07-08/2022

Paweł Chojnacki

Krytyka i historia.
Scenie w kaplicy Zygmunta Nowakowskiego

Wyjątkowa to okazja przedstawić niepublikowany tekst człowieka, który określał siebie (mając na myśli maszynę do pisania) jako machinae adscriptus, który schodząc z przedwojennego mostku prominentnego felietonisty i bestselerowego literata, przykuł się do wychodźczej galery dziennikarskich słów – w ochotniczej wszakże służbie walki z tyranami XX wieku. Scena w kaplicy to tekst pochodzący z czerwca 1946 roku, który miał się ukazać w odnowionych po wojnie londyńskich „Wiadomościach”, redagowanych przez Mieczysława Grydzewskiego, ale ostatecznie nigdy nie został opublikowany.

Oczywiście – samobiczowanie się łaciną kryje żurnalistyczną przesadę, ale faktem jest, iż Zygmunt Nowakowski (Kraków 1891 – Londyn 1963) zwykle zasiadał nad materiałem już „obstalowanym” – często w ramach ustalonych tematycznie odcinków czy periodycznych cyklów. W jego papierach w Bibliotece Polskiej w Londynie zachowało się niewiele maszynopisów (BPL 1255/Rkp), których nie umiemy przyporządkować drukowanym pracom. Z reguły to odczyty – ich fragmenty zresztą włączał niekiedy do wariantów artykułów.

Toruńskiemu Archiwum Emigracji i zgromadzonej tam kolekcji związanej z tygodnikami „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie” oraz „Wiadomości” (AE AW/CCXXVI) zawdzięczamy natomiast możliwość sięgnięcia do poczty tego niewątpliwego zawodowca do drugiego fachmana – założyciela i redaktora obu tytułów, a wcześniej „Wiadomości Literackich” – Mieczysława Grydzewskiego (Warszawa 1894 – Londyn 1970). „Wiadomości Polskie, Polityczne i Literackie” w latach 1940–1944 prowadzą wspólnie, ale Nowakowski formalnie jako „naczelny”. Wyzna gorzko 12 lipca 1946 roku: „Twój list w sprawie polemiki ze Strońskim bardzo mnie zmartwił, choć wiedziałem od dawna, bo mniej więcej od trzeciego numeru «Wiadomości», że musimy się rozstać. Przeciąganie tej sytuacji nie ma najmniejszego sensu. Im prędzej, tym… kulturalniej, w tym lepszej formie”. Właśnie niedoszłej dyskusji ze Stanisławem Strońskim dotyczy odszukany dokument i zwłaszcza jej poświęcimy wstępne rozważania.

We wspomnianym trzecim numerze odnowionego czasopisma z 21 kwietnia 1946 roku dominuje wykład Tymona Terleckiego Mickiewicz i my – przedruk odczytu z serii o literaturze zorganizowanej przez Stowarzyszenie Polskich Kombatantów. Ferment narasta od 28 kwietnia, gdy Nowakowski wyjawi redaktorowi: „Szczerze muszę powiedzieć, że Terlecki zabrał o 90% za dużo miejsca. Wystarczyłoby kilkadziesiąt wierszy”. W prelekcyjnym przedsięwzięciu, prezentując własny szkic o Wieszczu, też uczestniczy… Czy tłumaczy to źródło krytyki? A może spotęgowały ją skróty? Żali się 4 maja: „[…] zabolały mnie do żywego skreślenia, głównie dotyczące «Synów Ewy». Przecież to ze starej pieśni” („Do Ciebie wołamy wygnańcy, synowie Ewy / Do Ciebie wzdychamy, jęcząc i płacząc na tym łez padole…” Salve Regina). Adnotacja piórem: „Rozpłakałem się”. Prześwietlana edycja „Wiadomości” zawierała tekst Noc Wielka, gdzie padają słowa: „Rozwój wypadków budzi w naszych duszach myśli czarne i bezbożne. Jesteśmy skłonni do bluźnierstwa. Zawód i zwątpienie wywołują w nas obawę, że na przekór naszej tęsknocie i wierze, tego roku nie Chrystus zmartwychwstanie, ale kto inny. Że zmartwychwstaną dwaj łotrzy. […] Dziś nie ma pewnika żadnego, wszystko zaś jest w stanie płynnym, wszystko – dosłownie – płynie, a raczej tonie we krwi, w pocie, we łzach, w brudzie, głównie w kłamstwie”.

