05/2021

Andrzej Sznajder

Lodzermensch
(w 100. rocznicę urodzin i 5. rocznicę śmierci Karla Dedeciusa)

26 lutego 2021 roku minęła piąta rocznica śmierci, a trzy miesiące później, 20 maja, minie setna rocznica urodzin Karla Dedeciusa, pisarza i tłumacza literatury polskiej, wielkiego łodzianina i wspaniałego polsko-niemieckiego humanisty.

Przodkowie jego matki, Marty Marii z domu Reich, pochodzili z dalekiej Szwabii, z okolic miasta Heilbronn. Ona sama przyszła na świat w Zelowie, gdzie jej rodzice jako niemieccy koloniści osiedlili się w połowie XIX wieku.

Całkiem inne i bardziej skomplikowane, były kręte drogi antenatów Gustawa Dedeciusa, ojca Karola. Wywodzili się z Moraw należących wtedy do cesarstwa habsburskiego i uciekli stamtąd przed katolicką kontrreformacją na pruski, na ogół wtedy protestancki Śląsk. Osiedlili się w Piotrówce, niem. Petersgrätz, małej wsi w pobliżu Strzelec Opolskich. Potem dziadek twórcy Jan, zachęcony jak wielu innych Niemców do osiedlenia się w Królestwie Polskim, przybył z rodziną do podzelowskich Pożdżenic. Rodzina Dedeciusów była dość liczna. Z żoną Marią z domu Andres miał Jan pięciu synów. W Pożdżenicach przyszedł na świat ich szósty potomek, Gustaw, ojciec naszego bohatera. Do dziś zachowały się w tej wsi resztki ewangelickiego cmentarza. Jest na nim kilkanaście czytelnych nagrobków w języku czeskim i niemieckim, m.in. mogiła Anny „z Dedecijusu Kupcovej”, prawdopodobnie najstarszej bratanicy twórcy.

Gustaw Dedecius poznał się z Martą Reich w Zelowie i w 1912 roku zawarł z nią w tamtejszej świątyni kościoła ewangelicko-reformowanego związek małżeński. Rok później, w poszukiwaniu lepszej przyszłości, małżeństwo przeniosło się do rozwijającej się wtedy dynamicznie Łodzi. Tam udało im się przeżyć czas wielkiej wojny i doczekać potomka. Karl Dedecius urodził się 20 maja 1921 roku.

Z dzieciństwa zachował wspomnienie surowej, lecz niesłychanie pobożnej matki, która w każdą niedzielę uczęszczała do kościoła, oraz ojca, który był jej przeciwieństwem: „Inaczej niż matka, w domu rozmawiał ze mną po polsku, w oficjalnym przecież języku miasta i swojego urzędu [był pracownikiem tzw. obyczajówki]. Ojciec miał także polskich przyjaciół, jak dyrektora szkoły, Ostrowskiego, który mieszkał naprzeciwko nas i z którym chętnie grywał w szachy i w karty” (cytaty, w tłumaczeniu autora artykułu, pochodzą z książki Karla Dedeciusa Ein Europäer aus Lodz. Erinnerungen, wydanej przez Suhrkamp w Berlinie w 2006 roku).

W 1928 roku młody Karol rozpoczął swoją oficjalną edukację. Dwa razy zmieniał szkołę. Najpierw uczęszczał do elitarnego łódzkiego gimnazjum Zimowskiego, potem do gimnazjum im. ks. Ignacego Skorupki, a na koniec ojciec zdecydował się umieścić go w polskim humanistycznym gimnazjum przy dawnej Ewangelickiej 13, dziś Roosevelta.

„W mojej klasie byli Polacy, Niemcy, Żydzi, Francuzi, a nawet jeden Rosjanin. Dyrektor Marczyński przywiązywał dużą wagę do tego, byśmy zostali wychowani na Europejczyków, w duchu tolerancji i wzajemnego poszanowania”.

