04/2023

Adam Rainko

Epir

Patrzę na otaczający mnie krajobraz, jak nauczyli. Obserwuję to, co namacalne, ale spojrzeniem wyobraźni dostrzegam, co minione. Jedno na drugie nakładam jak dwa odmienne zdjęcia rentgenowskie; uzupełniają się, gdy weźmie się je pod światło. Lubię sobie wyobrażać, że podróżuję po śródziemnomorskim świecie Hellenów. Wpływ postępowych Aten, ambicje poszczególnych wysp, należących do miriad na morzu i odmienność norm panujących w Lacedemonie definiują świat. Antyczny krajobraz rozpościera się przede mną. Południowy kraniec Albanii jest zarazem północną częścią historycznego Epiru (gr. Ipros), umoszczonego między Morzem Jońskim a górami Pindros – najwyższym masywem górskim w Helladzie zaraz po siedzibie Bogów, Olimpie. Dziś już nikt nie używa tej prastarej nazwy. Większa część tej krainy przypadła Grecji, i słusznie, bo zawsze panhellenizm znajdował tu podatny grunt. Epir dał światu matkę Aleksandra Wielkiego i jednego z niewielu władców, którzy na terytorium Italii zmiażdżyli w bitwie rosnącą potęgę Rzymu. Nie kto inny a Pyrrus przypieczętował kampanią trydencką losy Epiru, który od tamtego momentu rozbłyśnie światłem umierającej gwiazdy. Sam władca zapisał się w powszechnej świadomości wszystkich Europejczyków jako ten, który okupił swoje zwycięstwo wielkimi, niepowetowanymi stratami. Historia zaczyna się od protoplasty Pyrrusa i de facto kończy się na jego imienniku. Epir nie miał większego znaczenia na scenie wojen z Persją czy konfliktów polis. Swoją świetność przeżywał po śmierci Aleksandra. Zawsze zaliczał się jednak do skomplikowanej układanki świata starożytnej Grecji, spenetrowany przez wszędobylskich Koryntyjczyków. Istniało tu ważne miejsce kultu dla wszystkich Greków, stanowiło zaraz po Delfach najświętsze miejsce. Wyrocznia w Dodonie była miejscem czci Zeusa. Prastare dęby swym szumem wyznaczały losy historii. Od ich interpretacji zależało, czy tyranoistrategoi decydowali się na wojskowe potyczki, pokazywali siłę bądź dławili własne ambicje. Z losem już przesądzonym żaden Hellen nie pertraktował.

W 1878 roku, kiedy nasz rodak dotarł do Dodony, nie było już prastarych dębów. Czym sobie zaskarbił przychylność starych bogów, trudno powiedzieć, ale to przed nim otwarli swe tajemnice. Tak Zygmunt Mineyko został odkrywcą świątyni Zeusa. Był kimś więcej niż archeologiem, piastował stanowisko naczelnego inżyniera Epiru i Tesalii. Mógł tego dokonać dzięki zaufaniu, jakim cieszył się w Ministerstwie Robót Publicznych rządu greckiego. Stworzył mapę topograficzną i etnograficzną Epiru i zasłynął z wielu prac naukowych dotyczących starożytnej Grecji.

Przed naszymi oczami ukazuje się uczestnik powstania styczniowego, uciekinier z Syberii, weteran wojny grecko-tureckiej władający siedmioma językami, który nie doczekał się należytej biografii w języku polskim i odpowiedniego miejsca w sercu każdego Polaka. Nasz badacz to jeden z wybitnych Polaków, cenionych za granicą, a zapomnianych w ojczyźnie, zmuszonych swoją ciężką pracą, talentem i ambicjami przysłużyć się do wzbogacania obczyzny. Mineyko ma też związek z nowożytną polityką Grecji, gdyż jego zięć Jeorios Papandreu, a potem wnuk Andreas Papandreu i prawnuk Jorgos Papandreu pełnili wielokrotnie funkcję premiera rządu greckiego.

