Jest faktem zadziwiającym, że właśnie twórczość Adama wzbudziła w Hiszpanii tak wielkie zainteresowanie. Ani Witold Gombrowicz, ani Wisława Szymborska, niewątpliwie w Hiszpanii znani, nigdy nie dostąpili podobnego stopnia popularności. W przypadku filozofii udało się to Adamowi Schaffowi, który był guru hiszpańskich eurokomunistów. Schaff był popularny przez kilka lat okresu transformacji. Dziś niewielu o nim pamięta, podobnie jak o eurokomunizmie. Pisarstwo Adama Zagajewskiego od dwóch dekad przetacza się przez Hiszpanię z siłą tsunami i jego autorytet rośnie, czego dowodem są nie tylko od co najmniej 2000 roku na bieżąco wydawane przekłady wszystkich jego książek, lecz także ich wznowienia, ciągła obecność.
Jestem przekonany, że jego twórczość cieszy się większą popularnością i uznaniem w Hiszpanii aniżeli w Polsce. Nie słyszałem, żeby w Polsce (i gdzie indziej na świecie) na spotkanie z nim przyszło tysiąc pięciuset wielbicieli jego poezji, którzy zjechali z całej Hiszpanii do Oviedo w 2017 roku. Został wtedy laureatem (drugim Polakiem, po Zygmuncie Baumanie) nagrody Księżnej Asturii i swoją obecnością zupełnie przesłonił innych laureatów oraz ich dokonania. Zdarzyło się tak, jakby wszyscy w Hiszpanii czekali tylko na Adama. Są to fakty w Polsce mało znane, a on sam nigdy się tym nie chwalił.
Fenomen popularności Adama w Hiszpanii, zjawisko jedyne w swoim rodzaju w dziejach stosunków kulturalnych między naszymi krajami czy w ogóle recepcji literatury polskiej, zawsze mnie intrygował. Tym bardziej że dotyczy Hiszpanii. W Ameryce Łacińskiej jego twórczość nie budzi tak silnych emocji. Tam nadal najbardziej cenionym i znanym współczesnym pisarzem polskim pozostaje Witold Gombrowicz. Ta znajomość ogranicza się do elit intelektualnych, tymczasem twórczość Adama katapultowała się w Hiszpanii do szerokiej publiczności, o wiele bardziej niż w Polsce.
W przypadku Adama można mówić o partnerskiej obecności pisarza polskiego w literaturze hiszpańskiej. Dlaczego tak się stało? Na pewno miał Adam sporo szczęścia, że trafił na oddanych i dobrych tłumaczy: Annę Rubio Rodan, Jerzego Sławomirskiego, Javiera Fernándeza de Castro, Elżbietę Bortkiewicz i Xaviera Farré. Ten ostatni to przypadek wyjątkowy, Farré, świetny poeta kataloński, przekłada bowiem doskonale poezję Adama na dwa języki; hiszpański i kataloński. Wszystko, także prestiżowe wydawnictwo Acantillado, w którym ukazują się typograficznie dopieszczone jego książki, może wskazać punkt wyjścia, nie tłumaczy jednak czytelniczych fascynacji.
Przed tegorocznym Dniem Książki dziennik
Ileż razy, uważający się za przyjaciół Adama, utyskiwaliśmy na kokieterię światowca, która miała być skazą jego poezji i pisarstwa. Hiszpańska recepcja świadczy o tym, że myliliśmy się. Myli się Gámez, akcentując domniemany kosmopolityzm poezji Adama. Takie rozpoznanie podważa dalsza część jego tekstu w „Cuadernos Hispanoamericanos”. Przenikliwie wskazuje, że cechą wyróżniającą jego poezji jest „pilnowanie się przed nadmiarem ironii”. Adam nazywał to „żarliwością”. Pogłębiający się z latami sceptycyzm Adama wobec dominacji ironii we współczesnej poezji jest tematem na osobne opracowanie.
Fakt, że o twórczości Adama pisał Antonio Muñoz Molina w „Babelii”, dodatku literackim do „El País”, że drukowała go i pisała o nim „Quimera”, „Barcarola”, „Letras Libres”, „Revista de Occidente” czy wzmiankowane „Cuadernos Hispanoamericanos”, poświęcone w zasadzie literaturom Ameryki Łacińskiej, jest zrozumiały. Są czasopismami czytanymi przez elity intelektualne. Ale o twórczości Adama, w stopniu niespotykanym w przypadku pisarza zagranicznego, pisały niemal wszystkie lokalne dzienniki i czasopisma hiszpańskie: „Diario de Ibiza”, „El Norte de Castilla”, „El Punt Avui”, „Diario de Mallorca”, „Granada Hoy”, „Diario Levante”, „El Diario Vasco”, „Ara”, by wymienić tylko niektóre. Prowincja hiszpańska znalazła w Adamie swojego pisarza, kogoś, kto pozwala nam zobaczyć miejsce naszego przebywania na Ziemi, zawłaszczyć je i czerpać z tego siłę źródłowego fundamentu tożsamości. Widzieć świat i przyglądać się mu z określonego miejsca, także wtedy gdy jest to konstelacja miejsc w rodzaju Lwów–Gliwice–Kraków. Nie przypadkiem najbardziej popularną książką Adama w Hiszpanii są Dwa miasta.
