Dalsze sceniczne dzianie się też nie sprzyja subtelnym rozważaniom moralnym, obecnym w opowiadaniu Iwaszkiewicza pisanym w noc okupacji 1943/1944. Pozostajemy przy poetyce rewii. Oto zjawia się Maciej Stuhr w białym habicie, wielkim białym kapeluszu jako sobowtór Piusa
Sceniczny Suryn pozostaje skupiony i powściągliwy w działaniach, choć nie mniej perwersyjny. Z grubego sznura tworzy pętlę na szyi przeoryszy Joanny, jego koniec przeciąga między jej nogami, a następnie wiąże na piersiach. Trudno w tym momencie nie pomyśleć o grach seksualnych tzw. bondage’u, skrępowaniu ciała, które pozwala partnerowi na spełnianie fantazji erotycznych. Także sekwencja egzorcyzmów, czyli dramatyczna konfrontacja dobra ze złem, wygląda tak, że Suryn celuje w przeoryszę Joannę z krzyża przerobionego na pistolet. Egzorcyzmy budziły strach, bo służyły kontrrewolucjonistom do walki z innowiercami, ale używano podczas nich raczej zaklęć niż broni.
W scenicznie atrakcyjnych obrazach ginie długi proces przemiany Józefa Suryna, młodego, głęboko wierzącego, oddanego kościołowi kapłana w człowieka wątpiącego, w skazanego na samotność mężczyznę, który doznał uczucia fascynacji kobietą i gotów jest złożyć jej ofiarę z siebie. Jednakże scena, w której aktor biega po białych schodach z siekierą, by dokonać zbrodni na niewinnych parobkach, ergo przejąć demony matki przełożonej, jest bardziej widowiskowa niż przejmująca. Rozterki duchowe Suryna powodowane bezradnością wobec zaburzeń osobowości kobiety, nazywanych tu demonami, stanowiące podstawowy sens opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, jego osobiste niemal wyznania związane z chorobą psychiczną żony, mają sporo wspólnego z psychoanalizą, a niewiele z jasełkową rewią strojów i gestów w stylu pop.
Spotkanie Suryna z Rabinem, sprowokowane przez zubożałego szlachciurę Wołodkowicza (wygumkowanego z adaptacji), prawdziwego demona zła z czarnym palcem, poruszającego się po opuszczonej przez Boga prowincji, też przybiera dziwaczny kształt. Jacek Poniedziałek wkracza na scenę tanecznym krokiem do melodii Hinei ma tov Davida Goulda, ubrany w biały kostium z czarnymi paskami, będący negatywem stroju żydowskiego. Rozmowa z Surynem o sytuacji Żydów, którzy wysyłają poselstwo do Papieża, by ich bronił przed oszczerstwami (opowiadanie powstało za czasów wywózki ludzi z getta do obozów), o braterstwie (ja jestem ty, ty jesteś ja) została zamieniona na budzący śmiech i uznanie dla choreograficznych zdolności aktora epizod spektaklu.
Jan Klata w jednym z okołopremierowych wywiadów wyznał, że na pytanie, kto z aktorów wierzy w szatana osobowego, „tak” odpowiedziały tylko dwie osoby oraz on sam. Toteż nie dziwią zamieszczone w programie słowa Josepha Ratzingera, papieża Benedykta
Autorki performansu podjęły temat wielowiekowej opresji urzędników pana Boga stosowanej wobec kobiet, odwołując się wprost do słów Tomasza z Akwinu: „Kobiety są błędem natury… z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu… są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny… Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna”. Te i podobne słowa, wsparte wieloma wypowiedziami hierarchów i polityków, były na przestrzeni kilkunastu stuleci usprawiedliwieniem opresji wobec kobiet, przyczyną budzących strach egzorcyzmów ordynowanych przez kontrreformację czy podglebiem polowania na czarownice palone na stosach setkami. Kobieca seksualność była przez wieki źródłem obsesji hierarchów i wiernych, patriarchalnej przemocy, od których, wydawało się, wyzwolił ludzkość doktor Freud. Teoretycznie tak, ale praktycznie władzy symbolicznej ani faktycznej nad kobiecym ciałem ani politycy, ani kapłani, ani, jak pokazują badania socjologów, słabo wykształceni konserwatywni mężczyźni nie chcą oddać.
Stąd ostra, bezkompromisowa, gwałtowna i zapewne wielu oburzająca reakcja artystek/ów na zniewolenie, uprzedmiotowienie kobiet, oskarżanych in gremio o zepsucie, rozpustę i inne wszeteczeństwa, jakby ich ciała i mózgi były (i dziś, sic!) siedliskiem diabła. Niezgoda na zaostrzanie prawa do samostanowienia kobiet, na brak edukacji seksualnej w szkołach, czyli mnożenie ludzkiego nieszczęścia i zamiatanie problemów seksualności człowieka pod dywan, przy jednoczesnym zaganianiu kobiet do rodzenia dzieci, do kuchni i wszelkich posług, jakby mężczyźni stworzeni zostali z innej gliny i należały się im inne prawa – budzą sprzeciw. Wyrażany wprost, ale też przez prowokację.
Sekwencja performansu, dziejąca się przed obrazem trzymetrowej łechtaczki, może być nazwana instrukcją jej obsługi, bo to, co mówi i czyni aktorka to właśnie objaśnianie budowy organu i jego funkcji. Wbrew pozorom ta scena nie wywołała protestów. Usłyszałam komentarze kilku panów w szatni: – Dlaczego o tym się mówi w teatrze? Poznanie ludzkiego ciała powinno być rolą szkoły.
