1
W wydanej po polsku upalną wiosną 2018 roku potężnej powieści o zwięzłym tytule 4321 Paul Auster przypomina pewien epizod z życia jego dziadka:
Pierwszego popołudnia w Nowym Jorku natknął się na handlarza ulicznego, który sprzedawał najczerwieńsze, najokrąglejsze i najdoskonalsze jabłka, jakie w życiu widział. Nie mogąc się oprzeć, kupił jedno i z ochotą wbił w nie zęby. Zamiast spodziewanej słodyczy poczuł gorycz i obcość. Co gorsza, jabłko było nienaturalnie miękkie i kiedy przebił zębami skórkę, miąższ owocu wypłynął mu prosto na płaszcz strumieniem bladoczerwonej mazi upstrzonej grudkami małych pestek. Taki był pierwszy smak Nowego Świata, jego pierwsze, niezapomniane spotkanie z pomidorem z Jersey
1.
Otóż identyczną − praktycznie identyczną, podobne tu są nawet szczegóły − historię opowiedział mi ojciec. Zdarzyła się ona nie w Nowym Jorku, a na targu w Wiśle‑Centrum, na który ojciec przybył z Wisły‑Jawornika. Towarzyszył mu brat Pavel. „Toż to muszą być dobre jabłka” − pomyśleli na widok dorodnych pomidorów piętrzących się na jednym ze straganów i kupili całe pół funta, i w niejasnej nadziei cudu jeszcze raz spróbowali, jeszcze raz dreszcz ohydy wstrząsnął ich ciałami.
Gest był rozrzutny, ale nie żałowali, nie mieli jabłek, ale mieli amunicję; starczyło na celowanie w drzewa, pociski rozbryzgiwały się promieniście niczym race, trasa pomiędzy Jawornikiem a Wisłą została wytyczona. Wedle opowiadania ojca fatalny smak pomidorów poznali w pierwszych dniach II wojny światowej, za każdym bowiem razem zdawało im się, iż za drzewem, w które właśnie celowali, kryje się rozchichotany Adolf Hitler. Hitler Kaputt! − darli się jak opętani i już nie tylko pomidorami, które rychło się skończyły, ale wszystkim, co było pod ręką, nie tylko wodza, ale wręcz całą III Rzeszę bombardowali. Z czasem historia nabierała dziwacznego prawdopodobieństwa, na przykład opowiadano, iż Führer dokładnie wtedy istotnie przebywał na jakiejś super tajnej naradzie w jaworniczańskich lasach, główny bunkier znajdował się w Rowienkach, tam zresztą wodza III Rzeszy widzieli świadkowie, a w okolicach Soszowa widział go świadek, jeden wprawdzie, ale za to wyjątkowo wiarygodny – wikary miejscowej parafii ewangelickiej ks. Andrzej Wantuła. Na dodatek brat ojca, Pavel, był podobno absolutnie pewien, że – najmniej dwukrotnie − trafił wodza III Rzeszy w sam ryj. Nie było to łatwe do obalenia – starszy o rok Pavel był przykładem krzepy fizycznej: biegał szybko, skakał wysoko i daleko, rzucał celnie. Wreszcie to, że w ciągu bez mała roku obaj zostali wcieleni do Wehrmachtu potwierdzało, że obrzucili pomidorami jeśli nie samego wodza, to kogoś wysoko postawionego, kogoś wielce wpływowego, kogoś, kogo autorytet na śmiech został narażony, kogoś, kto dotkliwej pomsty domagał się będzie.
[dalszy ciąg historii do przeczytania w numerze]