Na plan pierwszy wysuwa się nieoczywisty portret wsi. To miejsce, które kojarzy się z osobami ważnymi dla głównej bohaterki i z chwilami, które ją uformowały. Jednocześnie te dające siłę obrazy zostają unieważnione przez odmowę wspominania i gotowość przerwania więzi. Domyślamy się, że kryje się za tym jakaś tajemnica. Jednak Jóźwik rozgrywa ten wątek wcale nie tak, jak moglibyśmy się spodziewać. Owszem, punktem odniesienia okazują się motywy dość często spotykane wtedy, gdy tłem dla wydarzeń staje się prowincja – mamy ważny dla kształtowania tożsamości okres dzieciństwa, mamy kontrolę intymności ze strony oceniających i zbyt dużo kontrolujących mieszkańców, mamy wreszcie próbę ucieczki i konieczność powrotu w chwili traumatycznej. Debiutująca autorka cały czas odsłania trochę więcej, trochę bardziej skomplikowanie, trochę mniej schematycznie, a wszystko to dzięki pewnym drobnym, czasami bardzo delikatnym przesunięciom. Gwarantują one efekt pozwalający na emocjonalne zaangażowanie czytelnika, a także – co chyba ważniejsze – na zbudowanie wokół poszczególnych powieściowych wątków tropów, dzięki którym nie ma mowy o oczywistościach, banale czy jednoznaczności.
Ważnym tematem omawianego utworu jest kwestia panowania nad pamięcią oraz umiejętność używania i wykorzystywania zapomnienia. Autorka potrafi pokazać nierówną walkę teraźniejszości z przeszłością oraz młodości ze starością. Idzie jednak krok dalej. Odsłania paradoks tego pojedynku, kładąc nacisk na to, że każdemu, niezależnie od przekonań, zdarza się odmówić pamiętania i działać na rzecz zapomnienia. Odejście, szukanie tego, co oderwie nasze myśli od spraw najważniejszych, wybieranie czynności zastępczych, zastępowanie ludzi istotnych osobami traktowanymi jedynie jako substytuty, wreszcie oszukiwanie siebie, że dawnych emocji już nie ma – to wszystko sprzyja zapomnieniu, a jednocześnie wzmacnia pamięć. Jóźwik rezygnuje z łatwego podziału ról. Choć pozostawiona przez bohaterkę babcia powoli traci pamięć, nie będzie to wcale oznaczało, że tylko jej wnuczki zostaną gwarantkami przetrwania tego, co przynależy do przeszłości. Owszem, autorka wykorzysta motyw prywatnego, intymnego śledztwa, dopytywania się, szukania śladów w rodzinnych opowieściach, konstruowania całości z mocno kruchych i niepewnych fragmentów, ale najważniejsze okażą się nie fakty, lecz przekonanie, że zapominanie bywa ostatnim krzykiem pamięci, dzięki któremu możliwe bywa ocalenie tego, co właśnie znika.
Więź między wnuczką a babką to nie tylko rodzinna nić nie do przerwania, nie tylko mocna relacja kobiet. Autorce udaje się tak przesunąć punkt ciężkości, że w tym międzypokoleniowym związku odkrywamy metaforę lustrzanego odbicia oraz powtórzenia, które za każdym razem skazane jest na niecałkowite i nie do końca wierne odtworzenie. Losy babci zostają dopowiedziane i dopełnione dzięki przeżyciom wnuczki i pytaniom przez nią zadawanym. Podopieczna zapominającej kobiety musi znaleźć własny punkt zaczepienia i zapamiętać nie tylko siebie, ale i tę, dzięki której wcześniej sama była pamiętana. Dziedziczenie pamięci odbywa się więc płynnie. Zapominanie babki nie jest tylko jej zapominaniem. Jeśli wnuczka odpowiednio wcześnie nie przechwyci części rozmywającej się i znikającej pamięci, to również fragment jej biografii zostanie skazany na poddanie się nicości. Sojusz kobiecy i sojusz międzypokoleniowy musi więc u swoich podstaw mieć wspólną, jednoczącą trwale gotowość pamiętania.
Warto również zatrzymać się przy zarysowanej mocną i skomplikowaną kreską relacji między siostrami, i to w wersji podwójnej. Mamy bowiem bohaterkę Polę, pupilkę i ukochaną wnuczkę babki. Mamy też jej siostrę, trwającą trochę na uboczu, wycofaną, z wewnętrznym żalem skrywanym w środku, odpowiedzialną. To ona, ta druga, zostanie przy babce, gdy Pola wyjedzie z rodzinnej miejscowości. Są również dwie inne siostry – wspomniana babka, która traci pamięć i która zawsze była po stronie wolności, i ciotka, która pamięta, lecz nie chce mówić, i która zawsze była zwolenniczką zasad. Jóźwik również w tym przypadku wymyka się schematycznym ujęciom, jakie mogłyby wyniknąć z takiego rozrysowania postaci. Komplikuje relacje, odsłania spór idei i pozwala wybrzmieć emocjom. Raptem odkrywamy, że za każdą z kobiet stoi nie tylko inna wersja historii, ale i wart szacunku oraz współczucia ból, będący konsekwencją odmowy prawa do przeżywania szczęścia.
Paulina Jóźwik konstruuje rzeczywistość trochę poza czasem. Nie jest ważne dokładne umocowanie kalendarzowe ani geograficzne. Miejsce i ludzie doświadczają tutaj pełni – i tego, co dobre, i tego, co przynosi cierpienie. Jednocześnie jednak opuszczenie miejscowości czyni ją nierealną, wyobrażoną tylko, jakby trochę nieprawdziwą. Autorka celnie charakteryzuje atmosferę towarzyszącą przekroczeniu dwóch różnych światów – rzeczywistości z babką i rzeczywistości, w której babka jest daleko. Póki istnieje życie, to rozgraniczenie jest stosunkowo łatwe do rozpoznania. Wtedy, gdy zaczyna triumfować zapomnienie, a następnie zbliża się śmierć, wspomniana granica dwóch światów zostaje niebezpiecznie przesunięta. Odejście babki to najpierw intensywne przeżycie sztucznie zrekonstruowanej wspólnoty (rodzina, która właściwie nie utrzymuje kontaktów, ale zbiera się na pogrzebie i na czas rytuału odtwarza nieistniejące lub słabe więzi), potem konieczność dokonania wyborów, których konsekwencje mogą wpłynąć na relację z siostrą. Ta ostatnia w efekcie tego, co dzieje się z babką, staje się dla bohaterki bardziej widoczna. Gdzieś w tle pojawia się więc pytanie o możliwość zbudowania tego, co pamiętane jest mgliście, długo nie było potrzebne i nie jest wcale łatwe do odtworzenia.
Znakomity debiut. Pozostaje czekać na kolejne utwory autorki – z nadzieją, że będzie jeszcze lepiej lub przynajmniej równie dobrze. Bo tego opowiadania historii, trochę przypominającego mroczną baśń, ale taką, która przydarzyć się mogła każdemu z nas, chce się słuchać.