Od kiedy zagubiliśmy się w sobie, jest nam z tym dobrze.
Stare tropy nie pasują do nowych stóp. W powietrzu
jeszcze snuje się zerwana nić byłego lata.
Nie próbujemy jej złapać, bo i po co?
To zaledwie zapach, ulotny ślad po truskawkach.
Kłębki, którymi teraz jesteśmy, wreszcie toczą się
po swojemu. Z tego labiryntu nigdy nie było wyjścia.
Żadne bogi, smartfony, trupy minotaurów nam nie pomogły.
Nikłe kreski na obcych ciałach znikały przed świtem,
zanim zdążyliśmy je nanieść na mapy.
Stoimy z rozsypanymi na palce dłońmi.
Na chwilę przed kolejnym krokiem wyglądamy tak,
jakbyśmy mieli naprawdę uwierzyć.