07-08/2023

Paweł Kozłowski

To, co najważniejsze

Rysunek bywa traktowany jako wstęp lub próba czegoś, co w ostatecznej postaci ma być większe: olejny obraz, polichromia lub fresk, rzeźba, scenografia, plan filmowy i teatralna scena czy architektura. Z powodów technicznych łatwo go zrobić, nie wymaga długiego przygotowywania materiału, znalezienia właściwego miejsca wykonywania i eksponowania, a także, co przecież też ma znaczenie, zdobycia odpowiednich środków. Ryzyko porażki nie jest duże – szybko można ponowić próbę. Dlatego rysunki powstają na ogół seriami, są eksploracją tego samego tematu, ponawianymi ćwiczeniami i wnikliwymi studiami dążącymi do osiągnięcia, na końcu, zgodności powstałego w głowie zamiaru z jego dokonaną ręką realizacją. Wyznaczają drogę, a nie jej koniec.

Jednak przecież z tych wszystkich powodów, z racji traktowania rysunku jako fundamentu całej twórczości plastycznej, ma on szczególną wagę. Bez niego wiele innych rzeczy powstałych w rozmaitych pracowniach pozostałoby w formie mniej dojrzałej. Niektórych (nie wiemy, których) w ogóle by nie było.

Rysunek jest nie tylko początkiem, ale i finałem (Arystoteles mówił, że w samym końcu ujawnia się istota) sztuk wizualnych. Ma on bowiem rzadką – a współcześnie wręcz upragnioną – cechę: bezpośredniość. Kontakt jego twórcy z odbiorcą, sprawdzenie pierwotnej idei z jej realizacją, odbywa się dzięki rysunkowi niemal bez udziału rozmaitych – rozbudowanych w wielu innych przypadkach – środków materialnych. W największym stopniu realizuje się wprost. Widać w nim szczególnie wyraźnie wszelki nadmiar, niepotrzebną ozdobność, wizualną manifestację logorei czy uwodzącą pozorami efektowność. Rysunek, który akceptujemy, musi być głęboki, bo każda jego płycizna od razu staje się mielizną. Dlatego rysunki wielkich: Dürera, Michała Anioła, Leonarda da Vinci czy Picassa mają nie mniejszą wagę niż ich obrazy i rzeźby. Matejko mocniej przykuwa teraz uwagę swoimi szkicami niż pompatycznie zamalowanymi płótnami. Norwid nie tylko pisał, lecz także rysował, słowem i kreską wyrażał dramat czasu i jednostki. Sto lat później Henryk Tomaszewski w rysunku umieszczał też absurd i dowcip.

Wykonane tuszem prace Magdaleny Więcek potwierdzają, a nawet wzmacniają znaczenie rysunku zarówno w sztuce wizualnej, jak i tej, od której wszystko się zaczyna i na której się kończy – konceptualnej. Takiej, w której spotykają się myśli autora z myślami odbiorców.

Więcek jest znana przede wszystkim jako rzeźbiarka. Należy do tych, którzy kształtowali polską sztukę drugiej połowy XX i pierwszych lat XXI wieku. Wtedy współdecydowała o jej nowoczesnym obliczu, teraz stała się klasykiem, a więc twórcą ponadhistorycznym i współczesnym. Również do niej odnosi się napisane pięćdziesiąt lat temu zdanie Josepha Kosutha: „Powód – zwraca uwagę ten, programowo krzewiący tautologie, Amerykanin – dla którego rozmaici artyści «powracają do życia», jest ten, że pewien aspekt ich dzieła staje się «zdatny do spożytkowania» przez artystów żyjących”. Dla tych ostatnich, jeśli są dojrzali i otrząsnęli się z młodzieńczego narcyzmu, możliwość „konsumpcji” wcześniej urodzonych miewa szczególnie duże znaczenie. Dla wszystkich jest ona niezbędna dla rozwoju kultury, a w niej sztuki.

