07-08/2020

Wojciech Kaliszewski

Sztuka patrzenia

„Słyszące usta” i „widzący język”, paradoksalne wyrażenia, które przylegają do siebie w realnym, tekstowym wymiarze, układając się w tytułową formułę nowego zbioru wierszy Mieczysława Machnickiego, poruszają wyobraźnię semantyczną czytelników. Tytuł usta moje słyszą i mój widzi język brzmi jak wstęp do tekstu profetycznego. To bowiem jest wyraz jakiegoś szczególnego sposobu widzenia i słyszenia, szczególnego rodzaju poznawania świata, odbierania jego sygnałów i odczytywania jego znaków. Niezwykłe w tym tytule jest także powtórzenie zaimka, formy podkreślającej prawo własności, formy dzierżawczej, silnie związanej z osobą, z kimś, z podmiotem. „Moje” i „mój” powtórzone przez poetę, tworzą figurę wzmocnioną, są zapowiedzią głosu silnego i spojrzenia przenikliwego, bo „usta słyszące” to jakby mowa natchniona, prorocza, przekazująca słowa trudne, to usta transmitujące sens płynący z dalekiego źródła, a „język widzący” to taki język, który odróżnia wzór od imitacji. I w jednym, i drugim przypadku to, co „moje”, odsłania kogoś istotnego, naznaczonego niezwykłymi talentami i zdolnościami komunikacyjnymi oraz wskazuje na konkretną, osobową dziedzinę myśli i emocji. Można więc śmiało powiedzieć, że Machnicki w ten wysoki – semantycznie i stylistycznie – sposób wprowadza czytelników w świat wyjątkowy, ważny i osobowo jedyny w swoim rodzaju.

Usta moje słyszą i mój widzi język to zbiór wierszy bez tytułu. Brak tytulatury, utrzymany konsekwentnie w całym tomie, sprawia, że czytelnik zanurza się w otwartym strumieniu wierszy – jakby bez początku i końca – w układzie obrazów, w żywiole słów i wersów. Wiersze bez tytułu, bez znaków przestankowych i wielkich liter są bowiem bliskie żywej, osobowej mowie. Łączą się ze sobą jak zdania w porządku wypowiadanego spontanicznie monologu, zaczepiają, prowadzą nagłą myśl, odskakują od siebie i znowu powracają. To nadaje całemu zbiorowi żywy rytm, który – należy to mocno podkreślić – ujęty jest w przejrzystą strukturę stroficzną. Dziesięciowersowe wiersze, zbudowane z dystychów o mniej więcej wyrównanej liczbie sylab, tworzą u Machnickiego układ mocny, regularny, opierający się nieprzewidywalnym skutkom chaosu. Ponadto każdy wiersz jest datowany, osadzony w konkretnej chwili, przypisany tej chwili. To także wzmacnia stałość i przejrzystość kompozycyjnego układu całego tomu. Ale słowa i wersy nie wszystko mogą wyrazić. Są tylko stroną zewnętrzną myśli. W poezji potrzebna jest także głębia i siła wyobraźni. Kiedy Machnicki pisze: „żebym nie mówił więcej wyobrażę”, to właśnie szczególnie – niezależnie od malarskiego kontekstu tego wiersza – podkreśla i akcentuje znaczenie wewnętrznego widzenia. Ono stwarza tutaj tę najważniejszą perspektywę odkrywania prawdy o świecie.

Świat dla poety jest nieskończoną przestrzenią wypełnioną światłem i cieniem, blaskiem i mrokiem. Jesteśmy zanurzeni w cieniach, półcieniach, w świetle, w jasności i ciemności:

jaki obraz w świetle zobaczą snu oczy

jeśli czarny obraz jest w cieniu pół nocy

[…]

jaki obraz w pełni zobaczą me oczy

gdy światła nie będzie ni za dnia ni w nocy


To nasze przebywanie w świetle i ciemności oznacza doczesność, czyli świat, który zmierza do ostatecznego kresu. Jesteśmy w tę doczesność włączeni, mówimy o niej, nie tylko doświadczamy, ale i świadczymy, każdą chwilą – przypomnijmy, że wiersze Machnickiego mają daty – dajemy świadectwo i potwierdzamy przemienność i realność światła i ciemności. I każdej z tych chwil towarzyszy pytanie poznawcze, pytanie o to, jak będziemy rozpoznawać to, co w końcu straci swoją świetlno-ciemną ramę. Co zobaczymy, kiedy czas się zatrzyma, i czy pojęcia z tego świetlno-ciemnego świata będą tam niezbędne? Machnicki stawia te pytania w bardzo szerokim kontekście doświadczeń człowieka. Każda myśl, decyzja, gest, czynność są przez poetę zauważone i jakby związane w wierszach specjalnym komentarzem. Machnickiemu nie zależy przecież na prostych wyliczankach i katalogach, ale chce przeniknąć to, co stanowi najczystszy sens ludzkiego życia. Ciemność i światło, towarzyszące nam w doczesności, wywołują powszechną zmienność rzeczywistości. Zawsze jest awers i rewers, zawsze są dwie strony, dwa wymiary i dwa oblicza tego samego zdarzenia. Ale ta druga perspektywa dopiero nas czeka, pojawi się, otworzy przed nami swoją przestrzeń i będzie w pełni widoczna wtedy, kiedy czas przestanie działać:

