10/2024

Aneta Wiatr

Poczta złudzeń

Nur Täuschung ist für mich Gewinn.

(z 19. pieśni Winterreise Franza Schuberta)


Z właściwą sobie dezynwolturą Szymborska oczywiście bagatelizowała po latach swoją rolę redaktora prowadzącego w krakowskim „Życiu Literackim” („u Machejka” – prawie jak u Wierzynka) dział poezji, a w Poczcie literackiej z wielu względów wypadało jej widzieć po latach „więcej zabawy niż wartości dydaktycznych”. Taka skromność i filuterność to, rzecz jasna, postawa chwalebna, ale też inteligentnie wymijająca. Pozwala w roku 2000 (i 2024) nie dotykać wrednych lat pięćdziesiątych z ich wolno przełamywanym socrealizmem, stalinizmem i „partyjnością”, ale też odwrócić uwagę od szarej i niewdzięcznej redakcyjnej harówy, od cierpliwego przeczesywania tygodniami, latami całych ton domorosłej „tfurczości” w poszukiwaniu śladu literackiego talentu, a przynajmniej rzemieślniczej biegłości. Wyobraźmy sobie kogoś z mniejszą kulturą, taktem, dobrą wolą, ze śladowym poczuciem humoru przy wyławianiu z oceanu słów mokrego z przejęcia rozbitka poezji. Zresztą tonęło ich niemało, trup słał się gęsto; każdego tygodnia w kąciku „nie skorzystamy” leżało pokotem dziesięć, piętnaście, dwadzieścia inicjałów i pseudonimów, nierzadko wielce pomysłowych… Część z nich (Debiutantka, Zapalona, Pegaz…) niedwuznacznie ujawniała żądzę druku w Pana‑Machejkowym Organie Literackim. Część błąkała się po mitach kultury: Nikodem, Tymoteusz, Midas, Alcybiades, Merlin, Tomista… Z częścią Pani Redaktor podejmowała dyskusję i tu rodziły się prawdziwe perełki błyskotliwości i niezwykle cienkiego humoru, by przypomnieć, co do potencjalnego poety i debiutanta G.O. napisała o mającym niezwykle złą prasę cesarzu rzymskim:


Prawda, że Neron miał obrzydliwy charakter, że tarzał się w rozpuście i grafomanii, ale żeby jadł frytki, tego mu zarzucić nie można. Mimo że „frytki” to taki śliczny rym do „zbytki”.


Egzystencjalizującemu, bo było to wówczas modne, Bolesławowi L‑k z Warszawy przypomni autorka wiersza O śmierci bez przesady („Kto twierdzi, że jest wszechmocna, / sam jest żywym dowodem, / że wszechmocna nie jest”) rzecz absolutnie elementarną: „Niech Pan pomyśli o życiu jak o niezwykłej przygodzie, która się Panu wydarzyła”.

I żeby nie było tak serio, „podyskutuje” sobie po swojemu z panem Homo (Trzebinia) o autorze IliadyOdysei: „Zapytuje Pan, jakie jest nasze zdanie o Homerze. Dotychczas jak najlepsze. A co, stało się coś?”.

Wrodzony jej zmysł zabawy nie tylko ratował ją w redakcyjnych godzinach obowiązkowej nudy od nerwowego załamania, on pozwalał wśród zręcznych, finezyjnych przekomarzanek elegancko odmówić, ot, choćby Ludomirowi z Olsztyna:

Z nadesłanych wierszy zdołaliśmy wyprowadzić wniosek, że jest Pan zakochany. Ktoś powiedział, że każdy zakochany jest poetą. Ale to chyba przesada. Życzymy pomyślności w życiu osobistym.


czy pięknej Baśce:


„Mój chłopiec twierdzi, że jestem za ładna, żeby pisać dobre wiersze. Co myślicie o tych, które przysłałam?” – Sądzimy, że jest Pani rzeczywiście piękną dziewczyną.


*
Poczta literacka bawi nas od z górą pięćdziesięciu lat, ale przecież na zabawie nie poprzestaje, bo w gruncie rzeczy nie takie było jej zadanie. Warto się zastanowić po latach, co en passant przemycała poczta Wisławy Szymborskiej (i Włodzimierza Maciąga) poza, rzecz jasna, poszanowaniem reguł gramatyki i ortografii, bo tu nie ma zmiłuj! Pewnemu „szybkobiegaczowi”, dumnemu z łatwej produkcji wierszy, pani redaktor poleci złotą zasadę dobrej roboty – głęboki namysł:


Błagamy, niech się Pan wstrzyma w pędzie i choć przez godzinkę poduma nad pustą kartką papieru. Czeka Pana zupełnie nowe i niezwykłe przeżycie.


Amatorowi słów wzniosłych i napuszonych przypomni, nauczona doświadczeniem Października ’56, skruszona i samokrytyczna:


Słowa „ojczyzna”, „prawda”, „wolność”, „sprawiedliwość” są kosztowne. Płynie w nich autentyczna krew, której nie wypada imitować atramentem.


Cichej, zawstydzonej, prostolinijnej Halinie W. z Białegostoku „wywali” bez ogródek tekst zdumiewająco dosadny, a przecież w swej nietzscheańskiej dionizyjskości arcyprzenikliwy:


Powiemy zaraz coś bardzo gorszącego: jest Pani osobą zbyt prostoduszną i czystego serca, żeby pisać dobrze. W czeluściach utalentowanego pisarza kłębią się rozmaite demony. I nawet jeśli drzemią w nim (czy powinny drzemać) przed i po pisaniu, to podczas pisania prowadzą ożywioną działalność.


