Zostałam powołana do tego co robię
Sama przez siebie
Jestem szefem
Mam drewniane biurko
Moje ciało zawinęłam w dywan
I zakneblowałam
Niech tam sobie leży i podnieca się opresją
Ale z dala ode mnie
Przy biurku muszę być suchymi kostkami
Wyprostowany kościotrup z gałęzi i desek
Trudny do odróżnienia z krzesłem
Przebrany w garnitur po mamie
Z cygarem męża w zębach
Oto poeta gotowy do pracy
Nawet nie ma uszu
Żeby nie słyszeć swoich jęków
Nie reaguje na przestawianie
I niczego się nie boi
Napisze słaby wiersz