06/2019

Miłosza Waligórskiego rozmowa z Milicą Markić

Serbia

MW: Serbia to translatorski fenomen. Z jednej strony, jeśli wierzyć badaniom, Serbowie czytają dwa razy mniej niż Polacy – a Polacy nie czytają wiele – z drugiej odnoszę wrażenie, że literatura polska, szczególnie poezja, jest nad Dunajem i nad Sawą w ofensywie, której nie widzieliśmy nawet za czasów dopingu państwowego. Dość wymienić kilka książek, które m.in. dzięki Tobie ukazały się lub dopiero ukażą w 2019 roku: wiersze Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Anny Augustyniak, Julii Fiedorczuk, Janusza Drzewuckiego, Stanisława Grochowiaka, ale też Jakuba Kornhausera, Tadeusza Dąbrowskiego czy Anny Świrszczyńskiej. Czy inne literatury też mają tu tak silne reprezentacje?

MM: Nie znam się na statystyce, ale w najlepszej u nas serii poetyckiej („Povelja”) ukazało się dotychczas sporo poezji w przekładzie, wśród których poezja polska zajmuje około czterdziestu procent. Ogólnie mówiąc, chyba żadna inna poezja nie ma u nas tak mocnej pozycji. Trzeba za to dziękować tłumaczom – przede wszystkim świętej pamięci Petarowi Vujičiciowi oraz jego następczyni Biserce Rajčić, wielokrotnie nagradzanej i uznanej również nad Wisłą translatorce, która przełożyła na serbski około stu polskich książek. Skąd to się bierze? Przypomina mi się fragment Wspomnień polskich, kiedy Gombrowicz opowiada o swoich obowiązkach sądowych: „Ta praca dogadzała mi: zostawiała dość czasu na literaturę i nawet doszedłem do takiej biegłości w protokołowaniu, że i w czasie rozprawy w momentach mniej natężonych, mogłem coś tam literackiego gryzmolić sobie na boku”. Pani Biserka przez długi czas pracowała w bibliotece Instytutu Języka Serbochorwackiego SANU [Serbskiej Akademii Nauk]. Ta praca sprzyjała działalności translatorskiej. Dziś trudno o takie synekury. Żyjemy w innym świecie. Podobno Serbia zajmuje pierwsze miejsce w świecie pod względem liczby freelancerów. Jeśli ktoś chce pozostać wierny swojemu powołaniu, wybiera wolny zawód, korzysta z różnych grantów. Bardzo pomaga nam Instytut Książki, zawsze to podkreślam. Bez ich wsparcia żadne z moich tłumaczeń nie ujrzałoby światła dziennego. Na serbski został już przetłumaczony i wydany cały polski parnas. Teraz czas na klasykę innego kanonu, na „nowe” nazwiska, jak choćby Bursa czy Poświatowska, którzy dopiero niedawno doczekali się u nas swoich tomików; albo na Grochowiaka, nad którego Menuetem z pogrzebaczem obecnie pracuję. Mam też nadzieję, że ekopoezja Julii Fiedorczuk znajdzie tu swojego czytelnika. W Serbii ten nurt jest prawie nieznany. Ja odkryłam go dzięki jej książce Cyborg w ogrodzie.

MW: To dość duży rozrzut: od Poświatowskiej przez Tkaczyszyna-Dyckiego do Bursy czy od Świrszczyńskiej do Fiedorczuk przez Drzewuckiego i Grochowiaka. Jak dobierasz autorów? Jakie kryteria musi spełnić wiersz albo cały tom poetycki, żebyś uznała go za godny przekładu na język serbski. Czy to polscy poeci mają coś dać serbskiej literaturze, czy serbska literatura ma wzbogacić ich twórczość o jakieś nieznane konteksty? Po co, mówiąc zaczepnie, Serbom wiersze np. Janusza Drzewuckiego?

MM: Wyborów dokonuję zazwyczaj w sposób intuicyjny. Długo chodził za mną fenomen Poświatowskiej, jej wiersze wydawały mi się poezją dla egzaltowanych kobiet, ale kiedy sięgnęłam po opracowania, zdałam sobie sprawę, że te „kobiece madrygały” podszyte są czymś bardzo poważnym. Sprawdziło się to w przekładzie. Dyckiego zaś wybrałam przede wszystkim dlatego, że to wybitny poeta, wielokrotnie nagradzany, więc pomyślałam, że skoro, na przykład, Ewa Sonnenberg spotkała się u nas z tak życzliwym przyjęciem, to warto zaproponować jeszcze jakiegoś współczesnego poetę, w tym przypadku absolutnie odrębnego, niesamowitego. Dyckiego nie da się naśladować, jest nieporównywalny z nikim. Z kolei Julia Fiedorczuk przyciągnęła mnie swoją ekopoezją, a Janusza Drzewuckiego miałam okazję poznać osobiście parę lat temu podczas Targów Książki w Belgradzie. Wiele jego wierszy powstało z inspiracji podróżami po Serbii (Wojwodinie), Rumunii, Węgrzech… Chciałam więc pokazać, jak nas widzą z zewnątrz. Poza tym ta poezja bliska jest reportażowi poetyckiemu, gatunkowi mocno zakorzenionemu w literaturze polskiej, u nas mniej. To też warto pokazać. W ten sposób literatura serbska wzbogaca się o nowe konteksty. Jeśli chodzi o Grochowiaka, wybrał go wydawca. Zvonko Karanović, poeta, przeczytał zaledwie kilka wierszy autora Płonącej żyrafy, które ukazały się u nas w przekładzie Petara Vujčića w słynnej antologii Savremena poljska poezija (Współczesna poezja polska) z 1964 roku, zafascynował się nim i postanowił wydać w swojej oficynie cały tom. Ucieszyłam się, bo to trzeci – po Bursie i Poświatowskiej – przedstawiciel poetów przeklętych w moim dorobku tłumaczeniowym.