Chociaż zapach siarki bywa nieraz zbawienny dla młodych płuc, pani redaktor w Poczcie literackiej radzi nie przeceniać siły Bachusa i jego roli w twórczości, uderzając z całą mocą w „złudne przeświadczenie, że alkohol pomaga w pisaniu, rozzuchwala wyobraźnię, zaostrza dowcip”. Zapewnia „Kochanego Pana Bronka” z Lasek, że wszystko, co wartościowe, „powstało okropnie na trzeźwo, bez rozkosznego szumu w głowie”. I nareszcie kończy swoje kazanie w dobrze znanym nam przewrotno‑szymborskim stylu:

Gdyby zresztą alkohol był współtwórcą wielkiej poezji, to co trzeci obywatel naszego kraju byłby co najmniej Horacym. Tak oto przyszło nam zburzyć jeszcze jedną legendę. Mamy nadzieję, że zdrów i cały wygramoli się Pan spod gruzów.


Lepszym od alkoholu rozzuchwalaczem wyobraźni jest Lechoniowy „haszysz miłości”, a najlepszym – rana w sercu, zawód miłosny… Albowiem „poezja […] świetnie rozkwita na glebie źle ulokowanych uczuć i w klimacie pewnej psychicznej niewygody”. Obstajemy – powiada przewrotnie Szymborska – „przy jednym bodaj rozczarowaniu na twarz, ale rad w sprawach sercowych nie udzielamy”.

*
Skoro już wiemy, że o wszystkim decydują pięknie zaklinane i oswajane najwłaściwszym słowem demony, warto zapytać panią redaktor o tryb, o sposób zaklinania i bezpiecznego wprowadzania tych bestyj do klatki wiersza. Pamiętamy, jak łagodnie obchodził się z „echem z dna serca, nieuchwytnym” apolliński Staff…


Łowię je spiesznie jak motyla,

Nie abym świat dziwnością zdumiał,

Lecz by się kształtem stała chwila

I abyś, bracie, mnie zrozumiał.


Skoro w poezji noblistki nie znajdujemy explicite analogicznej Ars poetiki, byłoby ciekawą zabawą poszukanie jej strzępków i drobin w pocztowych przekomarzankach z potencjalnymi adeptami tej pięknej i wcale niełatwej sztuki. A zatem… Pradziedziną, sferą odniesienia naszego życia i naszej twórczości jest rzeczywistość, licząca się poezja powinna ją uwzględniać i się z nią liczyć. Nie znaczy to jednak, że Ary ze Szczecina nie może napisać: „Tonę w cukrach świata jak ciało zbudzone korą szpaka”; jego stochastyczne układanki słowne, uznane pewnie za rewolucyjne, mogą się jednak spotkać z przykrym oporem czytelniczej świadomości… Ten sam los może spotkać Tomistę z Sopotu, u którego „jabłoń owocuje piersiami zgwałconych dziewcząt” (pewnie dopiero co czytał w wypiekami Jadwigę Bolesława Leśmiana). Naturalność w poezji idzie w parze z zaokienną rzeczywistością. Rozpoetyzowanym do szaleństwa, niepomnym, że górnolotność budzi dziś tylko popłoch, mozolnym i jałowym tłumaczom „z języka prostego na zawiły” rzuca Szymborska niczym dobra matka: „No więc jak, odpinamy skrzydła i próbujemy tworzyć na piechotę?”.

A jednak w tym miejscu, gdy mowa o „rzeczywistości” i kurczowym trzymaniu się ziemi, dzwoni jakiś maleńki dzwoneczek, delikatnie ostrzegający przed czymś, co w ideologicznym zapale może iść ociupinkę za daleko. I nagle przypomina się, w jakiej epoce i systemie było to pisane i jakim organie prasowym. Coś nadmiernie kusego, ciasnego wplątuje się w niektóre fragmenty Poczty…, coś, co łatwo daje się odnieść i ponazywać, ale właściwie po co… Korci jednak pokazanie starych wariatów potrącających dzwoneczki…

Nie ma w literaturze tak wielkiej miłości, żeby obejść się mogła bez społecznego tła i tym podobnych przyziemności. Podejmujemy się wypełnić ankietę personalną dla Tristana i Izoldy, Kareniny i Wrońskiego, Castorpa i pani Chauchat, Don Kichota i Dulcynei, Romea i Julii. Korespondenci naszej Poczty mają skłonność do traktowania miłości jako zjawiska „samego w sobie”.


Dziwna pasja socjologizowania – od nudnego Balzaka po profesora Żółkiewskiego z „Kuźnicy” i IBL‑u. Zamiast „ankiety personalnej” bohaterów powieści Manna wolałabym, za psychologią głębi, zanurzyć się w labirynt rozognionej miłością świadomości Hansa Castorpa, kradnącego tajemniczej, nieprzeniknionej Kławdii Chauchat… zdjęcie rentgenowskie jej chorych płuc.

Wisława Szymborska: Poczta literacka, czyli jak zostać (lub nie zostać) pisarzem.
Wybór i układ tekstów Teresa Walas.
Posłowie Agata Passent.
Wydawnictwo Znak,
Kraków 2024, s. 204.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.