Deszcz.
Ja go nie widzę.
Wychodzę
prosto
weń.
Przez moment chcę
zawrócić.
Powiedzieć ci:
Deszcz,
może poczekamy
do jutra?
Skoro i tak już
jadę, jadę i
tak.
Jednak jestem
twardy.
Para idzie
do nieba
po szkle.
Ulica szczęśliwie
pusta.
Tak przez to bliska
teraz.
Odwracam się.
I spoglądam
Na siebie z twojego okna.