Pyta bezradnie: „Czy świat się może odrodzić na gruncie kłamstwa?”. W artykułach świątecznych nie tyle się specjalizował, ile pożądały ich współpracujące z nim redakcje. Rok wcześniej, w jerozolimskim „Dzienniku Żołnierza Armii Polskiej na Wschodzie” (1 kwietnia 1945 roku, Pieśń Zmartwychwstania triumfuje), zauważy: „W wielkim Tygodniu, pośród wielu nabożeństw, jedno wydaje mi się być najbardziej ponure: ciemna jutrznia. W miarę śpiewania psalmów pokutnych, gaśnie jedna świeca po drugiej i następuje mrok coraz, coraz gęstszy. Nasza, polska ciemna jutrznia trwa od sześciu lat i co roku zdaje się gasnąć przed naszymi oczyma jedna świeca. – Ciemność zapada gruba i w tej ciemności droga powrotu do Polski oddala się […]. Szósta Wielkanoc poza domem!”. Ale przecie: „Nie przestaniemy ani na chwilę najkrótszą marzyć i nie przestaniemy walczyć, chociaż gruby mrok spowija przyszłość przed nami”. W siódmą Paschę mniej ma już nadziei. Stan nastrojów w tym czasie na emigracji był fatalny.

Adwersarz, Stanisław Stroński (Nisko 1882 – Londyn 1955), bez wątpienia drażni krajana. Nowakowski w listach do Grydzewskiego często popuszcza wodzy. Ocenia: „Stroński okropnie nudny” (4 maja o trzecim odcinku serii W Krakowie 1910–1920, „Wiadomości”, 5 maja 1946 roku). Szydzi: „Przesyłam Ci gawędę o lekarzach krakowskich. Rzecz może niżej poziomu gawęd krakowskich Strońskiego…” (17 stycznia 1948 roku). Kwalifikuje: „Artykuł Strońskiego raczej dobry, ale ten człowiek nie umie pisać w sposób prosty, nie wykrętny” (28 kwietnia 1948 roku). Rzadko chwali: „Jestem zachwycony tym, co napisał Stroński o swoich latach szkolnych […] prostota a pełna wyjątkowego polotu. […]. Pogratuluj mu telefonicznie”. Ale i natychmiast przyszpili: „Ach, gdyby on tak zawsze pisał! W tej odpowiedzi starca jest młodzieńczy pazur” (16 czerwca 1949 roku). Wyrafinowany profesor-romanista i zarazem brutalny polityk, zawzięty cenzor „Wiadomości Polskich” (w miarę lat utrzyma jedynie pierwsze wcielenie) to częsty bohater tej korespondencji, uczestnik wzajemnych kontaktów i obiekt licznych anegdot. Krytykant podsumuje w 1946 roku: „On już tylko rejestruje fakty, nie mogąc zdobyć się na sąd”. Gdy jednak ośmieli się, nie ujdzie mu to płazem.

