Obszar zainteresowań poety w najnowszym zbiorze Metaf. 20 wierszy o położeniu właściwie się nie zmienia w stosunku do jego poprzednich publikacji; sposób wypowiedzi poetyckiej, prowadzenie frazy, stosowane chwyty – również nie. A jednak zawsze obecny w wierszach autora Pocałuj światło autentyzm zapisu niezmiennie daje mi autentyzm przeżycia w procesie czytania. Spodziewam się emocji – i je dostaję. Spektrum tych emocji jest zawsze podobne, ale ponieważ każdorazowo dochodzi do ich aktualizacji, a więc ponownego doświadczenia tu i teraz, tworzy to pewien rodzaj więzi między nadawcą i odbiorcą. Mimochodem nawiązuje się nić porozumienia wywołująca wrażenie wspólnoty; buduje się zaufanie czytelnika do autora, moje do poety.
Czym jest tytułowy „metaf”? W październiku 2019 roku w Sopocie odbył się jubileuszowy – dziesiąty – Festiwal Poezji, podczas którego notabene Wojciech Kass świętował dwudziestolecie debiutu książkowego. Dla nas jednak ważniejsze jest hasło towarzyszące tej edycji festiwalu: „Metaf, czyli powrót poezji metafizycznej”. Nie jest to czas i miejsce na to, by zastanawiać się, czy faktycznie o powrocie poezji metafizycznej możemy mówić – cokolwiek zresztą miałoby to znaczyć, problematyczne może być bowiem już zgodzenie się co do tego, czym metafizyka w ogóle jest oraz jaki jest obszar jej zainteresowań. Pamiętam, że już na studiach przestrzegano nas przed zbyt częstym używaniem tego pojęcia, jego nieścisłym, nieprecyzyjnym stosowaniem. Kass jednak swoją wersję poezji metafizycznej dostarcza czytelnikowi już od lat, z niezmienną jakością i rzetelnością. Jego „metaf” to – jak czytamy na początku tomu – „co Jest, co ogarnia, czym jesteśmy i nie jesteśmy, niepokój i uspokojenie, (nasz) mrok – widzenie; co przekracza, tworzy, zagarnia, by objąć w Siebie” (Jarosław Ławski). „Metaf” autora Przestwór. Godziny to położenie właśnie, a więc towarzyszące okoliczności, aktualna kondycja, postawa wobec świata. Przeszczepienie filozofii pierwszej na grunt poezji udaje się Kassowi dobrze, nawet bardzo dobrze, choć pewnie większość czytelników wyobrażając sobie poezję filozoficzną, miałaby na myśli zupełnie inną twórczość. Laureat srebrnego medalu „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” nie zwraca się jednak do czytelnika ex cathedra, lecz realizuje metafizykę w praktyce, zyskując tym samym w jego oczach wiarygodność.
Mówiąc o spodziewanej zawartości nowej książki dyrektora Muzeum Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego w Praniu, nie minęłam się z prawdą, ale dodać należy, że w wierszach Kassa mimo wszystko zawsze pojawia się wcześniej marginalizowany lub niepodejmowany w ogóle wątek. W ostatniej książce, Objawach, były nim motywy społeczne i nieobecne wcześniej – a w każdym razie nie w takim natężeniu – zwątpienie. W Metaf. 20 wierszy o położeniu tym nowym motywem jest miasto. Kassowi zawsze było bliżej do ciszy i spokoju natury niż pośpiechu i zgiełku cywilizacji. Nie inaczej jest i w tej publikacji, ale tym razem kilkakrotnie zdarza nam się przenieść do przestrzeni miejskiej. Może nie od razu w samo centrum stolicy Polski, na Marszałkowską w godzinach szczytu, ale jednak urok miasta, jego architektura, rytm życia mieszkańców znajdują tu odzwierciedlenie i aprobatę.