Widok, który się nie kończy, odgradza mnie od turkusowego Morza Jońskiego. Miedziana ziemia utrzymuje poszerzone, geriatryczne pnie o liściach w kolorze pokrewnym farbie drukarskiej na teksturze amerykańskiego dolara. Drzewa oliwne biją na głowę swoją metryką europejskie dęby i cisy. Ustępują wiekiem tylko amerykańskim sekwojom. Drzewa oliwne to prawdziwi świadkowie historii, potrafią trwać nawet dwa tysiąclecia. Nie zdziwiłbym się, gdyby któreś z nich pamiętało Juliusza Cezara prowadzącego kampanię przeciwko Pompejuszowi albo Oktawiana Augusta studiującego pilnie sztuki wyzwolone w Apollonie, ważnym ośrodku naukowym w Epirze. Gaje oliwne niestety podlegały przemyślnym wycinkom, tak starożytni okupanci rujnowali gospodarki podbijanych przez siebie, niesubordynowanych sojuszników bądź wrogów. Tak robili Ateńczycy na Cykladach, chcąc utrzymać w ryzach Związek Morski. Podobnie w brutalny sposób został wycięty przez rzymskich okupantów Judei ogród Getsemani, żywa pamiątka aresztowania Chrystusa.

W Grecji i Cesarstwie Rzymskim pod dostatkiem było wszelkich drobnych bóstw biorących w opiekę wszystko, co dotyczyło ożywionego i nieożywionego świata. Tylko winna latorośl i drzewo oliwne miały silnych patronów z najwyższego panteonu bogów olimpijskich. Tym pierwszym był rzecz jasna Dionizos, druga zaś była Atena. Drzewo oliwne z całym dobrodziejstwem wyrobów pochodnych związane było z kultem mądrej bogini.

Zmierzam w kierunku granicy Albanii z Grecją. To sztuczny podział Epiru, zaprzecza mu historia i ciągłość krajobrazu. Gaje oliwne dotrzymują mi towarzystwa aż do ostatniego ważnego miejsca po tej części albańskiego Epiru północnego. Mowa o mieście Butrint, dziś ruinach wchodzących w skład parku archeologicznego. Losy miasta są burzliwe, choć mało spektakularne, nie zasłużyły na większy rozdział w historii świata. Ta mała powierzchnia jest odzwierciedleniem losów Europy – zmieniających się czasów dominacji. Koegzystują tu ruiny greckie, rzymskie, bizantyjskie, wreszcie dobrze zachowane ślady tureckich Osmanów. Wraz z nastaniem wielkiej schizmy Butrint przeistacza się w ważne wschodniochrześcijańskie biskupstwo, Buthronton. Wraz z przeminięciem wieków średnich miasto stanowi wyłącznie mieszaninę ruin z przeszłości, wprowadzając w błąd niewprawnych turystów na pozór ujednoliconą chronologią (ruiny mają tendencję do upodabniania się do siebie) fragmentów greckiego teatru, elementów łaźni rzymskiej i filarów katedry.

Mam wyjątkowe szczęście, mogę zwiedzać Butrint samotnie. Przed wejściem mija mnie grupka turystów udająca się w drogę powrotną. Ruiny miasta nie zaliczają się do tych obleganych przez zwiedzających. Jest gorąco, ale nie duszno, w końcu miasto ma portową orientację. Z gąszczu krzewów i pojedynczych drzew wyłaniają się fragmenty amfiteatru. To najlepiej zachowana budowla w całym kompleksie parku archeologicznego. Współcześni opiekunowie zadbali o odtworzenie drewnianej sceny, po której teraz kroczę, a pod moimi nogami pradawnym echem odzywa się charakterystyczne skrzypienie. Idę na samą górę, tam już zaczynają się wdzierać zarośla, które odurzają ostrą, duszącą, ziołową wonią. Wszechobecne cykady urywają swój niezmienny repertuar na ułamek sekundy, zawsze dobrze zgrane, znające moment na pauzę. Z sanktuarium Asklepiosa, któremu oddano miasto we władanie, został fundament, fronton i krótki korytarz. To świadczy o umiłowaniu mieszkańców dla dobra i pomocy innym. Może Butrint nie dorównywał innym miejscom jego kultu, jak Epidauros, Pergamon czy wyspa Kos, ale przypuszczam, że dary dla ojca medycyny nie były wcale skromniejsze.

