02/2024

Józef Baran

Adam Ziemianin krząta się po gospodarstwie

Mój przyjaciel Adam (znamy się od 1967 roku) krząta się po gospodarstwie poezji od ponad pół wieku. Ma w tym gospodarstwie swój ogródek, swoją górę, swój lasek, parę hektarów, które obsiewa i z których zbiera czasem bogatsze, czasem chudsze plony.

Szczególnie doceniany jest jako autor setek wierszy – ballad‑piosenek śpiewanych przez różne zespoły muzyczne, poczynając od Wolnej Grupy Bukowina, a kończąc na Starym Dobrym Małżeństwie i Krzysztofie Myszkowskim. Ci ostatni przyczynili się do ogromnej popularyzacji wierszy poety urodzonego w Muszynie, a mieszkającego od lat w Krakowie. Wystarczy wybrać się na któryś z koncertów Starego Dobrego Małżeństwa gdziekolwiek w Polsce i posłuchać, jak cała sala śpiewa jego Czarnego bluesa o czwartej nad ranem czy Bieszczadzkie anioły, aby zrozumieć skalę tej popularności; wystarczy wyklikać w internecie jego utwory śpiewane, żeby zobaczyć astronomiczne liczby polubień, sięgające nawet kilkunastu milionów, choć poeta zawsze trzyma się w nich blisko poezji i nie są to typowe teksty.

Jednak nie można sprowadzać liryki Ziemianina do piosenek czy pieśni. Przez pół wieku Adam wydał wiele ważnych książek poetyckich z „krainy łagodności” i z „krainy smutnego księżyca”, otrzymał za nie parę prestiżowych nagród, a ostatnio dał o sobie znać pomysłowym i przejmującym zbiorem Krzątanie, gdzie dominują wiersze senioralne, ale jak zwykle nie brakuje w nich poczucia humoru, surrealistycznych odskoków od skrzeczącej rzeczywistości, znamionujących mistrza wyobraźni i sztukmistrza różnych poetyckich chwytów, trików, ujęć. Wszystkie nowe wiersze Ziemianina mają tym razem długie, barokowe tytuły, np. Rzeka oczy wytrzeszcza / na zakrętach / bo mętnie na świecie / a ona też mętna / i woda w niej nie jest święta albo Wolna projekcja spacerowa / z laską i z postojem / na rozważanie o przemijaniu. Ten drugi tytuł wskazuje na współbohaterkę liryczną nowych utworów – laskę. „Laskę”, ale nie tę osiemnastoletnią, choć i one się pojawiają we wspomnieniach, ale laskę do podpierania starości:

Od niedawna

chodzę z laską

a ona młoda

i łaski pełna

Bo z drewna

[…]


Ta laska towarzysząca mu w medytacjach spacernych jest też laską czarodziejską, pomaga wyczarowywać jeszcze tyle poezji, tyle obłocznych nastrojów i klimatów, skojarzeń lingwistycznych, które napataczają się i napraszają same, żeby wniknąć do wierszy, nadać im specyficzny smak, aromat, zapach, a wynikają z kręcenia się Ziemianina po kuchni, po gospodarstwie domowym i polnym, po ogrodzie, słowem – ze zwykłej codziennej krzątaniny. Na przekór wyznaniu: „Schody moje / bez poręczy / mają stopniowe / niepokoje” – jest to w sensie poetyckim wciąż wyobraźnia młoda, przekorna, niepoddająca się schematom językowym, wykoślawiająca je uroczo, rozbijająca utarte sformułowania, mimo że – nie ma co ukrywać – żarty się skończyły. Zaczęły się schody starości, więc sytuacja nieciekawa, bo wiadomo, że „jeśli do gwiazd wspinanie”, to potem musi nastąpić „na łeb na szyję / spadanie”:

[…]
Skoro więc

Nastąpiło

Przyjście

Musi być

I odejście

Choćby

Przez

Szparę

Między

Myślami

Czy po

Ostrzu

Brzytwy

A nawet

Przez ucho

igielne

Właśnie wtedy

najbardziej

Jesteśmy sami

Jeśli trudno

Ci będzie

Nie panikuj

I przechodź

nawet boso

Po łące ostów

Na zakazanym

Świetle i zakręcie

Bo chyba każdy

(Chcąc nie chcąc)

zasługuje aż na

Takie szczęście

By mieć swe odejście

(Szczęście na odejście gdy nie ma innego wyjścia

trzeba się zbierać bo na horyzoncie już widać długi korytarz)


To jest cały Ziemianin, z rymami własnymi, niekiedy od ks. Baki wypożyczonymi, z dobrodusznym stoicyzmem plebejskiego chowu. Te wiersze są bardzo prywatne, bo opowiadają o losie Ziemianina‑wdowca, już teraz raczej samotnika niż biesiadnego stołownika, mimo że kiedyś uchodził za towarzyskiego sybarytę. Równocześnie te wiersze są globalne, ogólnoludzkie, o tym jak Ludzkość sama, z własnej nieprzymuszonej woli, zapędza się w ślepą uliczkę bez wyjścia:

W złą stronę procesja idzie

I pod fałszywym baldachimem

A gdy stąpa w martwej koronie

Drżą w niej klejnoty robaczywe

(Ścieżka nadgryzionych monet jest wyszczerbiona)


Ziemianin podąża za tą procesją sam, tylko z drewnianą laską, z rzadka z kimś innym, bo nie ma wyboru, starając się w miarę możliwości nie tracić z oczu gwiazd i drobin piękna, jakimi są na przykład jaskółki, które należy „liczyć szybko”:

[…]
Zwłaszcza gdy usiadły

na drucie telefonicznym

Bo wszystko jest ulotne

A nawet bywa skoczne

I być może za chwilę

Będzie już po wszystkim.