W numerze datowanym 14 lipca ogłosi pod tytułem Książka bez nadziei recenzję głośnych Lat nadziei Stanisława Cata-Mackiewicza. Swoje omówienie Nowakowski zamieścił pierwszy. Padają wersy, które jako kolejne winniśmy przelać do sztambucha: „W tragedii Europy, w tragedii świata występuje pewien czynnik, jakby nadprzyrodzony, jakaś konieczność, jakieś fatum. To zjawisko trudne do wyjaśnienia, o zasięgu kosmicznym, nieobliczalne, wymykające się z rąk ludzkich. […] Jesteśmy świadkami przerażającego absurdu, który wyraża się tym, że lepiej jest być pobitym w wojnie niż zwyciężyć. Kłamstwem jest zwycięstwo i kłamstwem jest odbudowa pokoju” (L’éléphant terrible, „Wiadomości”, 26 maja 1946 roku).

Teraz publicznie stwierdzi: „Artykuł prof. Stanisława Strońskiego […] zmusza mnie do zabrania głosu” („Nienaganny” traktat, „Wiadomości”, 11 sierpnia 1946 roku). A nagli autora pierwszej kardynalnej odprawy danej umowie Sikorski–Majski z 30 lipca 1941 roku (Kiwerowa górka, „Wiadomości Polskie”, 10 sierpnia 1941 roku) nazwanie przez dawnego ministra informacji w rządzie gen. Władysława Sikorskiego tego aktu słowem „nienaganny”. Przecież brak zawarcia w porozumieniu gwarancji dla granic wschodnich Rzeczypospolitej oraz zgoda na użycie uwłaczającej formuły „amnestia” dla uwolnienia zesłańców oznacza początek polityki ustępstw, które prowadzą do Jałty, utraty połowy terytorium i niepodległości: „Prof. Stroński broni owego «nienagannego» układu w sposób tak scholastyczny, tak abstrakcyjny, jakby ta rzecz rozegrała się na księżycu, nie w kategoriach czasu i przestrzeni, oraz nie w środowisku ludzkim, które chwała Bogu, jeszcze żyje i jeszcze nie popadło w stan sklerozy, wykluczający normalne funkcjonowanie pamięci”.

Zważmy, że jako sztandarowy wyraziciel linii krytykującej układ ma niezbywalne prawo do wystąpienia. Pozostanie nim jednak notka bardziej niż pełnokrwisty esej – dowód na to, co uda się w tej kwestii wytargować. Dwornie asekuruje się, robiąc dobrą minę do złej gry: „Godząc się z faktem, że pewni publicyści polemizują ze mną, sam stale unikam polemiki, gdyż wiem, że redakcja «Wiadomości» ma bardzo wiele bieżącego materiału, dla którego nie może znaleźć dość miejsca na swoich szczupłych dwóch kolumnach”. Oba teksty dostępne są w sieci (Kujawsko‑Pomorska Biblioteka Cyfrowa), nie ma więc potrzeby, by obszerniej je cytować. Inaczej jest z manuskryptem zasadniczej repliki. Tło znamy – Grydzewski ją odrzucił. Przykrą tamę stara się Nowakowski tuszować we wstępie do zminimalizowanej reakcji, jedynej, która ujrzała światło dzienne.

Więcej wyjaśnia w korespondencji z 12 lipca: „Nie pisałbym artykułu o Sikorskim, gdybyś nie umieścił bezczelnego artykułu Strońskiego. «Wiadomości Polskie» były niewątpliwie Twoim dziełem, ale było w nich i coś mojego. Prowokacja, którą napisał Stroński, przekreśla w każdym razie to, co było moim udziałem w «Wiadomościach Polskich». Stąd wywodzi się moja riposta. […] Ty masz za sobą dwadzieścia kilka lat redagowania pisma, ja trochę mniej lat pisania felietonów. Nie mogę w żaden sposób pogodzić się z tym, że uczysz mnie, jak i o czym pisać. W tych warunkach muszę zrezygnować z współpracy, która właściwie była dyktatem z Twej strony – od pierwszego numeru «Wiadomości»”. Znów odręcznie: „pełen żalu ale i przyjaźni Zygmunt”. Spięcie niezależnego publicysty z kiedyś wpływowym politykiem – w żarze dyskusji, która od pięciu lat prostuje kręgosłup Wychodźstwa Niepodległościowego – obróci się w zwadę współpracowników tego samego tytułu. Zaowocuje zerwaniem jednego z autorów z „szefem”, dotychczas równorzędnym stronnikiem.