Nie przepadam za teatrem politycznym, walczącym publicystyką, mało wyrafinowanym artystycznie, ale rozumiem, że wciąż trzeba przekonywać nieprzekonanych. Na szczęście zawrócić Wisłę kijem nie jest łatwo i czas w
Nawiedzane przez szatana zakonnice (Aleksandra Baj, Anna Bierzyńska, Dominika Kachlik, Malwina Laska, Małgorzata Majerska, Edyta Olszówka) nie wpadają w przesadną histerię, ot, któraś się potknie, przewróci, zachwieje, dopiero w jednej z ostatnich scen zdejmą zakonne kornety i przejmą teksty rozmowy Rabina z Surynem, jakby uosabiały odmienne stany/wcielenia jego rozedrganej duszy.
Ciemne wnętrze z surowymi czarnymi belkami kojarzy się także z klasztornym strychem, tzw. świronkiem, gdzie przełożona Matka Joanna (Małgorzata Kożuchowska) prowadzi rozmowy z przysłanym egzorcystą Józefem Surynem (Karol Pocheć). Dość gwałtownie oboje ulegają miłosno-nienawistnemu zapamiętaniu, sekwencja wzajemnego policzkowania się, padania na podłogę i podnoszenia się z niej trwa dobre kilka minut. To kulminacyjna scena walki o duszę jezuity, młodego mężczyzny, który poza siostrami i matką nie znał kobiet i nie miał pojęcia o sile seksualnego popędu. Pycha Matki Joanny zwycięża, ona nie chce być zwykłą zakonnicą, jak nie chciała być zwykłą córką, żoną czy matką. Pragnie zostać wyróżniona – świętością, chce zostać wyniesiona na ołtarze, by do niej lud wznosił modły. Karol Pocheć jako ksiądz Suryn pozostaje człowiekiem zamkniętym w sobie, introwertycznym, skupionym na modlitwie, głęboko wierzącym. A mimo wszystko ulega sile i urokowi Matki Joanny, pragnie, by mogło się spełnić jej marzenie. Być może nie w pełni świadomie, oszołomiony jej bliskością, chce przejąć dręczące ją demony, choć wie, że będzie potępiony na wieki. Z premedytacją zabija siekierą śpiących w stajni dwóch niewinnych parobków. Jako człowiek prostolinijny i wierzący nie podejrzewa, że mógłby być oszukany. Ostatnia scena zdaje się być ironicznym komentarzem jego wiary i ofiary. Matka Joanna ubrana w białą, ozdobioną jarmarcznymi świecidełkami suknię, unoszona jak na tronie przez biało ubrane siostrzyczki zakonne, triumfuje w złotej aureoli, na tle białego okrągłego ekranu; żywe uosobienie odpustowego obrazka.
Scenariusz filmowy nie opuścił też postaci nie mniej niż demony Joanny diabelskich. Oto wścibski intrygant, zubożały szlachcic Wołodkowicz, co to roli uprawiać nie może, tylko po jarmarkach całej Smoleńszczyzny i Wileńszczyzny się kręci, do pijaństwa namawia i sam za kołnierz nie wylewa, a judzi, a plotkuje, a cieszy się z upadku innych. Jarosław Gajewski w czarnym kostiumie z barokowymi akcentami, jak żabot, buty na obcasie z klamrami czy pludry, wydaje się bardziej demoniczny niż diabeł z rogami. „Egzorcysta” Chrząszczewski (Adam Szczyszczaj) – też na czarno z akcentem barokowego zdobienia żupanu – niewiele mu ustępuje, gdy jawnie uwodzi siostrę Małgorzatę (Edyta Olszówka), skądinąd bardziej niż chętną jego zamiarom. Najnormalniejszy w tym diabelskim towarzystwie jawi się proboszcz Brym (Krzysztof Stelmaszyk), który wychowuje dzieci ofiary obłąkanych zakonnic, czyli księdza Garnca spalonego na stosie, i rozważa swoje małe grzechy.
Rzadko się zdarza, by trzy teatry w jednym sezonie (przez pandemię troszkę rozciągniętym) postanowiły zrealizować ten sam tekst literacki. Każdy zespół, jak widać, czego innego w nim szukał i co innego znalazł, odmiennymi też środkami to wyraził. Wspólnym mianownikiem omawianych tu trzech przedstawień teatralnych wydaje się poszukiwanie odpowiedzi na pytanie, skąd zło – unde malum. Z człowieka i tylko z człowieka – odpowiedział w swym wierszu Tadeusz Różewicz. I nic więcej nie należy dodawać.
reżyseria, scenariusz i opracowanie muzyczne – Jan Klata,
scenografia i reżyseria światła – Justyna Łagowska,
kostiumy – Mirek Kaczmarek,
choreografia – Maćko Prusak,
projekcje – Tomasz Michalczewski.
Premiera 30 listopada 2019.
scenariusz i dramaturgia – Joanna Wichowska,
reżyseria – Agnieszka Błońska,
scenografia – Robert Rumas,
choreografia – Nina Chyżna,
kostiumy – Arek Ślesiński,
opracowanie muzyczne – Agnieszka Błońska, Oksana Czerkaszyna, Arkadiusz Brykalski, Karolina Adamczyk.
Premiera 7 grudnia 2019.
reżyseria, scenografia, światło – Wojciech Faruga,
kostiumy – Konrad Parol,
muzyka – Teoniki Rożynek,
dramaturgia – Julia Holewińska,
ruch sceniczny – Krystian Łysoń.
Premiera 5 września 2020.