perduti, conciliare in noi l’offesa;
ma se la vita all’interno ti pesa
tu la porti al di fuori.
Wiersz Umberta Saby – powracającego ostatnio coraz częściej w kontekście polskim, m.in. za sprawą niedawnej publikacji pierwszego pełnego przekładu powieści Ernesto (przeł. Jarosław Mikołajewski, 2019) – zanurzony jest z jednej strony w przeszłości, w nostalgii wspomnienia, z drugiej strony w akcji, w życiu, w imperatywie wyjścia na zewnątrz, kontynuowanym w kolejnych strofach utworu („Otwierasz na oścież okna albo schodzisz w tłum”), w których pojawia się pełen energii hałaśliwy chłopiec z taczką. Statyka wspomnienia i dynamika radosnej witalności. Śmierć i miłość. Te dwie fundamentalne jakości będą w otwartym właśnie tomie wchodzić w krzyżujące się interakcje i równoległe obojętności.
La serena disperazione – jakże trafnym tytułem byłaby owa pogodna rozpacz również dla nowego tomu Bogusława Kierca przeznaczonego, trafnie skądinąd, „dla chwilowo żywych”. Rozpacz w zbiorze Atrakcje i nieszczęścia dla chwilowo żywych (epifanie, satyry i satyriazy) jest pogodna i przerażająca, momenty zachwytu mieszają się tu z kpiną i ironią. Chwile epifanijnych przebłysków łączą się z satyrami i satyriazami (gdyby w tym miejscu potrzebne było doprecyzowanie, satyriaza, podobnie jak satyryzm, to nazwa objawów psychopatologicznych polegających na ilościowych zaburzeniach popędu płciowego, na nadpobudliwości seksualnej). Energia i radość życia doprowadzone są tu do ściany, postawione przed okrutnym lustrem ukazującym ich rzeczywistą upiorną postać:
o mniej burzliwej, nie tak efektownej porze,
kiedy kandydat właśnie jął mozolnie pieścić
przecież przyszłą nieboszczkę, mimo to, że prawie
już gotowy być wziętym za parę miesięcy
do trumny, więc niewiele mu potrzeba więcej,
żeby jeszcze nabroić, oddać się zabawie
Życie jest chwilowym brakiem śmierci, odroczeniem pewnego wyroku, poczekalnią na to, co i tak się za moment wydarzy: „Anioł Stróż na straży / mówi: Stój! On się jeszcze wszywa w życie. Zaraz”. Można oddać się zabawie, zabawa to jednak śmiertelnie poważna, „w zniknięcie bez powrotu, z wątłym zaufaniem / do wylotu z tej rury, do wylotu z niego // na jakąś Drugą Stronę” (Rura). I choć w końcu chłopiec, który „ćwiczy / sobie znikanie w rurze”, wychodzi z rury „cały utytłany”, niczego to nie dowodzi, niczego nie wyjaśnia ani nie stabilizuje, wyprawy poety wiodą w nieznane, w ciągłe poszukiwanie bez gwarancji dotarcia do celu. Do celu, który jest (?) migotliwy i rozchybotany. Jaki zresztą może być cel w świecie wielobytu i wieloczasu, gdzie perspektywy czasowe i przestrzenne nakładają się na siebie jak w wierszu Na dnie – „Ubywam sobie w lesie, a wiem, że w morzyszczu / stąpam po dnie przeszłego oceanu”; w „bezprzestrzenność, w której się rozgościł inny czas” (Numeri).
Poezja to ćwiczenia z oglądania znikania; zgodnie z niegdysiejszą deklaracją poety, to wszakże „widoczność znikania” była tym odkryciem, które zajęło go w twórczości Przybosia. Przy okazji wiersza Rura warto zwrócić uwagę na tendencję do sprowadzania problemów egzystencjalnych, metafizycznych do zmysłowego konkretu, do namacalnego, charakterystyczną dla poezji w ogóle, dla poezji Bogusława Kierca jednak w szczególności. Zwracał na to uwagę już Andrzej Falkiewicz, w komentarzu do Wzniosłego upadku anioła pisząc o metaforze, której „istota polega na tym, iż wszystkie zjawiska – także te i zwłaszcza te, które nie mają nic wspólnego z widzialnością, a które trzeba określić mianem fenomenów duchowych – stara się sprowadzić do namacalnie poznawalnego, zmysłowo doświadczanego”. Znakomity wiersz Rura to tylko jeden z wielu przykładów zastosowania tej techniki w nowych utworach Kierca, to także nawiązanie do dość często eksploatowanego przez poetę motywu dzieciństwa.