Magdalena Więcek studiowała bezpośrednio po II wojnie światowej. Przez kilka lat panowała wówczas u nas (a nie byliśmy wyjątkiem) estetyka socrealizmu, która nakazywała wybór odpowiedniej tematyki i posługiwanie się określoną, realistyczną formą. Preferowała pompatyczność, dzisiaj zabawną, bo niepotrzebną, i związek z otoczeniem architektonicznym, teraz cechę rzadką i szczególnie cenną. Uczyła także warsztatu – hochsztaplerkę łatwo demaskowano, mógł ją wykryć również sam twórca, gdy niosła go próżność i chęć zyskania szybkiego uznania. Sztywny gorset nie pozwalał na zaczerpnięcie świeżego powietrza, ale stabilizował rzemiosło. Później Więcek wystawiała w wielu galeriach polskich i zachodnioeuropejskich, odciskała swój ślad w sztuce współczesnej. Za pośrednictwem dzieł i wprost rozmawiała z innymi. Bezpośrednie kontakty z (wybranymi) rzeźbiarzami i malarzami miały dla niej duże znaczenie.

Szczególnie z Marianem Wnukiem (jej sopockim profesorem i mężem), Marianem Boguszem (prowadzącym warszawską galerię Krzywego Koła), Stefanem Gierowskim i Stanisławem Teisseyre’em. Najbliżej, a w każdym razie najdłużej towarzyszyła twórczości Gierowskiego. Ich wspólna, pośmiertna wystawa rysunków w końcu 2022 roku w warszawskiej galerii ma więc znaczenie zarówno artystyczne, jak i czysto ludzkie. Każde z nich potrzebowało wymiany myśli i zrozumienia, oboje to właśnie wzajemnie w sobie, w rysunkach, obrazach, rzeźbach i tkwiących jeszcze w głowie projektach znajdowali. Gierowski badał i poszukiwał esencji sztuki, Więcek też z analizy sztuki uczyniła immanentną część jej istnienia.

Magdalena Więcek traktuje sztukę poważnie i kultywuje jej autonomię. Jest, podobnie jak Gierowski, w tak wyodrębnionym świecie artystycznym klerkiem. To rola i postawa częsta, przestrzeń do poruszania się w niej jest rozległa, choć nie powszechna i nie wszechogarniająca. Istnieją przecież nurty podkreślające związki sztuki z polityką, władzą, jakimiś grupami społecznymi, narodem, religią, rewolucją czy z rynkiem. Taka sztuka i takie powołania twórców istniały w przeszłości i ich żywotność nie zanika także dzisiaj. Były i są potrzebne, mają swoje miejsce, są „odwieczne”, choć zmieniają się sposoby i formy wyrazu. Klerk gdzie indziej widzi miejsce sztuki, a tym samym także odmiennie określa proces twórczy. Koncentruje się na wartościach autotelicznych, społecznie nie utylitarnych i dlatego właśnie podstawowych. Bez ich ugruntowanego ciągłego istnienia zostanie bowiem tylko dekoracja lub agitacja, a więc to, co powierzchowne i wtórne.

Autonomia sztuki najmocniej manifestuje się w dziełach abstrakcyjnych, choć może być sztuka zachowująca swoją odrębność, która jest realistyczna, i bywa abstrakcja, która czemuś służy. Rysunki Więcek przedstawione na wspólnej wystawie z pracami Gierowskiego, wybrane przez jej syna, rzeźbiarza Daniela Wnuka, pochodzą z 1959 roku i są abstrakcyjne. Gierowski sam jeszcze wyselekcjonował swoje prace. Wyrażają nie tylko odrębność sztuki wizualnej wobec innych form ludzkiej działalności, lecz także swoistość rysunku i jego niezależność względem pozostałych dziedzin plastyki. Rysunki pokazane w warszawskiej galerii przy ulicy Szpitalnej nie są ani szkicami rzeźb, ani zapowiedzią obrazów, ani wprowadzeniem do czegokolwiek. Są skończone. Suwerenne i zarazem uniwersalistyczne należą do świata usytuowanego poza bieżącym czasem i są niezależne od doświadczanego, konkretnego miejsca.