MW: Wrócę na moment do Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, „pojedynczego i osobnego” poety o unikalnym idiomie, opartym na nazwach własnych, nazwiskach, zdrobnieniach, archaizmach i zapożyczeniach z gwar pogranicza polsko-ukraińskiego, a więc, teoretycznie, nieprzekładalnego. Na czym z Twojej perspektywy polegała trudność w tłumaczeniu jego wierszy na język serbski? Jak w tym przypadku przebiegało to słynne etkindowskie odkrywanie stylu? I jak w ogóle pracujesz nad przekładami przekrojowych wyborów wierszy? Obwarowujesz się książkami, artykułami, doktoratami itd. czy po prostu idziesz na czuja. Przypomnę, że w 2018 roku w Belgradzie ukazał się tom Stvarno i nestvarno postaje jedno telo: 111 pesama (Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem: 111 wierszy).

MM: Nie ma czegoś takiego jak utwór nieprzekładalny. Dobre tłumaczenie jest dziełem równoprawnym z oryginałem. „Oto moja książka – powiedział László Krasznahorkai na promocji w Belgradzie, trzymając w ręce oryginał węgierski, po czym pokazał na tłumaczenie i dodał – a tę napisał Marko Čudić”. Taka relacja między pisarzem a tłumaczem robi wrażenie. Bo najważniejsze jest zaufanie. Metodologia, którą sugerujesz, to dla mnie naturalny sposób gromadzenia wiedzy o autorze, o ścieżkach rozwoju jego twórczości, tematach, wątkach, do których obsesyjnie wraca itd. Ale jedno nie wyklucza drugiego. Bez „czuja” nie ma pracy twórczej. Konsultacja z autorem to punkt oparcia, chętnie konsultuję się jednak także z innymi odbiorcami, ze „zjadaczami” poezji, poetami, slawistami… Poza tym w trakcie lektury notuję swoje skojarzenia, obserwacje i potencjalne rozwiązania. Potem następują suspens: dystansuję się do zebranego materiału, odkładam go na jakiś czas – i kulminacja: odrzucam albo przyjmuję tekst do przekładu.

MW: A co z Dyckim?

MM: Już mówię. Na przykład jego „atramentówki” [nie chodzi o typ drukarki, ale o bokserki czy spodenki – MW] przerobiłam na dość niezwykłe pelengaće, ponieważ ciąg dalszy tego wiersza z cyklu Kamień pełen pokarmu brzmi „jestem jeszcze dziecinny”, więc to mi tu pasowało jak ulał. Pelena to pielucha, gaće majtki, a pelengaće spodenki kogoś, kto ma mleko pod nosem. Inny ciekawy przykład pojawił się ostatnio podczas promocji serbskiego wydania Bakakaju Gombrowicza. Kiedy powiedziałam otwarcie, że tytuł opowiadania Na kuchennych schodach (w tej książce: Na sporednom stepeništu) przetłumaczyłabym jako Na kuhinjskom stubištu, zostałam oskarżona o szerzenie kroatyzmów, czyli słów chorwackich, i archaizmów. Ale moim językiem jest serbochorwacki i nic na to nie poradzę. Ponadto literatura to też edukacja, no i słowo stubište ma wydźwięk erotyczny, brzmi wprost seksownie, i żaden puryzm językowy tego nie zmieni.

MW: Erotyka erotyką, ale pochwaliłem się tu znajomością nazwiska Etkind. Uwypuklijmyż to!

MM: Dobrze. Otóż nie wiem, czy udało mi się owo „etkindowskie odkrywanie stylu”. Według mnie jednak rację miał Gombro, gdy pisał, że teorie często niepotrzebnie nas osaczają, tłamszą, są z papieru, który nie dopuszcza powietrza. Pracując nad Dyckim, ubierając w ciało tę widmową przestrzeń jego wierszy, przypomniałam sobie, że on sam często zachęcał mnie do próżnowania (zresztą, mistrz G. też twierdził, iż „myśl próżniaka jest tym, co najbardziej rozwija inteligencję”). Podczas nicnierobienia przychodzą do głowy dobre pomysły. A spekulacja intelektualna często przeszkadza. Teoria kataloguje, klasyfikuje, niweluje, podczas gdy dzieło, w tym przekład, dąży do powiedzenia czegoś w sposób nowy. Tylko to się liczy. Ta próba oryginalnego, ale przecież nie jedynego, wykonania oryginału.