Atrakcje i nieszczęścia dla chwilowo żywych to, jak ujął to Janusz Drzewucki podczas rozmowy z poetą wokół nowego tomu, „księga poetycka” i trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Zbiór gromadzi materiał obszerny ilościowo, który z powodzeniem mógłby wystarczyć na kilka tomów, lecz także jakościowo, ujawniający projekt dążący do objęcia egzystencji w jej rozmaitych odsłonach. Pluralizm odsłon charakteryzuje również całokształt aktywności artystycznej Bogusława Kierca, poety, eseisty, aktora i reżysera teatralnego, pedagoga, edytora i monografisty Rafała Wojaczka, laureata wielu nagród i odznaczeń, finalisty nagrody poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego Orfeusz (2018). Wielowymiarowość to także cecha jego niezwykle bogatego dotychczasowego dorobku literackiego. Atrakcje i nieszczęścia dla chwilowo żywych to kolejny zbiór po licznych tomach poetyckich, by wymienić tylko opublikowane w ostatnich latach Rytmy albo wiersze stałe (2019), Osa (2019), jatentamten (2017), Manatki (2013), Rtęć (2010), Cło (2008), Plankton (2006) oraz również licznych tomach eseistyki i prozy poetyckiej. Nowy tom dzieli się na siedem części: 1. Baletnik; 2. Miły chłopczyku, przyszły nieboszczyku; 3. Upominania; 4. Co ty wyrabiasz; 5. Czytania; 6. Odmieniec; 7. Epilog. Zarówno takim podziałem, jak i swoją zawartością ujawnia ciągłość pewnej obranej dawniej ścieżki wiersza, niezbywalnego charakteru pisma ujawnionego już we wcześniejszej twórczości.
Obok kilku najbardziej wyróżniających się motywów, które Kierc eksploatował z powodzeniem w poprzednich tomach poetyckich, powraca fascynacja poety postacią i twórczością Juliana Przybosia, jak np. w wierszu Gullfoss. 20.09.2014: „słyszałem szept tęczy / rozpylającej się nad rozpalonym / do śnieżnej bieli wodospadem” oraz eksplicytnie w utworze Lament czeladnika dedykowanym pamięci Juliana Przybosia, przywołującym „ten szum białych / objawień w pianach na kamieniach”. Warto przypomnieć, że Bogusław Kierc jest nie tylko autorem zbioru szkiców krytycznoliterackich Przyboś i (1976) oraz eseistycznej książki Wzniosły upadek anioła (1992) poświęconej poecie, lecz także wydanego niedawno tomu Płomiennie obojętny (o chłopcu, który chciał być Bogiem) (2020), który przez Piotra Matywieckiego został określony jako „najpiękniejsza i najmądrzejsza książka o poecie i o poezji jaką od lat w Polsce napisano”, w której „poezja i jej myślowo-zmysłowe źródła biją z jednej postaci: Juliana Przybosia”. Materia poetycka miesza się w eseju Kierca z materią życiową, zarówno Przybosia, jak i własną. Życie i poezja to nierozerwalnie ze sobą złączone rzeczywistości, czego dowodzą również Atrakcje i nieszczęścia…. Jak przyznał Bogusław Kierc w rozmowie wokół swej nowej książki poetyckiej, Przyboś był dla niego objawieniem, które wpłynęło na całe jego życie. Innymi postaciami poetów przywoływanych w Atrakcjach i nieszczęściach… są m.in. Tadeusz Różewicz i Wisława Szymborska w poświęconych im wierszach Tren i Taka jedna.
Do wspominanych już motywów powracających w twórczości Kierca należy lustro. Wpisujące się w profil tożsamościowego rozchwiania podmiotu, przybierającego maski i sytuującego się raz po jednej, innym razem drugiej stronie chybotliwej egzystencji, lustro w nowym tomie powraca w kilku co najmniej miejscach (Miły chłopczyku, przyszły nieboszczyku), najdobitniej jednak w wierszu Lustereczko, powiedzże mi (warto przypomnieć, że wiersz ten, obok kilku innych utworów zamieszczonych w Atrakcjach i nieszczęściach…, był drukowany w „Twórczości” 2020, nr 1, najnowsze wiersze poety ukazały się zaś w lutowym numerze w roku bieżącym). Utwór wchodzi w relacje z zapowiadającymi go w tomie wierszami Przed, Rozliczenie i Rachunki, w których wprowadzone zostały metafory księgowe, rachunkowe, rachmistrzowskie, otwierające perspektywę eschatologiczną. Śmierć-kostucha „nie licząc się z taktem” „teraz wystawia mi kwit za nadużycia, kiedym się zadłużył / w Banku Niebieskim” (Przed), szczęśliwe winy („grzech, / który mnie swoją pięknością ocienia” [Przed]) dają o sobie znać w „bilansie miłości” (Rachunki). Wszak nie od dziś wiadomo, że poezja Bogusława Kierca to poezja spraw ostatecznych.
