W tej biografii podwójnej postać zapomnianej malarki Anieli Pająkówny, choć po raz pierwszy gruntownie opisana, nieco ginie, pozostaje w tle, przysłania ją życiorys bardziej znanej córki. Ich wielowymiarowy portret napisany przez Annę Kaszubę‑Dębską (autorkę m.in. nominowanej do Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus biografii Brunona Schulza Bruno. Epoka genialna) to wynik tytanicznej kwerendy podjętej podczas pandemii. Kaszuba‑Dębska składa go z drobnych elementów, ukazując zarazem osie i napięcia dwóch biografii.
Dwie wybitne artystki, na które młodopolski „diabeł” miał ogromny wpływ, czasem irytują. Pająkówna przez wiele lat nie przestaje czekać na Przybyszewskiego, który równolegle romansował z nią i z żoną Jana Kasprowicza, pozostając przecież mężem słynnej Dagny Juel. „Meteor Młodej Polski” zwodzi i manipuluje, naiwna Aniela jednak wciąż pożycza mu pieniądze, opiekuje się jego dzieckiem ze związku z Dagny, pisze listy, cierpliwie czeka, aż król bohemy zgodzi się na nadanie nazwiska ich córce, zainteresuje dzieckiem… Nie strąca go nigdy z piedestału wielkiego artysty i kogoś, kto odegrał olbrzymią rolę w jej życiu, wręcz zaważył na nim, a nie był tego wart. Zdaje się za wszelką cenę tłumaczyć jego niestałość, oszustwa i okrucieństwo. Ta naiwność czy może bezradność, gołębie serce Pająkówny – córki stangreta, która trafiła na salony i jako jedna z pierwszych Polek na studia malarskie w Paryżu – może z dzisiejszej perspektywy irytować.
Dzięki Kaszubie‑Dębskiej poznajemy jednak postać bardzo uczuciową, empatyczną. Jak to się stało, że Przybyszewska przypisywała jej cechy „męskie”, które ceniła: dystans, racjonalizm, a ojcu – cechy „gorące”, „kobiece”: zmysłowość, emocjonalność, którymi pogardzała?
Aniela Pająkówna jest bardzo oddana dziecku, jednocześnie stara się łączyć kłopotliwe przecież, bo nieślubne macierzyństwo z tworzeniem (mówi do swojego dziecka per „dzidziu”, małą przyucza, by zwracała się do niej „nianiu”, w obawie przed skandalem w towarzystwie i z myślą, że piętno nieślubnego dziecka mogłoby Stachnie zaszkodzić). Jest niesłychanie silną osobą, nie typem ofiary.
Stanisława Przybyszewska natomiast zachowała – podobnie jak ojciec – przekonanie o własnej wielkości i wybitności, poświęcając wszystko pisaniu. Jej los jest znacznie lepiej znany niż Pająkówny. Świadomie rezygnuje z macierzyństwa, kontaktów z ludźmi, skazuje się na nędzę i banicję w Wolnym Mieście Gdańsku, nieprzyjaznym dla Polaków. Duchem jest gdzie indziej, odmierza czas wydarzeniami z rewolucji francuskiej, rocznicami stracenia Dantona. Towarzystwa dotrzymują jej jedynie przefiltrowani przez jej bujną wyobraźnię bohaterowie rewolucji i koty. Przemyka się uliczkami, uczniowie pobliskiego ufundowanego przez jej ojca polskiego gimnazjum, przy którym, w nieistniejącym już dziś nauczycielskim baraku mieszka od 1923 roku aż do śmierci, śmieją się z dziwaczki.
Uderzające jest to, jak intensywnie szuka intelektualnej więzi z innymi, głównie poprzez bogatą korespondencję. Jak bardzo jest wszechstronna – mimo że przekonana o swoim pisarskim powołaniu, zgłębia jednocześnie nauki przyrodnicze, języki obce, śpiewa, gra na skrzypcach, maluje śmiałe ekspresjonistyczne akty. Jest wielbicielką i bywalczynią kina, ogląda i podziwia głównie niemieckie filmy, a fascynacja ta znajduje odbicie w nieco filmowych didaskaliach jej dramatów. Czyta krajową i zagraniczną prasę, ma rozeznanie w światowej literaturze.
Jednocześnie warto zauważyć, jak sama będąc w biedzie i izolacji oraz – wydawałoby się – żyjąc ponad tym, co publicystyczne, co „tu i teraz”, żarliwie angażuje się w obronę Rity Gorgonowej. Rys społeczniczki i mizantropki mogła odziedziczyć po matce.
Na życiu Stachny zaważyła morfina, którą pierwszy raz poczęstował ją ojciec. Choć zazdrościła Jeanowi Cocteau kronik z życia morfinisty, sama nie pokusiła się o taką próbę literacką, twierdziła, że wyniszczający ją narkotyk jej „nie szkodzi”. Ostatecznie morfina ją zniszczyła, jednak w pracy twórczej Przybyszewska triumfowała nad nałogiem.