W czasach globalizacji i przesłonięcia miejsca naszego pobytu przez ekrany poezja i eseje Adama przywracają jego znaczenie jako konkretu i punktu oparcia. W tym aspekcie Adam pozostał wierny napisanemu z Julianem Kornhauserem Światu nieprzedstawionemu. Lokalność (ojczyzny, miasta, okolicy, ulicy, stacji czy lotniska) przestaje być przeszkodą i staje się przywilejem odkrywczej poznawczo i emocjonalnie zapośredniczonej w konkrecie miejsca perspektywy. Uprzywilejowanie globalnej perspektywy (istotnej dla kosmopolityzmu) zostaje zawieszone. Nie chodzi o ostentacyjny prowincjonalizm, ale o uwagę. Aby zachować suwerenność uwagi na świat, muszę naprzód uważnie rozejrzeć się dookoła, choćby na ulicy Józefa na krakowskim Kazimierzu. Muszę rozeznać się w swoim miejscu.
Adam dokonując mityzacji miejsc swojego pobytu, poruszył w Hiszpanach nieco zapomnianą nutę obecną jeszcze w poezji Antonia Machado. W czasach, kiedy jesteśmy nieustająco poddawani niebezpieczeństwom utraty swoich miejsc i ich anonimizacji, literatura może przywrócić ich ulotną aurę i wyjątkowość perspektywy, którą oferują. Hiszpańscy czytelnicy Adama zakochiwali się w jego Krakowie, ale ten Kraków przywracał im Oviedo, Vigo, Barcelonę, Valladolid czy Bilbao. Przykładem jest tekst Juana Manuela Bonet Spacer po Krakowie z Adamem Zagajewskim w „ABC” (6.04.2021).
Jest jak w krakowskiej legendzie o Reb Ajzyku. Rebe Ajzyk miał sen. Śniło mu się, że w Pradze pod mostem Karola ukryty jest skarb. Udaje się do Pragi, ale most jest strzeżony. Opowiada strażnikowi o swoim śnie. Na co ten: „Ja też miałem sen, że w Krakowie, na Kazimierzu, u jakiegoś Ajzyka w piecu ukryty jest skarb, ale nie jestem taki głupi, jak ty, żeby jechać do Krakowa”. Ajzyk wraca do Krakowa i u siebie w piecu odkrywa skarb, którego część przeznaczy na budowę synagogi Izaaka. Większość mieszkańców Krakowa nie ma pojęcia, że jest to najbardziej znana na świecie z krakowskich legend. Adam ją znał. W dużym stopniu jest kluczem do jego twórczości. Słabo widoczny dla polskich czytelników, okazał się kluczem do serc jego czytelników hiszpańskich.
Adam udzielił hiszpańskiej prasie regionalnej mnóstwa wywiadów. Zapewne kiedyś zostaną zebrane, przetłumaczone i wydane w Polsce. Są tam rzeczy rozmaite, w 2001 roku w wywiadzie udzielonym katalońskiej „El Punt Avui” mówi: „Jestem przekonany, że Europa jest na drodze do przekształcenia się w muzeum świata, do którego ludzie będą przychodzić podziwiać malarstwo europejskie, słuchać muzyki europejskiej, miejscem, gdzie będzie się tworzyć coraz mniej”. Kulturowego pesymizmu, a także utyskiwania na martyrologiczne uwikłanie kultury polskiej jest w nich sporo.
W 2017 roku (8.06) w wywiadzie dla „ABC” czytamy: „Aktualnie jesteśmy w Europie świadkami odradzania się nacjonalizmów i mamy dwa wyjścia: pierwszą jest skoncentrowanie na narodzie, co jest niebezpieczne, ponieważ naród odwołuje się do ludzkich emocji i namiętności; drugie byłoby skupienie na idei ojczyzny, tego, co jest miejscem, jakąś ziemią, regionem, miastem. Z tą drugą opcją w pełni się utożsamiam i faktycznie Kraków jest moją drugą ojczyzną. To przywiązanie do miasta jest czymś bardzo ładnym i pozytywnym. Nie wydaje mi się, żeby Unia Europejska powinna i chciała odrywać osoby od ich małych ojczyzn”.
W jednym z ostatnich wywiadów, dla „El Mundo” (11.11.2019), Adam solidaryzuje się z opinią Tony Judta i Marcina Króla, nie przez wszystkich podzielaną, o „pokoleniu ’68” jako generacji historycznie uprzywilejowanej. Mówi: „Nasze pokolenie miało najwięcej szczęścia. Ostatnie siedemdziesiąt lat w Europie było najlepszymi w jej dziejach”. Taka opinia w Polsce, gdzie obnoszenie się z martyrologią jest przepustką do chwały, nie zjednywała mu wielu przyjaciół. Hiszpanie byli bardziej gotowi na jej przyjęcie.
Nie jest przypadkiem, że często zapytywany o powody wyjazdu z Polski w czasie stanu wojennego ostentacyjnie, ku zaskoczeniu hiszpańskich dziennikarzy, podkreślał, że jemu samemu zbytnia krzywda w PRL się nie działa i przyczyną wyjazdu z Polski do Paryża nie była polityka czy prześladowania, ale pragnienie połączenia się ukochaną kobietą. To musiało Hiszpanom imponować. Którzy Adama znaliśmy, wiemy, że była to prawda.
Maja, trzymaj się.