Dlatego nie należy przeoczyć żadnej radosnej chwili, cieszyć się spotkaniem oko w oko z kwitnącym bzem za wiosennym oknem, z „konwaliowymi dzwonkami krakowskimi czyli z sygnaturką o poranku” czy z marokańskimi kotami, którym z wiekiem rudzieją wąsy, a „każdy ma w sobie coś z artysty / albo nawet / z samego Proroka”. Piękno jest tym cenniejsze, że właśnie ulotne. Słoik miodu spadziowego od „Teresy z Cisnej” staje się inspiracją do Pieśni miodu spadziowego, „kocie łby”, a nawet zwykły „kamień z krakowska ciosany”, powinny zostać opisane i zapisane, bo jak nie, to znikną jak „wypalony znicz na Cmentarzu Rakowickim”.

Dużo w tym tomie krakowskich klimatów, dużo wspominek z czasów młodości przaśnej. Zarastam przedmiotami jak pajęczyną – to znów poetycka okazja do snucia balladowej opowieści o rzeczach i przedmiotach gromadzonych na półkach, z których każdy przypomina jakąś sytuację z przeszłości, miłe zdarzenie, uśmiech losu, a także czasy

kiedy z młodą motyką

Chodziło się na księżyc

Okopywać pola poezji

I strzepywać gwiazdy

Ale i te brzemienne

Prosto z gałęzi

Zrywać czereśnie

Drabiny Jakubowe

opierały się w połowie

O życie młode i o wiarę

Choć śmierć ślizgała się

Już po każdym szczeblu […]


Ziemianin chętnie sięga do symboliki biblijnej, ale i do porzekadeł. Przypominam, że to on napisał kiedyś Antyfonę do kiełbasy zwyczajnejAntyfonę do jabłka robaczywego, zderzając wysokie z niskim, kolokwializmy z modlitwami, kuchenne makatki z sentencjami filozoficznymi, sacrumprofanum. Jest w tym mistrzem, umie balansować na granicy dobrego i złego smaku i rzadko omsknie mu się noga na tej cienkiej lince.

Autora debiutanckiego tomu Wypogadza się nad naszym domem (1975) stać też na to, by po bez mała pół wieku spojrzeć z dobrodusznym dystansem na przemijanie:

Rośnie jak drożdżach

Mój siwy gołąbek odlotu

Tylko patrzeć gdy nagle

Wzbije się w powietrze

I nawet piórka nie uroni

gdyż podobno zdolny

[…]


Poeta stara się go „odstraszyć” to młynkiem do mielenia kawy, to moździerzem, to przywołaniem „sernika z rodzynkami greckimi przemycanymi ze Słowacji”, to słodkim wspomnieniem latawca z dzieciństwa, który dalej „lata / jak łopata / choć to już po sezonie”…

Chciałbym na koniec zacytować także fragment wiersza katastroficznego, jednak w specyficznej Ziemianinowo‑metaforycznej otoczce muszyńskiej, gdzie sceneria sielska przechodzi niedostrzegalnie w wizję apokaliptyczną:

[…]
Nie ma ula we wsi

I smutki po łąkach

Wszędzie już tylko

miód sztuczny i chory

Pszczelarze posnęli

na miedzach leżą

Cali w skowronkach

Ukoił ich mak polny

Choć może to rzepak

I sztuczne nawozy

A pszczoły zamyślone

w bezruchu też śpią

Szczelnie pozamykane

w żółtym bursztynie

Albo w pustych butelkach

po soku czy po piwie […]

I za chwilę pewnie

Coś tutaj pęknie


Tak oto dom z pierwszego tomu i gospodarstwo Ziemianina sielskie‑anielskie z pasieką zastodolną pełną poezji – przeobraziły się na naszych oczach w gospodarstwo rodem z Bruegla czy Boscha, bo teraz Ziemianinowi bliżej do tych dwu niż do Nikifora… „Poeta pochyla się nad pięknem i okrucieństwem świata. Zanurza się w filozofii przemijania” – czytamy na skrzydełku książki Krzątanie. Zmieniając się, pozostaje wciąż sobą – zarówno w wyszlifowanej i obrobionej na błysk stylistyce, jak i w tematyce, często peryferyjnej, krakowsko‑blokowej lub muszyńsko‑bieszczadzkiej.

Adam Ziemianin: Krzątanie.
Stowarzyszenie Pisarzy Polskich,
Kraków 2023, s. 132.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.