Młodzieńcze wakacje Karl najczęściej spędzał w majątku dziadków w Pożdżenicach: „Przyroda wokół wsi była przebogata. Na polach wśród zbóż rosły dzikie drzewa owocowe, wczesne wiśnie, jasnozielone, prawie białe jabłka («papierówki»), karłowate grusze zwane «pierdziołkami»”.

Od początku nauki w szkole Dedecius pokochał język polski i jego bogatą literaturę. Gimnazjalnym translatorskim sukcesem młodego Karola był przekład z łaciny na polski jednego z wierszy Jana Kochanowskiego.

„Często i ze wzruszeniem myślę o Łodzi. Wiele zawdzięczam temu miastu, w którym spędziłem moją młodość. To była miejscowość pierwszych tajemnic i przygód, pierwszych ważnych kroków w życiu, miejsce różnorodnych wpływów, fantazji, znaczeń i postanowień. Moje wspomnienie Łodzi wiąże się z obrazem szkoły przy Ewangelickiej”.

W Łodzi poznał Dedecius miłość swojego życia, Niemkę Elwirę Roth, a 18 maja 1939 roku zdał polską maturę. Po wakacjach zamierzał studiować teatrologię w Państwowym Instytucie Sztuki Teatralnej w Warszawie.

Wybuch wojny zniweczył wszystko. Niemieccy okupanci dobrali się najpierw do Gustawa Dedeciusa: „Ojca, po wrześniu 1939 roku, najpierw wysłano na urlop, potem zwolniono z pracy i przesłuchiwano. Dlaczego on, jako Niemiec, był polskim urzędnikiem? A dlaczego nie?”.

W końcu zmuszono go do podpisania volkslisty, co skutkowało wcieleniem syna najpierw do Niemieckiej Służby Pracy, a potem do Wehrmachtu. Trafił na front wschodni i znalazł się w piekle stalingradzkiego kotła. Tam w 1943 roku dostał się do sowieckiej niewoli. Przez kilka lat przenoszono go z jednego obozu do innego. To była stara komunistyczna taktyka na złamanie jeńców. Karlowi udało się w końcu dostać do obozowej orkiestry i w niej przetrwał wojenny, a później także powojenny koszmar. W obozie szybko nauczył się rosyjskiego, co po latach zaowocowało tłumaczeniami rosyjskich poetów na niemiecki.

Podczas zimowej ofensywy 1945 roku sowieci weszli do Łodzi. Elwira, nie mogąc się doczekać powrotu ukochanego, w ostatniej chwili uciekła z miasta. „Opuściła Łódź w styczniu 1945 roku ostatnim pociągiem, który został podstawiony na dworcu do ewakuacji dzieci i kobiet. Dojechała wraz z rodziną do Kranichfeld koło Weimaru”. Karl dowiedział się o tym dopiero dwa lata po wojnie, siedząc jeszcze w sowieckim obozie.

„Od 1947 roku, raz w miesiącu, każdy z nas otrzymywał kartkę pocztową z Czerwonego Krzyża, którą mógł wysłać do domu. Napisałem do Służby Poszukiwań w Hanowerze i z centrali w Berlinie szybko dostałem odpowiedź z adresem Elwiry”.

Dedeciusa zwolniono z niewoli w końcu grudnia 1949 roku. Miał dużo szczęścia, gdyż niektórzy jeńcy wracali do Niemiec dopiero po śmierci Stalina albo i później, a wielu z nich nie wróciło wcale.

Karl został wypuszczony na wolność we Frankfurcie nad Odrą, w nowo powstałej tzw. NRD. Ostatnim pociągiem w noc sylwestrową przybył do Weimaru i taksówką za jedyne pięćdziesiąt marek tzw. funduszu wolnościowego, pojechał do Elwiry do Kranichfeld.

Mniej szczęścia mieli jego rodzice. Matka zmarła podczas okupacji na raka, a ojciec zginął w niewyjaśnionych okolicznościach podczas zajęcia Łodzi przez sowietów.

