stoją domy zmurszałe
przy gorących ulicach
niezgłębione zaułki
narkotycznych oparów
szczurze sny kryształowe
w niewidzialnych piwnicach
bramy ciemne zbrodnicze
krwawe ołtarze barów
wiatr osiadły na brukach
znów wypełnia mi ręce
i prostuje ramiona
znanej mowy szelestem
targi place kościoły
i już nigdy nic więcej
od południa do wschodu
wiedzieć zawsze gdzie jestem
i w codziennych pochodach
zostać tak niepoznany
spity kpiną pędzoną
w ich nadziejach i skargach
w parnych jamach lokali
święcić honor pijany
jak komunię przyjmować
kurz znajomy na wargach
aż do dnia gdy pałace
drzewa i kamienice
staną sobie na barkach
w jakubowej drabinie
a gdy przejdę usłyszę
jak te same ulice
w echu kroków radosnym
powtarzają me imię