Z gębą przy ziemi a przy gruncie uchem
Wąchaj, nasłuchuj: Umierają głosy
Te, pod niebiosy – Jak przed mrozem liście
Znowu nieoczywiście od brzegu do brzegu
Kraju naszego. Tęsknimy
Za tymi, co z nami – my z nimi
Za tym stukaniem miłym
Serca w serce. Przecież tak było
Teraz się skryło. Już nie dopatrzysz
Jak ściągaliśmy kiedyś na ziemię
Niebo. Lub podniesienie
Było ziemi naszej. Tak zawsze
Miało trwać. A nie jest
Ciemnieje
Nasze widzenie tych spraw co nie miną
Nasze słyszenie – od gór po głębinę
Samotnie błądzimy. Nie ma co się wstydzić
Że pełzamy. Tak się lepiej widzi
Po czym idziesz
Tak się zwącha niemało
Słucha czujniej
Czy coś zostało
Z naszych krajów – gdy się rozsypały
Nie widać, nie słychać. Może to i lepiej
Kiedy węsząc tuż przy ziemi. Oślepli
Dobrą ścieżkę dogonimy wreszcie
Przecież zawsze w zapomnieniu zapomnianym
Ktoś wiernie patrzy za nami