Tacy myśliciele, jak Michel Foucault lub Jacques Derrida mogą nią – literacka sprawność słowa – szpanować na cały świat.
Pisarskość należy rozumieć niemal identycznie jak głębokie – ukryte – rygory języka poetyckiego, co nie ma nic wspólnego z jakąkolwiek poetyckością.
Wyjaśnienie, jak należałoby rozumieć pisarskość i język pisarski wymagałoby skomplikowanych wywodów.
Posłużę się więc eksplikacją jednego z dwudziestowiecznych pisarzy, który znakomicie uchwycił różnicę między pisarstwem i niepisarską krytyką literacką.
Praca pisarza zależy od najrozmaitszych – przewidzianych i nie do przewidzenia – okoliczności, gdy tymczasem krytyk niepisarz może sobie wyznaczyć dowolny czas wykonywania swojej pracy.
Ta prosta eksplikacja jest szczególnie przydatna dla wszystkich ludzi piszących – pisarzy i niepisarzy – dlatego, że oni sami dla siebie mogą mieć swój znak rozpoznawczy.
Dla innych, dla czytających, nie jest to ułatwienie.
Rozróżnić w słowie efekty pracy pisarza i niepisarza jest tak samo trudno, jak z każdym twórczym rozpoznaniem i wartościowaniem słowa.
To sztuka, jeszcze bardziej rzadka i tajemnicza niż samo twórcze pisanie.
Jak dowieść, że każde słowo Witolda Gombrowicza – także to w Opętanych, także to w Dzienniku – jest pisarskie, że każde słowo Gustawa Herlinga‑Grudzińskiego jest w każdym napisanym zdaniu niepisarskie.
Wiem o tym i może nawet mógłbym tego dowieść, ale i tak nie przekonałbym nikogo z tych, którzy sami z siebie nie potrafią tego rozpoznać.
Kto nie odróżnia zdań pisarskich w felietonach Adolfa Rudnickiego i niepisarskich w felietonach Kazimiera Brandysa (który niezależnie od tego jest mistrzem słowa literackiego), tego się nie przekona do twórczego pisarstwa.
Kto nie rozpoznaje zdań Heleny Boguszewskiej i zdań Jerzego Kornackiego we wspólnie pisanych dziełach, temu się nie wytłumaczy, czym się różni sztuka pisania od maniackiego wyrobnictwa.
Kto nie widzi różnicy między słowem Hansa‑Georga Gadamera i słowem Michela Foucaulta, ten nie zgodzi się z zagadkowością takiego stanu rzeczy, że posługując się jak najsprawniej pozornie podobnym słowem pisanym można być albo prawdziwym pisarzem jak Johannes Bobrowski, albo literatem z zawodu jak Siegfried Lenz.
Pisarstwo od niepisarstwa oddziela głęboka – ukryta, prawie tajemna – natura samego języka, z czego tak wspaniale zdaje sobie sprawę Erich Fromm w książce Zapomniany język.
Fromm jest zdania, że „zapomniany język”, język naszych snów, język pełny, czyli język sam z siebie – ze swej natury – symboliczny został bezpowrotnie utracony.
Jest w tym wiele prawdy, ale i wtedy wolno myśleć, że prawdziwe pisarstwo jest niedoskonałą i może nawet niemożliwą próbą odnalezienia lub tylko odnajdywania śladów tego języka.
One istnieją w snach, poza nimi są bardziej widoczne w języku mówionym niż w pisanym, w pisanym są zauważalne u tych, którzy go wyczuwają i potrafią trafić na jego ślady, czyli są lub mogą być pisarzami.
Henryk Bereza, Pisarskość, dwusłowie, „Twórczość” 2001, nr 12.