OSOBY:
Syn – mężczyzna dwudziestoparoletni, ubrany w ciemną powłóczystą szatę typu wschodniego, podobną do arabskiej galabii.
Ojciec – mężczyzna po pięćdziesiątce, siwiejący i łysiejący, ubrany podobnie jak syn.
Prolog
(1) Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. (2) Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie. Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi. (3) Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: (4) Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? (5) A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona (6) i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła. (7) Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. (8) Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata z domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie. (9) A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam. (10) Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca. (11) Powiedział też: Pewien człowiek miał dwóch synów. (12) Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. Podzielił więc majątek między nich. (13) Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. (14) A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. (15) Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. (16) Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. (17) Wtedy zastanowił się i rzekł: Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. (18) Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; (19) już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników. (20) Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. (21) A syn rzekł do niego: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem. (22) Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. (23) Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, (24) ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się. I zaczęli się bawić. (25) Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. (26) Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. (27) Ten mu rzekł: Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego. (28) Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. (29) Lecz on odpowiedział ojcu: Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. (30) Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę. (31) Lecz on mu odpowiedział: Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. (32) A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się. (Łk, 15, 11–32, BT)
Akcja dzieje się następnego dnia po powrocie syna marnotrawnego do domu, trwająca całą noc uczta powitalna właśnie się skończyła. Biesiadnicy już wyszli, w komnacie zostali tylko Syn i Ojciec, jest przedświt, w komnacie palą się jeszcze lampki oliwne. Syn stoi przy stole zastawionym naczyniami z resztkami pozostałymi po uczcie, Ojciec siedzi w pewnym oddaleniu, na drewnianym fotelu z niskim oparciem, ustawionym tyłem do widowni, widać górną część jego pleców i łysiejącą potylicę, także ułożone na podłokietnikach ręce.
Syn sięga po stojący na stole kielich, unosi go do ust, ale po chwili odstawia. Patrzy na Ojca, który ze spuszczoną głową zdaje się drzemać.
SYN
Nareszcie sobie poszli, ci twoi przyjaciele i dobrzy sąsiedzi… nie mogłem już patrzeć na te zadowolone gęby. Zaiste, mężowie to sprawiedliwi, przyszli, by nasycić się twoim tryumfem i nacieszyć moją hańbą. Odbyli zacną biesiadę, kałduny wypchali strawą i napełnili winem, oczy ucieszyli upadkiem mojej dumy… a przecież jeszcze niedawno wielu kłaniało mi się w pas, gdy dzierżąc laskę przodownika, prowadziłem twe stada na pastwiska, z jakimż respektem na mnie patrzyli… nie, nie na mnie patrzyli, lecz na ciebie, i to przed tobą się korzyli, choć wtedy tego nie wiedziałem. Ale już wiem. Noc całą musiałem patrzeć, jak się do ciebie wdzięczą i cześć ci oddają, wszak jesteś ojcem nad ojcami. Tak jak ja najgorszym z synów. Tak przecież myśleli, widziałem te spojrzenia znad mis, tak ukradkowe, jak obelżywe, te lekceważące uśmieszki, gdy wznosili czary, by cię uczcić, a mnie sponiewierać. Znosiłem te niewypowiedziane zniewagi całą noc, choć pięści mi się zwierały, by wbić im te uśmieszki do gardeł. Ale postanowiłem być cierpliwy i wszystko wytrzymać. I doczekać chwili, aż mężowie sprawiedliwi wreszcie się nasycą i pójdą do domów, trawić jadło i wino i rozmyślać o twojej wspaniałości i mojej marności. Zostaliśmy tylko ty i ja, ale uczta się jeszcze nie skończyła. Nasza sprawa też nie.
Sprawiający wrażenie przysypiającego Ojciec podnosi raptownie głowę i patrzy na Syna.
SYN
A co, myślałeś, że twoje, tak wysławiane przez mężów sprawiedliwych, miłosierdzie wszystko załatwi? Że odbędziemy to pojednanie, nie, to nabożeństwo łaski i pojednania, które odprawiłeś przed światem, a świat padnie przed tobą na kolana, zadziwiony twoim miłosiernym wybaczeniem i dzieje syna marnotrawnego dobiegną końca?
Ojciec porusza się niespokojnie i prostuje się, jakby chciał zabrać głos, ale wtedy Syn wychodzi zza stołu i gwałtownie wyciąga w jego stronę rękę z wyprostowaną na płask dłonią w geście protestu.
SYN
Nie, ojcze, ja będę mówił, ten koniec nocy jest dla mnie, dopóki nie wzejdzie słońce. Do tej pory mówiłeś ty, mówili mężowie prawi, wysławiając twe cnoty. Myślisz, że nie wiem dlaczego? Im bardziej cię sławili, tym bardziej ujawniali i piętnowali mą marność, marność syna złego i marnotrawnego. Milczałem i słuchałem, wszak była to część miłosiernej ojcowskiej kary, którą mi wymierzyłeś. Brzemię jarzma, które mi litościwie nałożyłeś. [Przerywa, podchodzi bliżej i patrzy Ojcu prosto w oczy.] Nie wiem, czy nie wolałbym, abyś kazał sługom obić mnie i wyrzucić za bramę. Mniej bym cierpiał. [Ojciec, wzburzony, próbuje się podnieść, ale Syn gwałtownym gestem nakazuje mu, by usiadł.] Nic nie mów, ojcze. Mówiłeś całą noc, ty i twoi przyjaciele. Milczałem i słuchałem, z pokorą przyjmując twoją miłosierną karę. Teraz moja kolej. Teraz ty będziesz słuchał, ta resztka nocy, te ogryzki po uczcie są dla mnie, syna nieposłusznego i marnotrawnego. Twego syna i nie syna.
Ojciec opada na fotel i jakby z rezygnacją opiera głowę na ręce podpartej na podłokietniku – Syn odstępuje o parę kroków i przygląda mu się zamyślony.
SYN
Wtedy inaczej wyglądałeś. W dniu mego odejścia. Pamiętasz? Też siedziałeś na krześle, tak, tym samym. Pan i władca naszego rodu, który okazuje światu łaskawość względem niegodnego syna… nic nie musiałeś mi dawać, wszak wszystko należało do ciebie, dobra, pola i stada. Ale chciałeś pokazać, jak niezmierzona jest twoja dobroć, nawet względem syna uzurpatora, żądającego części mienia, które jego zdaniem powinno mu przypaść. Siedziałeś wtedy z miną boleściwą i żałobną, jak patriarcha rozdzierający szaty nad grzesznym Izraelem, a oni stali dookoła, twój dwór i świadek twej wielkości, i po prawicy starszy, ten prawdziwy archanioł, stróż twej władzy, z twarzą gniewną i kosturem zamiast miecza, syn zawsze wierny i posłuszny. I wtedy, gdy stałem przed tobą, czekając, aż słudzy załadują wozy, zobaczyłem w twoim obliczu naszego Boga, bo sprzeciwiając się tobie, i Jemu się sprzeciwiałem. A ty chciałeś, żebym o tym wiedział. Że jesteś nie tylko moim ojcem, lecz także Bogiem. [Milczy przez chwilę.] Ale czy ja muszę w ciebie wierzyć? Przecież jest tylu innych bogów, ten świat roi się od bogów. Dlaczego ty miałbyś być bogiem jedynym i najlepszym… dla mnie najlepszym?
Syn odchodzi do stołu, odsuwa krzesło i siada, bierze kielich i upija łyk, patrzy w skupieniu na Ojca.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]