Rysunki Więcek powstały w Paryżu, co stanowi jedynie biograficzną ciekawostkę i kronikarski fakt, a nie kontekst zawierający klucz do percepcji. Odznaczają się minimalizmem, cechą obecną raczej w twórczości dojrzałej, z reguły w jej końcowym okresie. Wtedy dopiero, po latach, malarz czy rzeźbiarz wie, co jest ważne, a co jedynie rozmywa ideę i, prowadząc meandrami, utrudnia dostęp do istoty. Więcek swą artystyczną dojrzałość osiągnęła wcześnie. Rysunki składają się tylko z dwóch lub trzech elementów, które zajmują niewiele miejsca na w większości nie wypełnionej niczym białej płaszczyźnie. Są to cienkie kreski, powstałe bez pomocy linijki oraz wyodrębnione, rzucające się w oczy, linie szersze, przypominające wąskie tasiemki. Skręcają się, wiją (ale nie nadmiernie), te szersze, głęboko czarne, będące „głównym bohaterem”, umieszczone są na pierwszym planie. Wszystkie, znajdując się na powierzchni papierowej kartki, tworzą nie tylko przestrzeń, lecz także głębię. Osiąganą bez iluzjonizmu lub klasycznej perspektywy, raczej z tą odwróconą, praktykowaną przez kubistów. Razem budują dramaturgię i ją wyrażają – pokazują konfrontację, przenikanie i współobecność, właściwości nie do usunięcia z naszej egzystencji. Określają czas i przestrzeń i nie ma w nich ani dążenia do niwelacji napięć, ani drogi prowadzącej do ich wzmożenia i do tragedii. Te stany mogą nastąpić, ale nie muszą. Natomiast obecny w rysunkach dramat należy do esencji świata, a więc również sztuki.

Jedna lub dwie narysowane czarnym tuszem główne linie zajmują rozmaite miejsca – czasem centralne, niekiedy z boku pokazują tylko fragment. Bywają też bliskie osi pionowej. Wiemy od Eliadego, a także od Mondriana, co to znaczy – sięganie poza doraźność; Blaise Pascal mówił o losie człowieka, który niczym trzcina musi się uginać, ale stara się utrzymać w tym świecie i dążąc do pionu, podnosi się. Chce wychylić się z płynącego czasu i być poza ciążeniem zniewalającego go miejsca. Ten dramat jest nam przypisany i dlatego – przekazał w swoich Myślach Pascal: „Niechaj tedy człowiek przyjrzy się naturze w jej wzniosłym i pełnym majestacie, niech oddali wzrok od niskich przedmiotów, które go otaczają”. Artystka właśnie to robi, bez monumentalizmu – w sztuce można wyrażać zarazem racjonalizm i sensualizm, wiązać chłodny namysł z emocjonalnym impulsem. Z uznania autonomii sztuki, a w niej odrębności rysunku, wynika ich niezastępowalność.

Magdalena Więcek nigdy od swoich rysunków z 1959 roku nie odstąpiła, a one nie wzięły się znikąd. Rysowała do końca, rzeźbiła też zawsze. Ciągłość jej twórczości, próbowanej w czasie sopockich studiów i poważnie zaczętej wraz z uczestniczeniem w kręgu warszawskiej Galerii Krzywego Koła, nie uległa przerwaniu, a nurt, w którym się znajdzie z czasem, zdaje się zyskiwać zarówno głębię, jak i szerokość oddziaływania. Rzeźbiarka i rysowniczka bada sztukę i w ten sposób poznaje świat. Jej rysunki – właśnie dlatego że abstrakcyjne, oszczędne i pozbawione znajomych sylwetek – dużo oznaczają. Zdanie Jeroma Stolnitza wypowiedziane dwadzieścia lat później przy okazji szerszych rozważań nad współczesnością oraz relacją natury i sztuki odnosi się także do twórczości Więcek i Gierowskiego. „Gdyby – napisał filozof – z jakiegoś niezwykłego powodu ludzie nie byli dłużej zdolni do bezinteresownej percepcji czy raczej byli niezdolni do wzniesienia się ponad percepcję praktyczno-interesowną, wtedy nastąpiłby niechybnie nie tylko kryzys estetyki, ale także głębszy i cięższy kryzys człowieczeństwa”.

Te słowa nie straciły, niestety, na aktualności: utylitaryzm rynkowy sztuki się wzmocnił, a dostosowana do niego percepcja poszerzyła. Rysunki Magdaleny Więcek budują Arkę Noego.

W związku z wystawą Więcek – Gierowski. Olszewski Gallery, Warszawa.

Warszawa, grudzień 2022
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.