06/2024

Bogusław Michalec

Ruchome prowincje

Przychodzą spoza,

sięgają do ramion,

wypływają z gładkich wód

jeziora, wertują stronice

ksiąg: mądrych,

zbójeckich, wszetecznych.

Na jarmark się zwożą

na grzbietach wielbłądów,

których giętką linię

wciąż mają w pamięci:

jak stąpają, gną się pod ciężarem

cienia palm z plastiku

lub obłoków w różu.

Jadą na furmankach,

jednokonnych zaprzęgach,

pekaesami,

piętrowym pociągiem.

Strzelają z korkowców,

z karabinów z patyka.

Potem zapadają

w sen miękki

jak plusz wzgórza.

W tym śnie ził, stary mędrzec,

jeszcze nie rdzewieje,

nyska, tarpan w błocie,

z tyłu kamaz i niwa –

w tym śnie odebrane i oddane,

poruszające, nieporuszone.

Was czekam,

do was pielgrzymuję,

ruchliwe prowincje,

z językiem zdrewniałym,

stopą uwięzłą w bucie ze skaju,

z głową pod wieńcem

z goździków, słowacką

gęstą herbatą

na podniebieniu i dłonią

wysuniętą na powitanie

odeszłego.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.