Leżałem na ławce i zastanawiałem się,
czemu świat rozpada się na okruszki.
Nie umiałem schować w sobie czasu,
połknąłem czas, aż okazał się kanapką.
Miałem w ustach kanapkę z kiełkami,
bo wreszcie nadeszła wiosna.
Oto, co powinienem był napisać,
zamiast leżeć na ławce i stawać się liściem brzózki.
Wsuwałem sobie do ust okruszki,
które zostawiłaś na stole raniutko,
robiąc kanapkę.
Okna są małe, lecz nawet przez nie widać
skórkę jabłka na blacie, która świeci jak zdjęty
z nieba plaster. Przepasałem się nią
i usiadłem na blacie, czekałem na ciebie,
chowałem kości,
czekałem na ciebie
i chowałem kości pod skórą.