Pound ujrzał Wenecję po raz pierwszy w roku 1898. Miał wówczas niespełna trzynaście lat, towarzyszył matce i ciotce w ich podróży po Europie. Sam powrócił tu po zakończeniu studiów, w kwietniu 1908 roku. Latem u weneckiego drukarza Antoniniego ukazała się jego pierwsza książka poetycka A lume spento, której tytuł zaczerpnął z Boskiej komedii Dantego. Na stałe sprowadził się do Italii w roku 1924, akurat wówczas, gdy Benito Mussolini zyskiwał pełnię władzy. Zamieszkał z rodziną w Rapallo.
Od lat dwudziestych, kiedy to zainteresował się koncepcją „kredytu społecznego” C.H. Douglasa, w wypowiedziach i tekstach Pounda coraz częściej dochodziły do głosu poglądy antysemickie. Swoistym zwieńczeniem owego mentalnego procesu był, jak wiadomo, cykl profaszystowskich pogadanek wygłaszanych przez poetę w siedzibie Radio Roma.
Z tekstów tamtych audycji wypisuję zaledwie trzy fragmenty, nie łudząc się, że dadzą wyobrażenie o całości: „[…] wszystko wskazuje na to, że Roosevelt jest w rękach Żydów
W roku 1943 autor tych słów został in absentia obwiniony o zdradę stanu. Aresztowany w maju 1945 roku nie trafił na krzesło elektryczne, lecz do waszyngtońskiego szpitala św. Elżbiety, gdzie przetrzymywano niestabilnych psychicznie kryminalistów. Zarzut zdrady został oddalony przez sąd w kwietniu 1958 roku. Po trzynastu latach zamknięcia poeta wyszedł na wolność. Popłynął do Włoch, gdzie przebywały najbliższe mu osoby. Kiedy zszedł na ląd, wykonał faszystowski salut i oznajmił, że Ameryka jest wielkim domem wariatów.
W roku śmierci i pogrzebu Ezry Pounda w tej samej Ameryce schronienie znalazł wyrzucony ze Związku Sowieckiego poeta Josif Brodski. Urodził się w rosyjskiej rodzinie o korzeniach żydowskich w mieście Petersburg, przemianowanym na Leningrad, nazywanym niekiedy „Wenecją północy”.
Czesław Miłosz wyraził pogląd, że Brodski „należy do linii [Innokentij] Annienski – Anna Achmatowa – Osip Mandelsztam”. Z ostatnim z wymienionych, bodaj największym spośród dwudziestowiecznych poetów języka rosyjskiego, łączyła Brodskiego współobecność dwóch tożsamości, rosyjskiej i żydowskiej, oraz postawa antytotalitarna – w państwie sowieckim domagająca się przykładnego i spektakularnego ukarania. I Brodski został ukarany. Za „społeczne pasożytnictwo” sąd w Leningradzie skazał go na pięć lat robót przymusowych gdzieś pod Archangielskiem. Dzięki protestom opinii międzynarodowej zwolniono go przed czasem. Miłosz nazwał historię jego życia „niezwykłą przypowieścią moralną”.
Tym większe zdziwienie – dziś jeszcze dotkliwsze niż przed laty – budzi wiersz Na niepodległość Ukrainy, którego Brodski nie zdecydował się co prawda opublikować, ale wygłosił podczas kilku spotkań z publicznością. Dałoby się doń zastosować jedną z dziwacznych teorii Pounda, zgodnie z którą akt twórczy ma charakter falliczny. Jak Pound środkowoeuropejskich Żydów w swojej niesławnej Canto XXXV, tak Brodski potraktował Ukrainę i Ukraińców. Jego rosyjscy obrońcy przekonują, że wypowiada się tu zawiedziony i porzucony kochanek. Ukraina ogłasza niepodległość, należy jej się więc wulgarna, sado‑masochistyczna (falliczna!) pożegnalna obelga: „Niech was teraz Szwaby z Lachami / wezmą w lepiance od tylca” (przekład Robert Papieski). Jeśli w słowach tych można doszukać się jakichkolwiek elementów dyskursu miłosnego, jest to rejestr retoryczny właściwy sutenerom.
Czy Brodski zgodziłby się na takie miejsce „wiecznego spoczynku”, gdyby wiedział, obok kogo go położą? Zmarł nagle, zatrzymało się jego chore serce. Rozwiązaniem najbardziej oczywistym wydawał się pochówek w amerykańskim South Hadley. Europejscy przyjaciele zaproponowali jednak Wenecję. Ponieważ poeta nie był ani katolikiem, ani wyznawcą prawosławia – wskazano protestancką część cmentarza San Michele.
Trudno nie dostrzec ironii zdarzeń w następującym szczególe: na płycie nagrobnej, którą od miejsca spoczynku Pounda dzieli zaledwie kilkanaście kroków, wyryto urywek elegii rzymskiego poety Propercjusza: Letum non omnia finit („Śmierć nie wszystko kończy”). Jakby ktoś chciał przerzucić jeszcze jeden most między Brodskim a nieszczęsnym wielbicielem duce, autorem słynnego poematu‑imitacji Homage to Sextus Propertius. Jakby duch dwudziestowiecznej europejskiej poezji, tak mocno osadzonej w doświadczeniu historycznym, domagał się odpowiedzi na irytujące, lecz nieuniknione pytania: czy jeden