Podmiot, wychodząc w miejsca bardziej ludne niż leśna samotnia, tym samym zbliża się też do ludzi. Błędem byłoby stwierdzenie, że we wcześniejszych wierszach Kassa nie znalazła się przestrzeń dla człowieka – już niejednokrotnie przypatrywaliśmy się mu z różnych perspektyw, ale zawsze z uwagą i czułością. Niemniej jednak tych dwadzieścia nowych tekstów autora Przepływu cieni jest właściwie antropocentrycznych. Przyroda ma tu swoje miejsce, ale pozostaje w relacji z podmiotem lub obserwowanymi przez niego osobami, jest uwikłana w różnorakie konteksty. Światło niezmiennie jest samodzielnym nośnikiem znaczeń, ale drzewa, zwierzęta czy zachodzące w przyrodzie procesy zyskują punkt odniesienia w świecie ludzi, niejako tracą samodzielność.
Powróćmy jeszcze do „metaf” w poezji Kassa. Jest to istotne nie tylko przez wzgląd na obszar zainteresowań autora i poruszane przez niego tematy, lecz także jako pewna właściwość definiująca Kassa jako poetę. Autotematyzm jest dla niego ważny i wynika właśnie z metafizyki – skoro bowiem badamy pryncypia natury, uczuć, rzeczywistości, tym samym powinniśmy się też zastanowić nad podstawowymi właściwościami definiującymi potrzebę pisania.
Będzie to pewne uproszczenie, ale dla Wojciecha Kassa metafizyka jest właściwie tożsama z poezją, a mówiąc nieco bardziej precyzyjnie – poezja wynika wprost z metafizyki, metafizyka jest podstawą poezji. Wiersz poprzedza namysł, obserwacja, nastawienie na odbiór bodźców. Jedyne pytanie, jakie rodzi się w tym przypadku, to z czego wynika potrzeba wysłowienia, ale i na to znajduje się odpowiedź. Po pierwsze „poeta nie jest regułą / jest wyjątkiem” (Słowa / ciała), a po drugie „[…] chodzi jednak o To, aby Coś wymacać / z empirii i historii, z kosmosu i absolutu / wypisać To i Coś wymacane” (Tryptyk do poety i czytelnika). Takie myślenie o pisaniu jest mi odległe, ale trudno odmówić Kassowi logiki jego pojmowania poezji i konsekwencji w realizacji założeń. U Kassa słowa mają mieć znaczenie – są istotne o tyle, o ile niosą treść. To stoi w pewnej sprzeczności z tym, do czego jesteśmy przyzwyczajeni – nie tylko na co dzień, lecz także we współczesnej poezji – choć z innej strony potrzeba nasilenia komunikatu treścią jest dla poezji charakterystyczna (trzeba powiedzieć jak najwięcej przy wykorzystaniu jak najmniejszej liczby słów). Inną sprawą są rezultaty tych prób. Kass w tej materii z pewnością odnosi sukcesy.
Metaf. 20 wierszy o położeniu to nie tylko wiersze o metafizyce, lecz także o położeniu (się), a nawet bardziej o wstawaniu, bo choć w utworze Do T. czytamy: „lubiłem bramę poranka / a teraz moją porą jest zmierzch”, to jednak brzask, świt, poranek, pierwsze ruchy o poranku są niezmiennie tym czasem, który podmiot Wojciecha Kassa sobie upodobał. Wstawanie to też zawsze zmiana położenia z poziomu na pion. Ten moment ruchu, proces budzenia się urzeka szczególnie (Ustąp). Poza tym podmiot leżący (ułożony poziomo), będący – dosłownie – w poprzek świata, dobrze oddaje istotę tego pisania, które staje w opozycji do pustosłowia dzisiejszej rzeczywistości. Dzięki temu lektura tych wierszy nie kończy się słowami „no i po sprawie” (Tryptyk do poety i czytelnika). I chyba właśnie na tym autorowi zależało.