy, a także mechanizmy zła, cała sytuacja już nie.

Nasz bohater obserwuje kary wymierzane pacjentom, takie jak trzymanie godzinami, a nawet dniami, w zapiętych ciasno pasach, co skutkuje sikaniem pod siebie i jedzeniem przez rurkę; podawanie ogromnych dawek leków otumaniających, czasem zupełnie niepotrzebnych; dawanie narkomanom cukru do wciągania; noszenie na plecach kartek z napisami w stylu „morderca”, „puszczalska”, „gwałciciel”, „śmierdziel”; uniemożliwianie pacjentom kontaktu z rodzinami; wypuszczanie na spacerniak na mróz bez odpowiednich ubrań; trzymanie tygodniami w izolatce etc. Do izolatki trafia i Adam – „po raz pierwszy w tym miejscu poczuł strach. Było mu niewygodnie, chciał się poprawić. Nie mógł. Pasy trzymały mocno. Zaczął się wyrywać”.

Niezwykle ciekawa jest w książce postać Alicji, lekarza z piekła rodem. Co spowodowało, że jest taka, jaka jest? Co było źródłem zła?

Sama wyznaje jedynemu przyjacielowi, pisarzowi Pawłowi: „potrzebuję nowych bodźców – dodała i przez chwilę milczała, skubiąc zębami koniuszek włosów. – Nie wiem, czy ci kiedyś to opowiadałam… Gdy miałam dziesięć lat, z naszego akwarium wyskoczyła jedna z rybek. Moja ulubiona. Duża, kolorowa, najbardziej ruchliwa. Nazywałam ją «Królową». Mogłam wrzucić ją z powrotem do wody, ale byłam ciekawa, co się stanie. To było cudowne, inne. Szamotała się, ruszała całym malutkim ciałkiem. Wzięłam ją na ręce i obserwowałam. Po raz pierwszy widziałam, jak coś bardzo mi bliskiego znika. Kochałam ją. Uwielbiałam na nią patrzeć. Chwilę, gdy odchodziła, nazwałam «mały cyk». Nie wiem, jak duże «cyk» musiałoby się teraz zdarzyć, bym poczuła cokolwiek”.

Alicja usłyszała kiedyś od własnej matki, że jest bardzo brzydkim dzieckiem, że jest z nią coś nie tak. Od tej pory chciała za wszelką cenę osiągnąć sukces, być najlepszą w swojej dziedzinie, być kimś, z kim inni się liczą. Nie wierzy więc w ludzkie prawo do popełniania błędów, przeszkadzają jej ludzie słabi, nieradzący sobie z życiem, wymagający pomocy, opieki i zaangażowania innych. To dlatego, będąc jeszcze w liceum, doradza sąsiadce opiekującej się niepełnosprawnym synem przyłożenie chłopcu poduszki do twarzy. Dla Alicji „szczęście to usuwanie z życia tego, co niesie ból”, a skoro ból niosą inni ludzie, należy ich wyeliminować. Marzy o stworzeniu społeczności marzeń, ludzi silnych, niezależnych, pięknych. O tym marzyli i naziści, dlatego Alicja tak zafascynowana jest niemieckimi podręcznikami do wychowywania dzieci, jej wypowiedzi są wprost zaczerpnięte ze słów przywódców III Rzeszy. Należy także do ludzi, którzy wierzą, że zakładając lekarski kitel czy sutannę księdza, mogą żyć ponad prawem, że mają glejt na prawdę i nieomylność. I czasami niestety mają na to społeczne przyzwolenie. Lekarka przekonuje na przykład rodziców jednej z pacjentek, Oli, która popełnia na oddziale samobójstwo, żeby dali jej pieniądze na dalsze badania nad społecznością marzeń. Tłumaczy im też, że „prawdziwej przemiany jest w stanie doświadczyć najwyżej dziesięć procent osób. Większość tak przesiąkła grzechem, że nie może zobaczyć drogi prowadzącej do normalności. Przeżywają życie w piżamach, bo wybierają szlak snu i rojeń. Lub wkładają drelich, bo chcą być niewolnikami”. Godzą się więc ze śmiercią Oli, nikogo nie obwiniając o złe traktowanie dziewczynki, nikogo nie pociągając do odpowiedzialności za jej śmierć. A Ola była zaszczuta, stłamszona, jak wszyscy pacjenci doktor Alicji.

Kopińska potrafi swoimi reportażami wpływać na rzeczywistość. Sprawy sądowe bywają przyspieszane, prokuratura zaczyna interesować się jakimiś nadużyciami itd., itp. Obłęd również nie przejdzie bez echa. Zwarta reportażowa forma, krótkie, pojedyncze zdania. Oszczędność emocji. Klaustrofobia oddziału. Przerażająca historia Adama, który – co najbardziej wstrząsające – „gdy bezpowrotnie stracił część siebie, poczuł się spokojny i bezpieczny”. W ten sposób autorka Z nienawiści do kobiet pokazuje to, czego nie mogła już wprost opisać w tekstach prasowych. Tylko taka forma, ni to powieści, ni to reportażu, pozwala na pokazanie tytułowego obłędu naszego tu i teraz, który szerzy się jak Polska długa i szeroka. Ważne, że Kopińska nie traci pazura, że walczy za tych, którzy na walkę nie mają siły. Czy będzie to walka wygrana? Czas pokaże.

Justyna Kopińska: Obłęd.
Świat Książki,
Warszawa 2019, s. 176.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.