Jednocześnie Stachna niewątpliwie przez całe życie zmagała się z postacią i twórczością ojca, pod koniec życia opracowała listy rodziców, wcześniej stworzyła własny remake powieści ojca Krzyk, do której nawiązuje podtytuł biografii.
Siła książki Kaszuby‑Dębskiej, która po raz pierwszy przybliża życiorys zapomnianej malarki, tkwi w tym, że rzuca nowe światło na biografię Przybyszewskiej (przedtem jej życie opisała np. Ewa Graczyk w książce Ćma. O Stanisławie Przybyszewskiej), patrząc na nią przede wszystkim przez pryzmat wpływu matki, wychowania, wczesnego dzieciństwa i cienia nieobecnego w tym dzieciństwie ojca. Ta nowoczesna perspektywa pozwala lepiej zrozumieć jej tragiczne i przedwcześnie zakończone życie, a także to, że jej talent nie rozkwitł w pełni. Stała się znana jako twórczyni Sprawy Dantona, odkrytej przez szerszą publiczność przede wszystkim dzięki ekranizacji Andrzeja Wajdy, odczytującego dramat na swój sposób.
Twórczość Stanisławy co jakiś czas staje się przedmiotem debaty, jak choćby po wydaniu w 2016 roku nigdy wcześniej nie publikowanych opowiadań (Cyrograf na własnej skórze). W tym roku na rynku ukazała się jej nieukończona powieść Pasiphaë. Na co dzień jednak obie artystki pozostają w cieniu, otacza je aura tajemnicy nawet w czasach pisania historii sztuki i literatury na nowo, z perspektywy feministycznej.
O Przybyszewskiej dotychczas pisano i mówiono „córka słynnego polskiego pisarza Przybyszewskiego”. Kaszuba‑Dębska twierdzi, że bardziej niż dzieckiem „smutnego szatana” Stachna była córką anioła, Pająkówny, że to przede wszystkim matka ją ukształtowała, choć osierociła córkę, gdy ta miała zaledwie jedenaście lat. Ale w jej twórczości – zwłaszcza prozatorskiej, z elementami fantastycznymi i demonicznymi – pobrzmiewają też echa modernizmu.
Podążając za Kaszubą‑Dębską, nie sposób nie zadać po raz kolejny pytania o to, na czym polegał fenomen Przybyszewskiego, który zdeterminował życie obu kobiet, wywierając na nie (i w ogóle na swoje otoczenie) głęboko destrukcyjny wpływ. Autorka pozostawia tę zagadkę nierozstrzygniętą. Opowieść o Anieli i Stanisławie jest „głuchym krzykiem” artystek niezrozumianych przez sobie współczesnych i mimo że tak różnych – kruchych, rozedrganych, jak Ogień na wichrze, jak brzmi tytuł powstałej pół wieku temu sztuki Krystyny Berwińskiej o Stachnie. Artystek, po których grobach nie ma nawet śladu.
Aniela z kart podwójnej biografii jest skromna i zdolna do poświęceń, Stanisławę charakteryzuje niezgoda i bunt. Żadna z nich nie chciała, by wątła nić porozumienia łącząca je z księciem fin de siècle’u przerwała się. Obie przeżyły głęboką i gwałtowną fascynację Przybyszewskim jako twórcą i człowiekiem. Przybyszewska dokonała jednak, jak pisze Jagoda Hernik‑Spalińska w swojej książce Anty‑Ifigenia, mentalnego ojcobójstwa, które znalazło wyraz także w jej literaturze, w pierwszym dramacie Dziewięćdziesiąty trzeci.
Przybyszewska/Pająkówna jest zapisem wichru historii i zmian obyczajowych, w wyniku których marzenia kobiet o tworzeniu, zamiast roli gospodyni czy stenotypistki, miały coraz większą szansę się ziścić. Traktuje też o odkrywaniu innych stanów świadomości, śnieniu na jawie, ale i walce o byt, przetrwaniu, zmaganiu się z codziennością, biedą, głodem i chorobą. Jest również opowieścią o próbach zainteresowania swoją twórczością tych, którzy mogli decydować o jej powodzeniu, zapisem proroczych intuicji i tęsknot (skąd Stanisława wiedziała, że Leon Schiller byłby wymarzonym reżyserem Sprawy Dantona?).
„Człowiek posiada trzy wymiary: nie jest on linią, którą można zwyczajnie śledzić punkt po punkcie! Człowiek jest wielościanem, o nieskończenie wielu płaszczyznach, nigdy jednocześnie niedostrzegalnych” – deklarowała w liście z lat trzydziestych