chyba tutaj przystanę rozejrzę się wokół
wirującą źrenicą w czarnej gwiazdy oku

i zrozumiem co znaczy być w oku cyklopa

kiedy wszystko zobaczę na wspak i na opak


To będzie widzenie nieznanej całości, ale także – paradoksalnie – widzenie niepełne, dramatycznie ograniczone, kalekie, „cyklopowe” i tym samym nieludzkie. Potrzebne jest uchwycenie równowagi i przywrócenie poczucia jedności łączącej bogactwo różnorodnych przedstawień. Przewaga czerni kojarzy się z katastrofą i końcem wszystkiego. Czy będzie to katastrofa ostateczna i nieodwracalna? „Czarna gwiazda” i „wirująca źrenica” to model kosmosu widziany przez człowieka. Mamy tutaj nakreślony antropocentryczny układ relacji w świecie rzeczywistym. Antropologia stanowi kamień, na którym Machnicki buduje swoje wiersze. Antropologia jest tak ważna, bo człowiek przeżywa w wyjątkowy – emocjonalny i rozumowy – sposób to, co go otacza. Pytania, lęki, wątpliwości, które w wierszach Machnickiego odnajdujemy, są po prostu nasze, ludzkie. Aby do katastrofy nie doszło, potrzebna jest ekspiacja, która wprowadzi to równoważące ciężar ciemności światło. Potrzebna jest refleksja i moralna rozwaga.

U Machnickiego paradoksalność, wynikająca ze zderzeń przeciwieństw, stanowi nieprzypadkowy sposób ujmowania rzeczywistości. To sprawia, że myśl poetycka prowadzi nas wąską i krętą ścieżką tuż nad przepaścią absurdu, ale także zmusza do wspinania się na szczyty, skąd widać rozległe krainy świata. Dlatego musimy być bardzo uważni i roztropni, czytając te wiersze. Nad każdym z osobna trzeba się naprawdę pochylić tak, aby pojąć i podjąć właściwy trop poetycki. Te wiersze chcą nas poruszyć, sprowokować, potrząsnąć naszą wyobraźnią, pamięcią i zdolnościami rozumowymi. Tym całym założeniem poetyckim rządzi pomysł doskonale pasujący do konceptów barokowych, które pod maską zaskakujących zestawień ukazywały nagą, czystą i wyrazistą rzeczywistość. Machnicki włączył swoją poezję w wielki nurt tradycji barokowej, ale nie dla prostego naśladowania. Usta moje słyszą i mój widzi język to nie jest zbiór imitacji. Barokowy koncept i sposób przedstawiania świata pełnią u Machnickiego rolę uniwersalnego środka opowiadania. To są narzędzia doskonale kształtujące cały rozległy obszar pytań, przemyśleń i wątpliwości, którymi bohater Machnickiego chce się z nami podzielić.

Ze wszystkich zmysłów dla bohatera wierszy Machnickiego najważniejszy jest niewątpliwie wzrok. Wzrok związany jest ze światłem, przenika to, co najdalsze i najgłębsze. Patrzenie jest tak ważne, że ściśle przylega tutaj do patrzącej postaci:

na co oko popatrzy to się staje okiem

więc siebie na wskroś widząc jestem samym wzrokiem


Metonimia, figura zamieniająca coś w coś lub kogoś w coś pozwala poecie wyjść poza tradycyjne rozdzielenie podmiotu i funkcji zmysłu. U Machnickiego funkcja wciela się w osobę, w podmiot, organizuje świat przedstawiony tak, że ten zostaje zamknięty w oku. Ta kondensacja to znowu paradoks, którym poeta łączy różne wymiary rzeczywistości. Metonimie i paradoksy działają przyspieszająco na poznawanie i obejmowanie świata wyobraźnią. Pozwalają także w świecie cierpiącym na różnego rodzaju asymetrie, stworzyć układ równowagi.

Bohater wierszy Mieczysława Machnickiego, szukając światła, prowadzi nas ku dalekim horyzontom. To są horyzonty życia i śmierci, światła i cienia. Wyznaczają one dwa bieguny najważniejszego ludzkiego doświadczenia – doświadczenia metafizycznego, pełnego i otwartego na obraz nieznany, ale przeczuwany.

Mieczysław Machnicki: usta moje słyszą i mój widzi język.
Biblioteka „Toposu”,
Sopot 2019, s. 72.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.