Spinki miałem też z Karoliną, Darią i Dianą, no i z Moniką Sekretarzycą, choć z nią to właściwie nie była spinka, raczej jednostronny opieprz, ze stołu wziąłem, według niej, za dużo ciastek, które z okazji swoich urodzin poprzedniego dnia przyniósł Mateusz. Może byś łaskawie zostawił trochę dla innych, pomyśl też o innych, widzę, że sobie nie żałujesz, zachowujesz się egoistycznie, nie tylko ty jesteś w tej firmie, nie tylko ty tu pracujesz. Leżą od wczoraj, mają się zmarnować?, odpowiadam spokojnym tonem, choć wewnątrz kipię wściekłością, dobra, dobra, nie tłumacz się, tłumaczy się tylko winny, a więc jesteś winny, słyszę w odpowiedzi, udław się tymi ciastkami, bo sobie nie żałujesz, winny jesteś i tyle. Monika tak tylko do mnie, wprawdzie raz tylko, kiedy indziej nie opieprza, kiedy indziej jest jedynie oschła, oschła wobec mnie, w rozmowach z innymi leje się z niej miód. Zastanawiam się, czy lepiej mieć to w dupie, czy jednak się przejmować, moja wysoka wrażliwość decyduje za mnie, wybierając złość i oburzenie.
Darek mówi, że to wszystko pierdoły, że ważne są tylko literówki, które gdzieś tam kiedyś przegapiłem, że powinienem opracować taką metodę pracy, aby tych przegapień unikać. Z powodu jakichś tam kłótni cię nie zwolnią, a z powodu błędów mogą, tego akurat Darek nie mówi wprost, jednak daje mi do zrozumienia, czuć to w jego głosie, ale ja wiem swoje, wiem, a raczej czuję, że ważniejsze są te właśnie pierdoły, nawet jeśli mnie zwolnią, czym zresztą raz zdążyli mi już zagrozić.
Albo się skupisz, albo się pożegnamy, stawia jednoznaczne ultimatum szef Tomek, szef Rafał kiwa mądrą głową, tak jest, po tobie, Miki, wszystko ma być perfekcyjnie, a było de dwa razy, dwa razy zamiast raz de było, skupić się musisz, a były błędy, oj tak, musisz się bardziej przyłożyć. Ale ja…, nieśmiało nieasertywnie i do bólu pokornie się bronię, ja… ja przecież przepuszczam jeden błąd na kilka tysięcy, dlaczego nie patrzycie na to, co robię dobrze, tak, tak, wiemy, wiemy, że kilka błędów zauważyłeś i poprawiłeś, ale te ulotki mają być absolutnie perfekt, Daria przyszła z tym do nas, bo ponoć nie lubisz rabanu. Wychodzę z pokoju pryncypałów i mam ochotę od razu wyjść też z biura, wyjść i już nie wracać, niech się pierdolą, nie doceniają mnie, kurwa, to niech se radzą sami, i jeszcze mi grożą, imbecyle, ale ostatecznie rozsądek bierze górę, zostaję w tej firmie, wypowiedzenia nie składam, choć może lepszymi doradcami byłyby tu emocje i honor, zresztą może moje pozostanie wcale tak dużo z rozsądkiem wspólnego nie miało.
A Daria raban chyba lubi, ale nie chce go wzniecać, chyba obawia się konfrontacji z moim rzekomym przeczuleniem, a ja tylko stwierdziłem, że ciągle ma pretensje, jakie pretensje, broni się, nie mam żadnych pretensji, tylko stwierdzam, że literówę przepuściłeś, tak, przepuściłem, ale errare humanum est, odpowiadam na zarzut, chociaż mam wątpliwości, czy Daria wie, co to znaczy. Jeśli nie masz pretensji, to po co był ten tekst, ja nie mam czasu po tobie sprawdzać, pytam, a ona, no dobrze, może trochę przegięłam, ale klient jest wymagający, klient się denerwuje, klient mój pan, a ja pani twoja. Rozumiem, rozumiem to i znam życie, ale co mnie, kurwa, obchodzi klient, mówię do niej, ale w myślach, ona tego nie słyszy, ja nie mam do czynienia z klientem, tylko z tobą i twoimi pretensjami, jeśli klient wyżywa się na tobie, to ty nie musisz wyżywać się na mnie, nie będę ostatnim ogniwem tego łańcuszka wściekłości, tym bardziej że jestem w hierarchii najniżej i sam wyżyć się już nie mam na kim.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]