Rozłąka nie jest łatwa. Przeżywający podobne rozterki Józef Mackiewicz, chociaż nie powiązany emocjonalnie z redaktorem, rzuci 12 czerwca 1953 roku do Michała K. Pawlikowskiego: „Pokłócić się z Giedroyciem, pokłócić się z Grydzewskim i pisać do szuflady?” (Józef Mackiewicz, Barbara Toporska, Michał K. Pawlikowski, Listy, opracowała i przypisami opatrzyła Nina Karsov, Dzieła, t. 34, Londyn 2022). Adresat skieruje kiedyś do „źródła” wymowne słowa: „Jest Pan dyktatorem «Wiadomości» i wiem, że parafrazując słowa Tadeusza (o Telimenie) – «nic (i nikt) Pana nie uprosi»” (20 października 1960 roku, Michał K. Pawlikowski, Listy do redaktorów „Wiadomości”, oprac. i przypisami opatrzył Piotr Rambowicz, konsultacja edytorska Beata Dorosz, Toruń 2014). Tym bardziej że w atakującej go wciąż „Kulturze” Nowakowski nigdy nie publikował.

Wytrawny despota potrafi w jakiś sposób zażegnać lament. Już 19 lipca Zygmunt żegna przyjaciela w lepszym humorze: „Ściskam Cię i proszę o zwrot artykułu w sprawie prowokacji zrobionej przez Strońskiego. Nie myśl, że to Ci się upiecze!”. Ale chyba się upiekło. Tym razem.

Obszerna odpowiedź zostanie na zawsze w maszynopisie odkrytym w archiwum londyńskiej książnicy. Sporządzony jednostronnie na ośmiu numerowanych kartach bez marginesów i opatrzony w nagłówku oryginalnym tytułem, zawiera odręczne poprawki i wstawki czerwonym piórem. Korektę Zygmunta Nowakowskiego uwzględniono, lecz przygotowując do druku – pierwotnych wersji nie zaznaczono. Ripostę czyta się jak nowelę, zawiera ona również typowe dla stylu autora odniesienia do klasyki literackiej. Nie podajemy tu jednakże źródła historycznego, może – może przyjdzie czas oraz pojawią się okoliczności, by kiedyś dokument opracować. Na razie – podobnie jak we wcześniejszych cytatach – uwspółcześniono pisownię i wprowadzono interpunkcję według panujących zasad.

Traktujemy to dzieło jako pamiątkę prozy publicystycznej, osadzonej w osobistym doświadczeniu autora: dziennikarza, prozaika i redaktora obarczonego dodatkowo dużym zakresem pracy społecznej. O ile korespondencja Nowakowski – Grydzewski ukazuje relacje pomiędzy zewnętrznym kooperantem gazety, a jej twórcą, wydawcą (nieśmiertelne zwarcie, jak „landlorda” z lokatorem), to role grane przez obydwu w (na?) Scenie w kaplicy przeobrażają ich miejsca na deskach odtwarzanego spektaklu. Stają ramię w ramię w szranki ze światem wielkiej i drobnej polityki, globalnej i personalnej rozgrywki. Miniaturę cechuje skondensowana refleksja, ale i jasny styl. Wymowa polemicznego obrazka jest zrozumiała, tak więc pierwsza – literacka – edycja zabytku nie wymaga didaskaliów. Poza kilkoma, które, łamiąc konwencję, podamy przed artykułem. Dotyczy on przede wszystkim źródeł wyłonienia się w 1941 roku ponadpartyjnej i pozaideologicznej formacji niezłomnych, kluczowej w zmaganiach o suwerenność polskiej kultury od lat czterdziestych XX wieku – pośrednio – do dzisiaj. Nowakowski nazywa ten bardziej duchowy niż formalno-polityczny sojusz po prostu „opozycją”.

