Ulica Wiejska w moich czasach, to znaczy kiedy się do pisania przymierzałem, pod sam koniec lat sześćdziesiątych, to w ogóle było miejsce najważniejsze. Kawiarnia Czytelnika, stolik, przy którym Irena Szymańska wydawała wyroki: kto jest OK, a kto nie, kto ma talent, a kto nic a nic. Dalej tygodnik «Kultura». No i wreszcie «Twórczość» – czyli literacka stratosfera. A jeszcze niedaleko ulica Mysia, więc Urząd Cenzury, i KC, czyli ‒ jak napisał Jerzy Andrzejewski w sławnej broszurce Pisarz i partia – myślący rozum partii. […]
Kiedy Iwaszkiewicz w swoim felietonie w «Życiu Warszawy» napisał bardzo życzliwie o mojej książce Paradis i Raport Piłata, Henryk Bereza i Jerzy Lisowski powiedzieli, że koniecznie muszę podziękować osobiście. Poszedłem do redakcji. Lisowski zasunął za mną rozsuwane drzwi dzielące pokoik redakcyjny na pół i znalazłem się sam na sam z ogromnym Jarosławem. Zacząłem bełkotać, jaki wielki to zaszczyt i szczęście, ale Iwaszkiewicz szybko mi przerwał i powiedział: «Dobrze, dobrze, synku. A ten sztuczek – mówił o mojej sztuce Kopciuch – też nieźle ci wyszedł».
[…] w mieszkaniu Henryka Berezy przed kilkudziesięciu laty zobaczyłem na małym stoliku zdjęcie młodziutkiego poety i prozaika Bohdana Zadury, też z Henrykiem bardzo zaprzyjaźnionego. I właśnie ostatnio, przyszedłem do „Twórczości”, żeby Bohdanowi, czyli obecnemu redaktorowi naczelnemu, pogratulować bardzo pięknego wiersza, który się kończył mniej więcej tak, że doktór Henryk Bereza przyjmuje teraz całodobowo na Powązkach… I tyle”.