Karol Libelt (1807–1875) był tym, który dał polskiej inteligencji świadomość, że jest, czym jest i czym powinna się stać. W swoim najbardziej znanym traktacie, O miłości ojczyzny (1844), pomniku polskiej filozofii romantycznej, sformułował pierwszą nowoczesną definicję „inteligencji”. Polska filozofia narodowa chciała być przede wszystkim filozofią czynu. I w perspektywie tego kryterium powinniśmy analizować myśl Libelta. Rzeczpospolita jako kraj skolonizowany przez nowoczesne imperia poszukiwała strategii odzyskania niepodległości. Właśnie do tego służyło Libeltowi pojęcie „inteligencji”. Miało ono działać, przemieniać i zbawiać rzeczywistość. Słowo „inteligencja” było czynem. Wielkopolskiemu filozofowi chodziło o to, żeby polska refleksyjna warstwa intelektualna, która uzyskiwała dzięki niemu samoświadomość, objęła przywództwo nad narodem i odbudowała podmiotowość Polski na dwóch poziomach: wewnętrznym i zewnętrznym. Wewnętrzna jedność była bowiem warunkiem koniecznym zewnętrznej niezależności od zaborców.
Lekcja Libelta zachowuje swoją wagę nie tylko dla Polski czy Europy Środkowo‑Wschodniej, lecz także dla wszystkich zdominowanych społeczności operujących w kontekście (post)kolonialnym. Paradygmatem nowoczesności jest stasis. Stasis, podobnie jak inne dialektyczne słowa, takie jak pharmakon, katharsis, katechon czy Aufhebung, odnosi się naraz do dwóch przeciwstawnych rzeczywistości. Otóż z jednej strony oznacza ona pokój, spoczynek, a z drugiej – niepokój, bunt i wojnę domową. Tę dwuznaczność Giorgio Agamben wyjaśniał jako wynik podstawowego dla nowoczesnych społeczeństw cyklu, który wiedzie od rewolucyjnej anarchii (bunt) do absolutnej suwerenności (pokój) – i z powrotem. Od rozbiorów Rzeczypospolitej w Europie niepodzielnie panowało „święte przymierze” imperiów. Dla mocarstw rozbiorowych stasis oznaczała pokój, ale dla zniewolonych społeczeństw był to trupi pokój cmentarza. Mocarstwa tłamsiły przemoc powstań, buntów i rewolucji, ale żeby zwalczyć przemoc oddolną, należało użyć jeszcze większej przemocy odgórnej.
Celem środkowoeuropejskich elit było ukazanie prawdziwej natury morderczej „równowagi sił” między Prusami, Rosją a Austrią. Zamierzały przekształcić imperialną stasis jako wieczny pokój w stasis jako globalną wojnę domową. Wyczekiwały wiosny narodów, wojny powszechnej o wolność ludów. Chciały przerwać cykl buntu i absolutyzmu i zaprowadzić prawdziwy pokój, Królestwo Boże na ziemi. Paradoks polegał na tym, że stasis jednocześnie wnikała w skolonizowane społeczeństwa. Z reguły zdominowane wspólnoty w obliczu przemocy z zewnątrz nie potrafią się zjednoczyć, lecz dzielą się, a ich elity stają naprzeciwko siebie. Na przemoc z góry, przemoc wertykalną, odpowiadają polaryzacją i przemocą poziomą wobec samych siebie. Libelt wskazywał, jak może działać inteligencja jako warstwa kierownicza, aby nie ulec wewnętrznemu podziałowi i stać się wyzwaniem dla imperialnych mocy i zwierzchności.
Tę chrześcijańską intuicję polska myśl popowstaniowa wyrażała w metaforach Polski jako Hioba czy też Chrystusa narodów, a także wezwaniach do schrystianizowania i umoralnienia stosunków międzynarodowych. W myśli Libelta ten chrześcijański rys był głęboko obecny – i to nie tylko w jej treści, ale przede wszystkim w jej stylu. Jego teksty wydają się „nieporuszone” przemocą zaborców, a jednocześnie przejawia się w nich zgoda na „lincz” i męczeństwo. Z innej jednak strony, Libelt był „uwikłany we władzę i przemoc tego świata”. Inaczej niż Adam Mickiewicz czy Zygmunt Krasiński, uczestniczył w powstaniu listopadowym. Nie zamierzał nadstawiać drugiego policzka i walczył zbrojnie z przemocą caratu. W uznaniu dla swojej odwagi i zasług został odznaczony krzyżem Virtuti Militari oraz otrzymał awans na porucznika. Po upadku powstania nie zaprzestał rewolucyjnej działalności i angażował się niemal we wszystkie kolejne powstańcze spiski aż do Wiosny Ludów (1833, 1839, 1844, 1846, 1848). Oznaczało to, że zgadzał się na lincz, śmierć i męczeństwo.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]