Widokowi dramatycznej scysji z – podobnie jak Stroński ministrem oraz profesorem – Stanisławem Kotem przyda rumieńców wzmianka, że przyjaźnili się przed 1939 rokiem. Słynny felietonista „Ilustrowanego Kuryera Codziennego” stawał w obronie antysanacyjnego polityka (np. krytykując blokadę paszportu). Protokoły z posiedzeń namiastki emigracyjnego parlamentu – Rady Narodowej, do których odwołuje się autor, znane są tylko do 15 lipca 1941 roku. Dziennik czynności Naczelnego Wodza gen. Władysława Sikorskiego (t. II, 1 VIII 1940 – 31 VII 1941, wstęp i redakcja naukowa Jarosław Rybiński, oprac. dokumentów Jarosław Rybiński, Jadwiga Kowalska, Ewa Rzeczkowska, Lublin 2017) nie obejmuje interesującego nas okresu. Rejestruje wcześniejsze londyńskie spotkania: 1 sierpnia 1940 roku – zbiorową herbatę dla członków Rady Narodowej wraz z prezydentem Władysławem Raczkiewiczem i wszystkimi ministrami, audiencje osobiste 7 września i 4 listopada tego roku oraz 3 stycznia 1941 roku. Dnia 12 września 1940 roku odnotowana jest wspólna rozmowa ze Strońskim i Grydzewskim.

Dzięki uprzejmej informacji od Jarosława Rybińskiego, redaktora naukowego Dziennika czynności…, wiemy, że rozmowa „w Bryanston Court, przed którymś z rzędu wyjazdem generała do Rosji” (pomyłka – Sikorski wizytował Sowiety raz, w listopadzie-grudniu 1941 roku) odnotowana zostaje w nieopublikowanej jeszcze części diariusza – 25 października, w godzinach 15.05–15.30. Jeśli chodzi o drugie spotkanie („przełom lutego/marca 1943”) to punktem zaczepienia pozostaje 4 marca, godz. 15.30, zapis: „Konferencja prasowa – cała prasa polska”. Trwała do około 16.45 i odbyła się w Pałacu Rotschildów przy Kensington Palace Gardens.

Wzmiankowany „niezmiernie ciekawy list pewnego ministra, który jest do dziś dnia ministrem”, nie zachował się w „archiwum redakcji «Wiadomości Polskich»”, gdyż – w przeciwieństwie do zbiorów swego „bezprzymiotnikowego” następcy – przetrwało szczątkowo. List gen. Mariana Kukiela z 25 sierpnia 1941 roku („Nie straciliśmy nic, ani piędzi ziemi, bośmy się niczego nie zrzekli”) znalazłem w prywatnym archiwum pisarza. Cytuję jego fragment oraz reprodukuję całość w biografii (Paweł Chojnacki, Reemigrejtan. Kiedy Zygmunt Nowakowski wróci wreszcie do Krakowa?!, Kraków 2019). Zahipnotyzowanie „dyktatorem «Wiadomości»” spowodowało chyba freudowską pomyłkę nadania imienia „Mieczysław” Józefowi Hieronimowi Retingerowi. „Ten człowiek jest mimo wszystko sympatyczny i ma w sobie pierwiastek fantazji, ale reklama «zawodowy Europejczyk» jest czymś potwornym” – uświadamia Grydzewskiego 9 maja 1948 roku, lecz projekt felietonu pt. Retinger – En face nie zostaje podchwycony. Kolejną odmowę rekompensują urocze złośliwości w tekście o Winstonie Churchillu (Diabeł w ornacie, „Wiadomości”, 13 czerwca 1948 roku).

[…]

[Dalszy ciąg w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.