Muzyką była moja dusza… nie wiedziałem.
Dziewczyną były majowe nieszpory.
Teraz gościńce Boga ciemne, nieskończone,
zapadam się – to zagłada zakonu,
kamieniołomy, ukamienowane formy.
Jak różdżkarz zatrzymałem się w dolinie
całej w żółtych kwiatach – widzę:
na ścianie w każdej cmentarnej kaplicy
wielki portret Beethovena,
naszego brata, który przezwyciężył nicość
I musisz być wiary‑godnym tłumaczem
zjawisk duchowych… niczego nie żądaj
od kosmosu, tam tylko umarłe kamienie
wciąż krążą wokół umarłych kamieni –
kosmos nawet przyczyną nicości nie jest.
Dziewczyna ulotniła się jak zapach
kadzidła kościelnego – był w niej czar
Ziemi: kochałem, śmiałem się, ach Ziemio,
cienie i prochy w twym faustycznym bycie,
a tam, na Wysokościach, lśnią winnice.