– Przez to okno wyglądali Ingrid Bergman i Humphrey Bogart. (Mia, Emma Stone)
– A Ty pracujesz naprzeciwko. (Sebastian, Ryan Gossling)
La la land, Hollywood, 2016,
Niespodzianką na paryskim rynku wydawniczym stała się ostatnio saga nieznanego wcześniej autora, a właściwie autorki, pięknej i sławnej nieznajomej o egzotycznych korzeniach. Ukrywa się pod pseudonimem Victor Lazlo i ma wielu fanów na całym świecie, w listopadzie ubiegłego roku telewizja TV5 Monde zaprosiła ją do prestiżowego programu Sous couverture, co oznacza, że jej twórczość stanowi swoisty francuski „towar eksportowy”. Urodzona w Bretanii (1960), przypomina trochę z urody znaną w Polsce piosenkarkę Oceanę. Jej rodzice pochodzą z Karaibów. Sonia Dronier studiowała w Belgii historię sztuki i pracowała jako modelka. Pod pseudonimem Victor Lazlo odniosła sukces jako piosenkarka, największy hit wyśpiewała w 1987 (Breathless, „Bez tchu”). Wydała trzynaście płyt długogrających. Teraz tryumfuje jako powieściopisarka. Dodać należy w nawiasie, że związała się z paryskim wydawnictwem Grasset, jednym z wielkiej trójki francuskich książąt rynku książki. Grasset, obok Gallimarda i Seuil, to oficyna łącząca sukces komercyjny z wysokim poziomem publikacji, choć wśród rywali wyróżniająca się dawniej raczej tym pierwszym niż tym drugim kryterium. Ostatnio coraz częściej Grasset ma jednak do zaoferowania prawdziwe literackie perełki, Przemytnicy gniewu są jedną z nich.
Zaczyna się w Białymstoku, mury getta i ten napis:
Victor Lazlo zlitował(a) się nad czytelnikiem i wyrysował(a) całe to skomplikowane drzewo genealogiczne rodzin żydowskich z Białegostoku i okolic, które w większości zginęły.
W roku 1990 autorka odwiedziła Polskę; to był szczególnie dobrany historyczny moment odwiedzin, a okazję ofiarował występ na festiwalu w Sopocie. Pani Victor Lazlo w udzielonej nam specjalnie wypowiedzi mówi, że od tamtej pory nie przestała się fascynować Polską i czymś, co nazwała tous les mouvements géopolitiques de votre pays (wszystkimi geopolitycznymi wstrząsami waszego kraju).
Z polskiej perspektywy – to się wydaje bardzo odległe. Nawet trudne do zrozumienia – dlaczego piosenkarka, której rodzina pochodzi gdzieś z wysp Ameryki Środkowej, pisze akurat o polskich Żydach z Białegostoku? I bardzo dokładnie ten Białystok opisuje. Jest przedstawicielką bogatych, reprezentuje zachodni przemysł rozrywkowy, czego może szukać na Podlasiu? I jeszcze dobiera sobie pseudonim prosto z Hollywoodu: Victor Laszlo, ten, którego w najważniejszej choć retrospektywnej części filmu Casablanca nie ma, bo Ilsa grana przez Ingrid Bergman myśli (w Paryżu), że zginął. Wielki wróg
– Tajemniczy pseudonim Pani przyjęła.. Victor Lazlo to imię i nazwisko jednego z bohaterów Casablanki… Czy to ma związek z tematyką Pani powieści?
– Nie zdawałam sobie z tego sprawy, dopiero mi Pani uświadomiła – mówi Victor Lazlo do telefonu. – Naprawdę nie pomyślałam dotychczas, że dobierając pseudonim z filmu Casablanca, instynktownie lgnęłam do tematyki Shoah. Czuję, że jestem naznaczona tym upamiętnianiem. Nie wiem dlaczego. Sama nie mam żydowskich korzeni ani żadnych więzi z judaizmem. Studiując w Belgii, spotykałam wielu aszkenazyjskich Żydów i dopiero z czasem zrozumiałam, że nie należę do ich świata.
Pracę pisarską Victor Lazlo rozpoczęła około 2010 roku, wydając debiutancką powieść La femme qui pleure
Czy główną ideę można streścić jednym zdaniem: Żydzi, Czarni, wszyscy się jakoś tułamy, a na drodze każdego życia czekają przygody, czasem wesołe, a czasem nie? Czy ruch Black Lives Matter z jednej strony i kommemoracja Holocausatu z drugiej to podobny wymiar społecznych motywacji?
– Czy to o Pani? – pytamy autorkę o powyższy fragment.
– Nie, wprost przeciwnie, zawszę przychodzę przed czasem. Ale w pewnym sensie może to dotyczyć spóźnienia, z jakim doceniłam moje własne pochodzenie. Archipelag Małych Antyli. Mama urodziła się na Grenadzie, to jedno z najmniejszych państw zachodniej półkuli w południowej części Morza Karaibskiego. Brytyjska wyspa pomiędzy Morzem Karaibskim i Oceanem Atlantyckim, na północ od Wenezueli, Trynidadu i Tobago, a tata pochodził z francuskiej Martyniki. Po przyjeździe do Francji byli bardzo biedni, mama nawet nie znała języka. Trwało dziewięć lat, zanim sytuacja się poprawiła i tata dostał pracę w międzynarodowej instytucji w Brukseli.
Cała historia Przemytników gniewu rozgrywa się w latach 1945–2010 na trzech kontynentach i między trzema generacjami. Ocalały z obozu Daniel Kaufman odnajduje syna i siostrzenicę, którą uratowały katolickie zakonnice. Wszyscy razem jadą do Palestyny. Zupełnie innego życia doświadcza Pierre Marie Isidore Gaudrèche, porzucony przez matkę prawnuk pięknej niewolnicy Yamissi. Splecione losy tych rodzin są okazją do zastanowienia, co w istocie dzieli, co różni jednych i drugich.
Narratorka Jo jest córką Pierre’a Gaudrèche’a, nazywanego Pipo, dlatego to w pewnym sensie główny bohater. Jego afrykańską prababkę Yamissi Żyd-handlarz uwolnił, Pipo zaś został porzucony przez perfidną Fleur, piękność à la Raquel Welch. Jako dziecko Pipo trafił na wychowanie do francuskiej rodziny chłopskiej z Ardèche, potem zostawił wieś, by wyjechać na studia do Paryża. Tam spotkał kobietę swego życia, zaangażowaną politycznie. Ich dalsze losy toczą się w Stanach Zjednoczonych.
Drogi dwóch rodów się krzyżują, a miłość wywołuje nieporozumienie, którego cenę płacą spadkobiercy. Indywidualne losy jednak jak prochy zamordowanych rozwiewa wiatr wielkiej historii: Holocaust, narodziny państwa Izrael i nadejście swobód obywatelskich dla potomków niewolników w Stanach Zjednoczonych Ameryki.
Trzeba przyznać, że oprócz doskonałego pióra, talentu pisarskiego i stylu, Victor Lazlo wykonał(a) imponującą pracę badawczą i bibliograficzną w archiwach Yad–Vashem, a także we Francji, Belgii, Niemczech i USA. Jest to podane jako spis wybranych źródeł (od powieściopisarzy raczej nikt tego nie wymaga ani nie oczekuje). Książka, a nawet cała saga, bo pani Victor Lazlo zapowiedziała już, że dalszy ciąg ukaże się wkrótce, zasługuje na uwagę polskiego czytelnika. I przekład tej powieści należałoby wydać razem ze starym materiałem filmowym Casablanki. Niech trzeszczy.