W utworze Lustereczko, powiedzże mi zwielokrotniony podmiot wchodzi ze sobą w dialog, rozpoczynający się stwierdzeniem „No to zrobimy sobie rachunek sumienia”. Wiodące ze sobą spór zwielokrotnione ja przywodzi na myśl psychomachie ze średniowiecznych moralitetów, każe też przypomnieć o wierszach takich jak (+) Lustra i Lustro z tomu Cło (2008) – „i dalej mylisz siebie w tych osobach” – albo Liczba mnoga z tomu Osa (2019), lub też o większych projektach opartych na konstrukcji dramatycznej jak pierwsza część tomu Notesprospera (2019), i w końcu o często ujawniającej się w twórczości Kierca koncepcji teatru jako sposobu istnienia. Tożsamość jest chybotliwa, niepewnie migocze w świetle świecy, w jakim odbywa się proces lektury (Do czytelnika. Przy świecy), w jakim odbywa się egzystencja literatury. Literatura dająca światło sztuczne, oświetlająca artefaktycznym płomieniem, jest także ufundowana na sztuczności, na przebraniu, na cudownych przeobrażeniach.
Podmiot Lustereczka… stawia tym samym pytania o istotę swej szczególnej poliegzystencji, o tożsamość i o podobieństwo, pytania kontynuowane w kolejnym wierszu zatytułowanym Podobieństwo. W zakresie makrobudowy zbioru liryków, na poziomie konstrukcji tomu, warto pochylić się w lekturze nad tym nieprzypadkowym układem utworów i jego sensotwórczą rolą. W skali mikro, w zakresie budowy poszczególnych utworów trzeba natomiast wskazać na wirtuozerię formalną tych pełnych maestrii wierszy. Świadomie – i nierzadko autoironicznie – czerpią one z bogactwa tradycji wersyfikacji, rymu i rytmu, pod względem formalnym stanowiących czynniki konstytutywne tej poezji. Dystych, tercet, tetrastych, asonanse i konsonanse, rymy dokładne i wyszukane rymy niedokładne, przede wszystkim zaś przerzutnia organizować będą strukturę tych utworów. Kierc nieprzypadkowo bywa nazywany wirtuozem przerzutni, prowadzącej często do odkrywczych rozwiązań i wydobywającej nieoczywiste z pozornie oczywistego. Poeta, jak na poetę przystało, w podobnym duchu eksploatuje także kreacyjną moc języka, konstytuując nim świat, nie opisując. Zastanawiająca homonimia lub pokrewieństwa brzmieniowe potrafią stać się źródłem nieoczekiwanych olśnień semantycznych, nagłych epifanii.
Jak zauważał Janusz Drzewucki przy okazji tomu Czary (1999): „W świecie, wykreowanym przez Kierca w wierszach, wielokrotnie ktoś okazuje się nikim, coś – niczym. Nie z przypadku więc poetycka wyobraźnia tego twórcy jest również wyobraźnią katastroficzną, pejzaż przez niego naszkicowany to pejzaż apokaliptyczny”. I w nowym tomie, jako że główną jego osią konstytucyjną, by nie powiedzieć „szkieletem”, jest eksploracja doświadczenia zbliżania się do kresu, pewien gest apokaliptyczny jest siłą rzeczy nieodzowny. Ogólny klimat apokaliptycznej krańcowości, w jakiej utrzymane są te pozornie przyjemne wiersze, tematyzowany jest być może w sposób najbardziej konkretny w utworze zawierającym także tytuł tomu:
duchem apokalipsy, a staruch – wbrew znakom
na niebie i na ziemi, jakby do nich przywykł –
uśmiecha się, że niby zapamiętał, czyje
słowa zaksięgowały ten fajerwerk jako
atrakcje i nieszczęścia dla chwilowo żywych
Trwająca w tle nieustająca i naturalna destrukcja każe podmiotowi zakwestionować integralność swej tożsamości: „Deszcz zmywa ze mnie podobieństwo do / mnie” (Tutaj). Nie pierwszy raz zajmuje podmiot eksploracja nicości w perspektywie tożsamościowej – „i coraz mniej mi z siebie pozostaje” (21. San Vincenzo z tomu Rtęć). Paradoksalnie jednak, jak pisał Giorgio Manganelli, kto powtarza w sobie utratę ja, dojdzie do wniosku, że rozproszenie, dezintegracja w literaturze nie prowadzi do jej zaniku, przeciwnie – prowadzi w kierunku jej centrum. „Ale to nic. To nic prześwitujące / przez liście, pióra, krople, przez obłoki, / przez przestrzeń między dnem studni a słońcem” (Ale to nic). Wszystko – czyli nic, nic – czyli wszystko. Zakończmy zatem przywołaniem raz jeszcze słów poety, „no i już po wszystkim / (czyli po niczym)”.