Karl i Elwira się pobrali, a po kilku latach uciekli do Berlina Zachodniego. Mieli wtedy już małego synka, a Elwira była w ciąży z drugim dzieckiem. Z Berlina droga wiodła dalej na zachód, do Frankfurtu nad Menem w Republice Federalnej.

Aby utrzymać siebie i rodzinę, Karl pracował przez dwa lata jako agent ubezpieczeniowy dla towarzystwa Allianz, w wolnych chwilach zajmując się tłumaczeniem literatury polskiej. Zaczął od wydania w 1959 roku antologii wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego i Tadeusza Gajcego.

W 1980 roku założył w Darmstadt Niemiecki Instytut Kultury Polskiej (Deutsches Polen‑Institut) i przez osiemnaście lat był jego dyrektorem. Sam siebie nazywał budowniczym mostów – „ponti-fex”, a translację traktował jako swoją dziejową misję. To on wypromował na rynku niemieckojęzycznym twórczość Czesława Miłosza i Wisławy Szymborskiej. To dzięki niemu Szymborska otrzymała w 1991 roku nagrodę im. Goethego, a trzy lata później nagrodę im. Herdera. Przez całe swoje twórcze życie Dedecius przetłumaczył ponad trzysta tysięcy wierszy różnych, nie tylko polskich poetów.

Dziełem jego życia jest wielotomowa Panorama literatury polskiej XX wieku. Oprócz niej wydał kilkadziesiąt antologii twórczości najwybitniejszych polskich poetów, m.in. Mickiewicza, Herberta, Miłosza, Różewicza czy wspomnianej już Szymborskiej.

Zawsze pamiętał o swojej rodzinnej Łodzi: „Tutaj nauczyłem się samokrytyki, wysiłku i odpowiedzialności. […] A co dziś jest szczególnie ważne, to znajomość obcych języków i kultur oraz sztuka współżycia z innymi, inaczej ukształtowanymi ludźmi i ludami”.

Łódź także nigdy nie zapomniała o swoim Dedeciusie. W 1996 roku, z udziałem Szymborskiej, miasto wyprawiło mu jubileusz siedemdziesiątej piątej rocznicy urodzin. Jako zasłużony tłumacz otrzymał tytuły doktora honoris causa m.in. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Uniwersytetu Łódzkiego, Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego i Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu, a w 1992 roku również tytuł honorowego obywatela Łodzi.

Swoim rodzicom i polskim miejscom związanym z rodziną, wystawił Dedecius wspaniałe epitafium: „Wieś Pożdżenice, miejsce urodzenia mego ojca, miasteczko Zelów, gdzie wzrastała moja matka, i wielkie miasto Łódź, ich ojczyzna z wyboru i ostatnie miejsce spoczynku, były dla moich rodziców życiową trygonometrią, przeznaczeniem, horyzontem”.

Ważną pamiątką po „Karolu Wielkim” z Łodzi jest tomik wierszy różnych poetów o tym mieście w przekładzie Dedeciusa pt. Dialog mit dem Gedächtnis. Gedichte aus Lodz (Dialog z pamięcią. Wiersze z Łodzi).

Instytut z Darmstadt razem z Fundacją Roberta Boscha co dwa lata, począwszy od roku 2003, przyznaje ważną nagrodę – Karl-Dedecius-Preis dla niemieckich tłumaczy polskiej kultury i dla polskich tłumaczy kultury niemieckojęzycznej. Za zbliżanie narodów i kultur Dedecius otrzymał Wielki Krzyż Zasługi z Gwiazdą Orderu Zasługi RFN i Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP oraz Order Orła Białego.

To rocznicowe rozważanie nad życiem i działalnością wielkiego niemieckiego Polaka i polskiego Niemca, zakończmy jego ważnym przesłaniem: „Łodzianie wszystkich krajów, łączcie się! Ale nie w okopach czy w masowych grobach, lecz na klasowych spotkaniach i w partnerskich projektach”.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.