O „przeoczenia” w wierszach Anji Erämai (ur. 1963) z jej debiutanckiego tomiku Laulajan paperit (Zapiski śpiewaczki, WSOY 2005) nietrudno. Zanim artystka zajęła się poezją, występowała z grupami muzycznymi, w których śpiewała i dla których pisała teksty. Recenzenci widzą więc często w Zapiskach… rytm i lekkość właściwe piosenkom. Choć wpływu kariery muzycznej Erämai na kształt tomiku nie można zanegować (wszak już tytuł wyraźnie się do niej odnosi, podobnie jak przedstawiane w wierszach sytuacje z życia piosenkarki na scenie i poza nią), Zapiski… oferują uważnemu obserwatorowi dużo więcej.
Sama artystka przyznaje, że ku poezji pchnęło ją zmęczenie rygorystyczną formą piosenek; poszukiwała w niej swobody rodem z wiersza prozatorskiego i techniki strumienia świadomości. Znakiem rozpoznawczym Zapisków… uczyniła zabawę abstrakcyjnymi skojarzeniami na granicy absurdu. Wykorzystanie nieoczywistych asocjacji pozwoliło poetce połączyć walor rozrywkowy tekstów z poszerzeniem ich pojemności znaczeniowej. Abstrakcyjne skojarzenia jednocześnie bawią bowiem czytelnika nagłymi zwrotami sensu i zmuszają do wysiłku intelektualnego w celu ciągłej korekty kursu interpretacyjnego. Pozostający w stanie czujności i niepewności odczytań odbiorca jest subtelnie zachęcany do zagłębienia się pod ludyczną formę i dość banalną na pierwszy rzut oka treść wierszy – pod którymi kryje się to, co dla Zapisków… najistotniejsze: problematyka wolności wyboru, uwolnienia się od społecznych oczekiwań, ról i stereotypów.
Życie piosenkarki staje się pretekstem do rozważań o „make-upach” i „perukach” noszonych także poza sceną, nie tyle z własnej woli, ile z „przymusu społecznego” – konieczności wpasowania się w nadaną nam przez innych kategorię. Jak w wierszu Bimber, sztuczne rzęsy, kończącym się przewrotnym wyznaniem: „W ciągu dnia odpuszczam sobie. Idę wybrać pieniądze z odkrytą twarzą, / jest w tym ryzyko. Raz pijak przystanął i zapytał, kim jestem. / Ja? Wróciłam do domu i rozłożyłam karty: szóstka trefl”.
Albo jak w utworze W peruce i bez, gdzie osoba mówiąca w wierszu zdaje sobie sprawę z ciągłego obserwowania przez „publiczność”, która ma swoje wyobrażenia i wymagania co do wyglądu kobiety: „Leppänen śpiewa: nie żałuję, nie. Włączam się, kłamię. Byłam zbyt leniwa, \ żeby się umalować. Byłam zbyt leniwa, żeby chodzić w spódnicach. Ryzykowałam: / te brudne włosy, w których szłam do sklepu, naprzeciw którym / szedł znajomy, który pytał, jak się masz, którego nie mogłam zapytać, jaka jest różnica / między rewolwerem a pistoletem. Czuję, jak biorą mnie na muszkę. Decydują / za mnie. Vironperä pozostaje niezauważona, i Bali, i Jowisz. Fenomen nie czeka. / Publika się gapi”.
Nawet w tekstach, w których nie ma mowy o perukach, makijażach czy widowni, społeczne oczekiwania i naciski nie dają o sobie zapomnieć. Na przykład w Kolei rzeczy, stanowiącej genialny w swojej lakoniczności opis zawarcia i rozpadu małżeństwa. Głos wydobywający się z konchy od matki każe dziewczynie kroczyć drogą przewidzianą dla jej poprzedniczek i następczyń, na której ślubna wiązanka wyznacza najważniejszy przystanek: „Nie wiem, może tak to idzie. Jadę autobusem ulicą Hämeentie, wysiadam / przy konserwatorium. Inni wychodzą zza rogu, ja / za mąż. Idę na plażę. Kawałek płozy na linii wody / lśni na niebiesko jak bukiet niezapominajek. Na terenie budowy / jest kilka gotowych domków, wchodzę do jednego. Dochodzę do trzeciego / piętra i dzwonię do drzwi, otwierają mi. / Zdejmuję buty, płaszcz, bluzę, jestem w związku małżeńskim. Zróbmy sos / do spaghetti, zamówmy sobie zdjęcie w folii bąbelkowej. Fajnie / się strzela folią bąbelkową / W sierpniu spostrzegam, że siedzę w kuchni na środku podłogi. Z kranu / leci woda, z kury jajko. Owinęłam konchę od matki w ręcznik, / tę, z której wydobywa się głos. Wkładam sandały, wychodzę / z małżeństwa. Mówię, że idę na basen.”
Anja Erämaja zdaje sobie sprawę z determinantów – społecznych, kulturowych, historycznych i wszelkich innych – które ograniczają wolność wyborów życiowych jednostki. Bunt przeciw tym ograniczeniom jest wyczuwalny w całym tomiku, także w niepozornym utworze o wymownym tytule Życie jest od małego zależne: „Złoto jest ładne, błoto brzydkie. Dziewczynka to dziewczynka lub chłopiec. Raz / skręciłam w prawo, choć na lewo, za zakrętem, ciężarówka / właśnie wjechała do rowu, kontener spadł i pomidory potoczyły się w śnieg, / wszędzie leżały kartony pomidorów czereśniowych. Pomidory są cenne / w początkach wiosny, małe rubiny. Ludzie je zbierali, były też ogórki. / Ludzie dzwonili do znajomych, dawali cynk, nie wiem, czy ktoś dzwonił / do mnie, nie było mnie w domu, skręciłam w prawo, szłam zbierać chrust”.
