W Święcie nieodległości ów świat zyskał wyraziste kontury: poeta odwołuje się do dziecięcej perspektywy postrzegania świata czy też postrzegania przez nas dzieciństwa (nie bez znaczenia jest fakt, że książka zawiera kolorowe ilustracje wykonane przez troje uczniów szkoły podstawowej). Czyni to jednak w taki sposób, aby dokonać przewartościowania towarzyszących temu wyobrażeń. Zabieg ten ma swoją długą tradycję w literaturze polskiej. Obraz lat najpierwszych – by posłużyć się taką peryfrazą – przepełniony jest wówczas dramatyzmem zakłócającym łagodną dziecięcą Arkadię. Jest tak u Józefa Czechowicza (Dawniej), Andrzeja Bursy (Zaśnij, księżycu), jest u Ewy Lipskiej (wiersze ze zbioru Dom Spokojnej Młodości) czy Julii Hartwig (Było to wczoraj w dziewiętnastym wieku). Radwański również kruszy mit dzieciństwa, niemniej jego poetycka dekonstrukcja dokonywana jest językiem tego mitu: słowami piosenek i wierszyków, które go współtworzyły. W ten sposób poeta osiąga szczególnie wymowny efekt, ponieważ to, co stanowi synonim niewinności i beztroski, szybko zyskuje inne znaczenie, kojarzące się z tym, co okrutne i ciemne. Jakby ktoś, kto mówi, snuł opowieść o goryczy pozbywania się złudzeń i piekle dojrzałości, w którym znajdzie się prędzej czy później każdy. Bez wyjątku.
nie wie, czego mu trzeba, ale się domaga.
Urywa lalkom nogi, musimy sobie pomagać,
chować się za szafy, pod kanapy, łóżka.
Na palcach chodzimy, bo gawra jest pusta.
Nie ocali nas piosenka, ale co ocala?
Ręce do góry, buja się cała sala.
W tym pierwszym wtajemniczeniu w grozę dorosłości uderza oczywiście swoisty fatalizm, którym naznaczone jest dzieciństwo. Rozumiane jako swoisty test dorosłości, jej nieuchronna zapowiedź lub też tylko na chwilę odroczony wyrok konieczności. Brzydki, zły świat „zrobiony z żelaza, ze śliny i mgły” na razie jest za ścianami, jak czytamy w wierszu Łóżeczko, celowo odwołującym się do tego typu symboliki:
już w nim się zanurzasz, gdy tak sobie śpisz
a pusty bębenek wybija ci rytm,
ten, w którym niedługo ty też będziesz żyć
z kropelką ołowiu wpuszczoną do żył,
tą kulą, co kiedyś mierzyła w złe sny.
Jednak łóżeczko i bębenek jako atrybuty dzieciństwa – na drodze poetyckiej, nader oryginalnej i zaskakującej asocjacji – bardzo szybko zyskują kontekst odbierający im oczywisty sens: motywy złowieszczego rytmu i kropli ołowiu wsączanej do żył wprowadzają estetyczny dysonans, za pomocą którego sielanka staje się antysielanką (a raczej przeczuciem czekającej w przyszłości antysielanki). Okazuje się bowiem, że tak łatwo, prawie niezauważalnie baśń – i to jest na pewno w tych wierszach fascynujące – zamienia się w przerażający sen na jawie.
Oczywiście nie wszystkie wiersze zostały podporządkowane dwom wskazanym perspektywom, chociaż stanowią one niewątpliwie wyrazisty kontur zbioru. Oznacza to, że Radwański nie tematyzuje za każdym razem kluczowych motywów, ale nie jest to konieczne. Pomysłowość (i brawura) poety pozwala uniknąć mu bowiem dosłowności, a dosłowność byłaby w takim przypadku zabójcza, bo groza istnienia (Radwański pisze o takiej grozie) nie obeszłaby już nikogo albo nie dałaby się znieść. Tymczasem siłą tych wierszy jest właśnie obraz, niepokojący i często groteskowy (łączący np. różne wzorce stylowe czy porządki rzeczywistości), który wymyka się językowym kliszom. A język wierszy Radwańskiego – zrytmizowany i o wyrazistej frazie, bez wątpienia też meandryczny i nieobliczalny – charakteryzuje nieprzewidywalność; tak jak jego poezję: łapiemy się od razu na tym, że nie można autora łatwo przyłapać na jakimś konwencjonalnym posunięciu. Jak w wierszu Enola, z którego został zaczerpnięty tytuł zbioru, a który przez swój historyczny kontekst okazuje się niezwykle ryzykowny: „Zrzucam na ciebie miłość. / Płoń. / Wszystko przecież jest zabójczo nieodległe”.