Bezpowrotność utraty tego, co znamionowało fazę wcześniejszą – fazę młodości, eksperymentu, ekstazy twórczej – zapisują kolejne książki poety stworzone po przełomowym, „objawionym” tomie 41 (2010), aż po Ufność. Trzy poematy (2018) i Metaf. Dwadzieścia wierszy o położeniu (2020). Postępom poetyckiego dojrzewania – procesu, który nie jest nieuchronny – towarzyszy u liryka wzmagające się pragnienie wypowiedzenia poza poezją, w eseju, tego, co jego zdaniem jest istotą poezji: „Bądź łagodnym, cierpliwym, pobłażliwym. Puść wolno strofę, puść wolno katastrofę. Twórz własną strofę, która być może doprowadzi ciebie na najwyższy pułap swojej krawędzi, to jest wyjaśnienia i wybaczenia” (WK, s. 51) 1. Wyjaśnienia czego? Przebaczenia komu? A katastrofa – skąd?
Konkluzja oznacza podsumowujący wniosek z rozumowania. W odniesieniu do Kassa-eseisty konkluzją nazywam wniosek spisany, będący efektem procesu poetyckiego przeżywania świata. To inne conclusio. Oparte na przekonaniu, że poezja jest, jej zaś „jest” stanowi mocny rdzeń naszego istnienia, jest czymś ważnym, głębinnym, przemieniającym, o-jaw-iającym (nie mam siły już pisać o „objawieniach”, „epifaniach” współczesnych, niebędącym tym, za co chcą się uważać), przenoszącym „w” i „poza”. Bo, jak powiada autor Ba!, „Wiersz dokonuje wewnętrznej przemiany schodzącej głęboko w organizm i niepochwytnie, w skali mikronowej, narusza delikatny i koronkowy skład jego komórkowej budowy. Zysk z tych naruszeń i przeróbki dziedziczą przyszłe pokolenia” (WK, s. 51).
Przekonanie o tej przemieniającej mocy podtrzymują najwnikliwsi interpretatorzy liryki Kassa, przekonując, że „Poezja staje się […] obrazem quasi-mistycznego doświadczenia, które znosi granicę między podmiotem a przedmiotem, między słowem a odpowiadającą mu naturą rzeczy” (KA, s. 28), wyraża „świadomość ontologicznej transcendencji”, która „nie pozwala pochłonąć się nicości” (TP, s. 177). Więcej: tu „cud scalenia tego, co było rozsypane, możliwy jest dzięki Słowu, które stało się Ciałem” (JN, s. 210). Inny badacz słów dodaje, pisząc o dykcji lirycznej Kassa: „Mówi jednoznacznie, z powagą” (JS, s. 23).
Napisałem, że poezja Kassa wskoczyła do przedsionka dojrzałości. Oznacza to, że jest poezją w pełni dojrzałą, pełną i spełniającą się. Jednak dojrzałość oznacza też czekanie, otwarcie, zawiśnięcie na grani, oscylację między punktem życia i twórczości, który się właśnie osiągnęło, a tym, co zostało za nami, i tym, co jawi się przed lub ponad nami. Oznacza oscylację, związanie i zawiśnięcie. Dojrzałość to stąpanie po linie. Z jednej strony linoskoczka utrzymuje w równowadze przekonanie, że wszystko już było (on wie, że przeżył, doświadczył), z drugiej – wiara, że jeszcze coś się wydarzy i powinno się wydarzyć. Że dla stąpającego po linie jest jakieś przejście ku temu, co ani niedojrzałe, ani dojrzałe. Ku temu, co Inne. Czy poezja może wyjść z przedsionka dojrzałości? Może, ale nie musi. Wiele wskazuje na to, że taka ścieżka istnieje – trzeba może uwierzyć poetom, którzy utrzymują, że postąpili o krok dalej. Taki ruch nie jest jednak koniecznością, lecz ewentualnością.
Tom Otwarte na klucz stanowi apogeum dojrzałej poezji Kassa. Jest zarazem zbiorem z przedsionka dojrzałości, to jest z przedsionka Innego. To wyjątkowy przejaw poezji metafizycznej, lecz też zbiór wierszy pisanych z ciemności. Na co wskazuje sam tytuł: zawierający nieprosty, celny kalambur (kontaminację fraz zamknięte na klucz i otwarte na oścież). Sama idea, by połączyć otwarcie z zamknięciem, zoksymoronizować światoczucie i jego zapis, wskazuje na dykcję ciemności. Otwarte na klucz – co znaczy: to otwarcie, domknięcie, podsumowanie, początek, koniec, zagubienie, wskazanie kierunku? Świadome?
Są to wiersze o Ciemności. O poezji, która chwaląc splendor istnienia i mrok śmierci, wspiąwszy się na wysoką grań, przygotowuje się – by użyć alpinistycznej metafory – do ataku na szczyt. Ale może już ten szczyt zdobyła, uznając, że grań, na której znalazł się poeta, jest szczytem, a o-jaw-iająca się, jawiąca się mu z wysokości rzeczywistość nie prowadzi już nigdzie indziej: zamyka się w metaforze, oksymoronie, jest na sto zamków… otwarta. Nie chcę się bawić w grę słowami. Zamknięte na klucz znaczy tyle co „zamknięte”, „zaryglowane”, „zablokowane”, „związane”, „niedostępne”. A otwarte na… to… otwarte na oścież, otwarte na świat…, na wszystko. Zamknięcie i otwarcie poetycko udanie spotykają się w przyimku „na”. Co to znaczy? To może znaczyć, że żyjemy w ujętym przez poetę świecie, który jest nieodwołalnie zamknięty i równie nieodwołalnie otwarty. Może też znaczyć, że jest ”otwarty na oścień” („Gdzież jest, o śmierci, twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?”; 1 Kor, 15, 55).
Można sobie wyobrazić różne sposoby czytania tej wielopoziomowej liryki: można widzieć w niej zachwyt światem, który był, jest i pozostać musi oksymoronem złączonych ze sobą otwartości i zamknięcia. Wolno też odbyć inną lekturę: gdzie raczej oścień, a nie oścież widać z grani, z której patrzy poeta. Ale najpierw o pięknie.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]