Drobiazg ma kolosalne znaczenie. „Złoto” różni się od „błota” jedną literką – a konotacyjnie właściwie wszystkim. Przypadek decyduje o tym, czy potrąci nas samochód, czy znajdziemy stuzłotowy banknot – albo rozsypane w wypadku ciężarówki pomidory tylko dlatego, że skręciliśmy w tę, a nie inną stronę. Ten sam przypadek sprawia, że przychodzimy na świat w danych realiach społeczno-kulturowych jako reprezentanci danej płci – i np. jako dziewczynki mamy odtąd nosić różowe sukienki, słodko się uśmiechać i marzyć o zamążpójściu.
Stereotypy pojawiają się w Zapiskach… w dużych ilościach, zwłaszcza te dotyczące płci. Erämaja rozprawia się z nimi humorem i ironią, której nie waha się użyć nawet wobec swojego lirycznego odbicia, jak w utworze Bimber, sztuczne rzęsy: „Biorą mnie za mężczyznę, kiedy się szykuję, przebieram i robię make-up / z twarzą przed lustrem. Gdy przeczesuję i układam włosy, / mają mnie za transa. Że facet tak rozkwita. Niech będzie, / że sięgam półki na kapelusze, a mój rozmiar buta to 43 (Jezusowy zresztą, / zbadano to), kobieta szykuje się tu do pracy, śpiewania zapożyczonych / kawałków, krążenia z garczkiem między stolikami. Niech będzie, / że slow-fox idealnie pasuje do mojego ciała. Do moich oczu. Klej schnie, czekam”.
Nie tylko rozmiary i sceniczne przeobrażenia utrudniają zakwalifikowanie podmiotu lirycznego jako mężczyzny, transseksualisty albo kobiety. Autorka zbiorku wynajduje wciąż nowe sposoby na sabotaż klasyfikacji swojej poetyckiej odpowiedniczki. „Jestem / psiarą i kociarą, noszę spodnie i spódnice” – wyznaje prowokacyjnie w Monologu, który nie bez powodu otwiera Zapiski… Z właściwą sobie żartobliwością Erämaja mówi w nim o dualizmie człowieka i świata, a w każdym razie o dużo większym ich skomplikowaniu, niż chcieliby to przyznać ci, którzy usiłują zamknąć rzeczywistość w upraszczających świat kategoriach: „W gniazdku są dwie dziurki. Chcę dwóch mężów, karierę i dzieci. / I szynkę, i indyka, i na Boże Narodzenie, i w Nowy Rok, / i z rodziną, i z przyjaciółmi. Widelcem i palcami. Dwie / dziury. Nie ma nic pośrodku, nie ma jednego oka, oczu jest dwoje. / Komórki dzielą się na dwie, człowiek się dzieli. Półkule mózgu i / komory serca, budzenie się do życia dzieli się na dwie części. / Satysfakcja, niezadowolenie, tonika, dominanta. I wkrótce radość, smutek, / wilcza wiśnia nienawiści i czerwona wiśnia, erotyczna zatyczka do ust”.
„Fin sprząta 54 dni w roku. Znałam kobietę, która prasowała / gazety. Ja nie muszę, jestem wyrozumiała / dla mikrobów. Leżę na łóżku i inwestuję w siebie” – poetka dodaje w wierszu Spoczynek. W Zapiskach… pobrzmiewa coś więcej niż kpina ze stereotypowych wyobrażeń i ról kobiety – noszącej makijaż i spódnice gospodyni domowej. Słychać w nich też „recepty na życie” powtarzane do znudzenia przez współczesnych trenerów personalnych, jak „inwestowanie w siebie” czy „łączenie kariery z życiem rodzinnym”. I one – wplecione w humorystyczne całości tekstowe – zostają przez artystkę potraktowane z drwiącym uśmiechem. „Cudowne przepisy” stanowią bowiem tylko kolejne schematy podsuwane spragnionym szczęścia i sukcesu ludziom; nie odpowiadają bynajmniej na odwieczne pytanie bez odpowiedzi: jak żyć?
„Mam / wrodzoną tendencję do zawieszania wzroku na rzeczach. Jako dziecko / wgapiałam się w tapetę i abażur. Człowiek musi na coś patrzeć, / przywiązywać się do świata. // Rzucić kotwicę. Leżę na łóżku i czekam na cud” – autorka opisuje w Spoczynku słodkie chwile bezczynności. Coś jednak te błogie momenty „nicnierobienia” wypełnia: obserwacja i refleksja. Czytając Zapiski…, nie mamy wątpliwości, że oddająca się z lubością obu tym zajęciom poetka nie pasuje do ustandaryzowanego świata rodem z korporacji, który karmi ludzi schematami i sloganami, skazując na niebyt wszystko, co indywidualne, nietypowe i bardziej skomplikowane. Choć Anja Erämaja wyśmiewa powierzchowność i nieadekwatność takiego postrzegania rzeczywistości, dobrze bawiąc przy tym siebie i czytelnika, humor tomiku nie jest do końca beztroski. Towarzyszy mu gorzka świadomość tego, że dostosowanie się do uproszczonego świata uprościłoby również życie w nim: „Bądź symetryczna. Symetria utrzymuje koszulę / w formie. Symetria pomaga funkcjonować. Symetryczni ludzie zawiązują / trwałe związki, mają się dobrze, piją mniej wódki, więcej herbaty, całkiem / zdają się na siebie, nie żałują, rzadko się potykają. Usta / symetrycznego człowieka równo się rozwierają i zamykają” (z wiersza W peruce i bez).