Wymawiam imię Philoctetes na głos i zastanawiam się, kiedy i kto w tym miejscu wymówił to słowo po grecku ostatni. W ułamku sekundy jestem w dwóch epokach jednocześnie, w tym miejscu krajobraz krzyczy, szumi po grecku. Chciałem móc to wszystko wyartykułować, ten jęk historii, wszystkie losy zapisane w tym fragmencie świata. Filoktet (gr. Philoctetes) był bohaterem tragedii wystawianej, jak wiele innych, także w butrinckim teatrze. Sofokles przedstawia nam legendę o królu tesalskim, który dzięki łukowi i strzałom Herkulesa przyczynia się do pokonania Trojan, zabicia księcia Parysa. W tym dziele scenicznym pojawia się, na chwilę, bardzo ważna dla mieszkańców Butrintu postać, jego legendarny założyciel Helenos.

Bogatszy o przeczytaną literaturę, dostrzegam plątaninę historii i legend, tak szczególną dla naszych antycznych spadkodawców. Nie traktują ich rozdzielnie, tak więc i ja nie zamierzam ich rozdzielać, by zrozumieć w pełni ten zapis regionu.

Epiroci swoje prapoczątki łączą z skutkami wojny trojańskiej. Po upadku Troi i wzięciu do niewoli jednego z synów króla Priama zaczyna się wielka przygoda Pyrrusa, syna poległego Achillesa. Wyłania się niemalże z odmętów wielkiej pożogi i masowej ucieczki tej opuszczonej, w pierwszej kolejności przez Bogów, ziemi. To Pyrrus pojmał i uczynił swoim niewolnikiem Helenosa Priamidę (przydomek od imienia ojca – Priama). Ich wyprawa morska stanowi alternatywę dla przygód Odyseusza i gdyby Homer rozwinął wszystkie wątki, mielibyśmy epopeję losów Pyrrusa. Pyrruseidę? Pyrruseię? Dostarczałaby starożytnym wielu inspiracji, motywów i tematów artystycznych na dziesięciolecia. Morska wyprawa Pyrrusa kończy się w chaońskiej zatoce. Legenda podaje, że syn Achillesa zostaje władcą Mollosów, najbardziej ekspansywnego plemienia, pod którego panowaniem znajdą się w przyszłości wszyscy Ilirowie. Plemię Chaonów okaże jednak najwięcej sympatii dla Helenosa, który mógł pozwolić sobie na swobodę względem swojego pana Pyrrusa. Można zauważyć, że plemiona będące w opozycji do wzrastającej hellenizacji wybrały stronę Trojan, jakby możliwe było wyłącznie antagonistyczne definiowanie świata.

Wdrapuję się na najlepiej zachowany zabytek w tym wymarłym mieście, wieżę z czasów osmańskich. Stamtąd rozpościera się przed moimi oczami fragment zatoki. To tu przybył w starożytności okręt Eneasza.

Epiru brzeg okrążym,

w port płynąc bez zwłoki Chaoński,

pod Butrota gród dotrzem wysoki.

(Wergiliusz, Eneida, przeł. Tadeusz Karyłowski)


Eneasz, bohater Wergiliuszowego poematu, przekonuje się o wieszczycielskim darze Helenosa, kiedy osiąga Zatokę Chaońską i dostaje się do miasta Butrint założonego przez Trojańczyka. To jedyna wzmianka o tym mieście w całej literaturze pięknej starożytnych. Helenos przepowiada mu założenie Rzymu. Przepowiednia okazuje się nieścisła, ale o tym Eneasz nie dowie się nigdy. Do powstania wiecznego miasta ma przyczynić się, w sposób pośredni, jego syn, co w arcygreckim stylu pokazuje nam pokrętność, ale też spełnialność fatum. Pośredni, gdyż według legendy założył miasto Alba Longa, z którego wywodzili się Romulus i Remus. Bez Alba Longa nie byłoby miasta Rzym; to jego wartości i zasady przetransferowano do wiecznego miasta, by mogła dalej rozkwitać kultura latyńska. Zadecydował o tym konflikt Horacjuszy z Kuracjuszami i ostateczna decyzja zburzenia Alba Longa przez zwycięzców. Eneasz dał życie Askaniuszowi, który dał początek kulturze latyńskiej, tę dalej według legendy urealnił jeden z bliźniaków wykarmiony przez wilczycę, czczony przez cały okres istnienia imperium. Eneasz to demiurg rzymskiej kolebki, taka właśnie mądrość płynęła z przepowiedni Helenosa. Wielce znamienity ród Juliuszów powoływał się na pochodzenie w prostej linii od Askaniusza, którego zwano Julusem, szczycił się tym zarówno Cezar, jak i Oktawian August.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.