MW: No to mamy piękną konkluzję: proszę odpocząć, a nieprzekładalny przekład przełoży się sam. W takim razie podejdę z innej strony. Recepcja. Czytają Serbowie ETD?

MM: Poza wydaniem książkowym kilka wierszy ukazało się na bośniackim portalu strane.ba, kilka na stronie „Libela poezija”, kilka wyjdzie wkrótce w pismach literackich „Povelja”, „Enklava”, „Buktinja” i „Letopis matice srpske”. Słowem, zainteresowanie poezją Dyckiego jest niemałe, a więc elementy, które wymieniłeś: gwara, łamańce językowe, powtarzające się dziwne nazwiska i „egzotyczne” toponimy – okazały się przeszkodami do przezwyciężenia. Zanim na rynku pojawiła się książka, poetka Marija Dragnić, która przeczytała ETD w Internecie, napisała do mnie tak: „Dziękuję Ci, Milico! Super wybór i super przekład. Zachwycił mnie rytm tej poezji, repetycje, aura czegoś innego, czegoś autentycznego. Dycki naprawdę jest czarodziejem! Jest równocześnie i czarny, i biały. Schizofreniczny”. Potem przeczytałam jeden jej wiersz i zrozumiałam, dlaczego oni tak się z ETD zazębiają, wychodzą sobie naprzeciw. Dla takich odkryć, dla jasnych momentów, kiedy widzę, że mój przekład to prosta kładka między ludźmi, warto wykonywać tę robotę.

Belgrad – Nowy Sad, 23 marca 2019 roku


Milica Markić (ur. w Belgradzie w 1966 roku) – studia polonistyczne ukończyła na Uniwersytecie Belgradzkim w 1991 roku. Pracowała w wydawnictwach Nolit i Clio, a także w bibliotece urzędu administracji państwowej. Tłumaczeniem literatury zajmuje się od 1995 roku, a od 2009 roku pracuje jako wolny strzelec. Milica Markić mieszka i pracuje w Belgradzie.

Wydała ponad trzydzieści książek przekładowych: Bez Tebe (2017, Bez Ciebie) Anny Augustyniak, Kako sam ubio svoju tetku (2010, Zabicie ciotki) i Dželat bez maske (2016, Kat bez maski) Andrzeja Bursy, Nekuda dalje, negde drugde (2016, Gdzieś dalej, gdzie indziej) Dariusza Czai, Časak ili dva (2019, Chwila albo dwie) Janusza Drzewuckiego, Grafikon (2019, Grafik) Julii Fiedorczuk, Kako da zavoliš tržne centre (2018, Jak pokochać centra handlowe) Natalii Fiedorczuk, Pornografija (2011, Pornografia), Transatlantik (2013, Trans-Atlantyk) i Naša erotska drama (2013, Nasz dramat erotyczny) Witolda Gombrowicza, Mi smo emigranti (2002, My zdies emigranty) Manueli Gretkowskiej, Rimski triptih (2003, Tryptyk Rzymski), Sećanje i identitet (2008, Pamięć i tożsamość) i Ljubav i odgovornost (2013, Miłość i odpowiedzialność) Jana Pawła II, Kritički muzej (2013, Muzeum krytyczne) Piotra Piotrowskiego, Izabrane pesme (2018, Wiersze wybrane) Haliny Poświatowskiej, Krv vilenjaka (2012, Krew elfów), Vreme prezira (2012, Czas pogardy) i Vatreno krštenje (2013, Chrzest ognia) Andrzeja Sapkowskiego, Sanatorijum u senci peščanika (2015, Sanatorium pod klepsydrą) Brunona Schulza, U pustinji i prašumi (2003, W pustyni i w puszczy) Henryka Sienkiewicza, Na putu za Babadag (2009, Jadąc do Babadag) Andrzeja Stasiuka, Stvarno i nestvarno posaje jedno telo: 111 pesama (2019, Rzeczywiste i nierzeczywiste staje się jednym ciałem: 111 wierszy) Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Dnevna kuća, noćna kuća (2002, Dom dzienny, dom nocny), U potrazi za Knjigom (2002, Podróż ludzi Księgi), Svirka na mnogo bubnjeva (2004, Gra na wielu bębenkach), Beguni (2010, Bieguni), Pamtivek i druga doba (2013, Prawiek i inne czasy), Vuci svoje ralo po kostima mrtvih (2014, Prowadź swój pług przez kości umarłych) i Knjige Jakovljeve (2017, Księgi Jakubowe) Olgi Tokarczuk oraz Gulaš od turul ptice (2011, Gulasz z turula), Trunje (2013, Trociny) i Aleja nezavisnosti (2015, Aleja Niepodległości) Krzysztofa Vargi.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.