Nasiłowska nie tylko obserwuje aktorów zmieniających się na scenie na szynach, lecz także przygląda się samej scenie, jej potencjałowi. W wierszu Agora tak opisuje to dzisiejsze miejsce zgromadzeń:
to wagon metra
miejsce spotkań wszystkich
i innych
poglądy i stanowiska
bezpowrotnie topią się
w huku i ciemności
To, co różni starożytny rynek od metra, to przede wszystkim niemożność realnej wymiany poglądów. Hałas to tylko słaba wymówka dla braku uwagi, niedostatecznej otwartości, niechęci do rozmowy. W wagonie mównica nie stoi w centralnym miejscu placu – każdy zabiera głos z pozycji miejsca, które aktualnie zajmuje. Na ironię zakrawa fakt, że komunikacja miejska to zatem przestrzeń niespotykanego nigdzie indziej komunikacyjnego chaosu. Tłum, pośpiech, wielość miejsc docelowych pomimo tego samego kierunku podróży – to wszystko nie sprzyja nawet pojedynczym relacjom, tym bardziej więc nie ułatwia budowania wspólnoty, tworzenia – nawet tymczasowej – społeczności. Poezja pisana w tej „współczesnej agorze” też różni się od powstałej na powierzchni, czemu poetka daje wyraz w wierszu o znamiennym tytule Nieboska:
właśnie myślę
nad chaosem a nie logosem
i nad nieboską
poezją metra
ciemną tłumną
w pełni mobilną
pełną pyłu
milionów stóp
w entropii
Choć opisywana przez poetkę przestrzeń jest jak najbardziej realna, współczesna i dostępna dla potencjalnego czytelnika, okazuje się tylko punktem wyjścia dla wiersza, który rozpędu nabiera już poza wagonem metra, czy to przenosząc się do domów i mieszkań bohaterów, dając nam wgląd w ich prywatne światy, czy też pozwalając działać wyobraźni, która dopowiada ich życia, problemy, relacje. Nasiłowska z jednej strony tę przestrzeń uniwersalizuje, sięgając po motywy i konteksty silnie obudowane kulturowo, a z drugiej zaciera jej wyraźnie granice, wprowadzając wątki fantastyczne lub mityczne. Czasem świat pod ziemią przenika się z tym nad ziemią, a to nieoczekiwane spotkanie przypomina podróż Alicji do Krainy Czarów (jak w wierszu Pejzaż). Przede wszystkim jednak należy myśleć o metrze jako o lustrzanym odbiciu otaczającej nas rzeczywistości. Wszystko, co znamy z codzienności, przedostaje się i tu, a nawet intensyfikuje, gdyż musi się zmieścić w ograniczonej przestrzeni wagonu. Lustrzane odbicie rzeczywistości trochę ją wykrzywia, pewne elementy wyostrza, inne niweluje. Chociaż świata nie widzimy przez żadne okno czy świetlik, ten nie znika w trakcie podróży. Wspólną cechą tego, co nad ziemią, i tego, co pod ziemią, jest tęsknota bohaterów za jeszcze inną przestrzenią, której nie doświadczają ani a metrze, ani w mieście. Pęd nie wynika tu z szybkości, ruchu czy zmienności. Pęd to ludzie, a zatem ich pragnienie spokoju, kontemplacji, ucieczki wydaje się właściwie niemożliwe do spełnienia, nieosiągalne („podobno istnieje gdzieś przestrzeń / lasy góry morza / krąży taka miejska legenda”; ze wspomnianego już wiersza Pejzaż).
Skoro powiedzieliśmy, że świat podziemny jest lustrzanym odbiciem tego, co dzieje się w przestrzeni miasta, naturalne jest też, że odbijają się w nim nie tylko postaci, lecz także otoczenie. Innymi słowy to, co dzieje się w rzeczywistości opisywanych bohaterów, przenika do metra, towarzyszy im w podróży czy to do pracy, czy do domu, czy bez celu. Najnowsza książka Anny Nasiłowskiej ukazała się w tym roku, a zatem dokumentuje niemal rok istnienia świata zmagającego się z pandemią, od samego początku, od pierwszych niepokojących wiadomości napływających ze Wschodu („zaraza to w tym wypadku / tylko kiepska metafora / gdy na ekranach wiadomości / o groźnym wirusie z Chin”; z wiersza Ruch). Teksty uwzględniające ten bardzo aktualny i dotykający wszystkich problem są najmocniejszą stroną tej książki. Zmysł obserwacyjny Nasiłowskiej pozwala jej skoncentrować się nie tylko na jednostkach, lecz także na towarzyszących im kontekstach, problemach, okolicznościach. Poetka, wyczulona na indywidualne tragedie, nie może przejść obojętnie obok takiej, która dotyka wszystkich pasażerów. Wspólnota podróżnych, jawiąca się wcześniej jako niemożliwa, okazuje się osiągalna, ale spoiwem – zupełnie niespodziewanie – staje się strach, co dokumentuje wiersz Epidemia.
jedzie postać w masce
i lateksowych rękawiczkach
stacja
wsiada następny pasażer
z nieosłoniętą twarzą
krótki kaszel
przerażenie
opada cicho jak śnieg
który nie spadł tej zimy
Pozornie jednoczący lęk izoluje nie tylko od jego źródła, lecz także od wszystkich i wszystkiego. Nieoczekiwana wspólnota zbudowana na strachu już w momencie zaistnienia skazana jest na klęskę. W tym kontekście ciekawie wybrzmiewają przytoczone wcześniej wersy wiersza Pejzaż: „podobno istnieje gdzieś przestrzeń / lasy góry morza”. Ziemia obiecana, nawet wcześniej niemal nieosiągalna, oddala się jeszcze bardziej. Żadna podróż nie może zbliżyć do świata właściwie zakazanego, od którego odgradzają teraz nie tylko ściany wagonów, lecz także ściany domów, mieszkań, granice miast. Pęd podróży, niedający się zrozumieć także w świecie przed epidemią, w świecie dotkniętym zarazą całkowicie traci sens. Tytułowe sztuczne światła to nie jedyne nieprawdziwe elementy tego świata. Sztuczny jest tłum, pozorowany jest ruch, symulowany jest cel. Sztuczne światła to dokumentacja porażki w każdej niemal sferze życia.
Anna Nasiłowska pisze bardzo prosto, jasno i klarownie; da się czytać te wiersze w takim samym pędzie, jaki towarzyszy jeździe metrem. Autorka stosuje minimalną liczbę poetyckich środków, koncentrując się na wiarygodnym, rzetelnym opisie. Jej pomysł na uczynienie osią książki wagonu metra i skupienie uwagi na przygodnie spotkanych osobach nie jest nowatorski, ale w tych szczególnych okolicznościach jest czymś, czego wielu czytelnikom z pewnością brakuje. Coś, co niemal machinalnie wielu z nas robiło na co dzień – przyglądanie się mijanym ludziom, bezwiedne wyłapywanie strzępków rozmów, nawet mimowolne uczestniczenie w życiu nieznajomych – jest teraz niemal niemożliwe, a przynajmniej bardzo ograniczone. I nagle okazuje się, że możemy za tym tęsknić. Tę tęsknotę mogą nieco zniwelować najnowsze wiersze autorki Żywiołów i Ciemnych przejść. I z tego powodu warto po Sztuczne światła sięgnąć.