5/2025

Rafał Sulikowski

Iks-X

Zasnąłem, jak co dzień, dość szybko. Po całym dniu ciężkiej pracy fizycznej to zupełnie zrozumiałe. Zwykłem zasypiać w salonie, na dole naszego dwupoziomowego mieszkania. Odziedziczyłem je po babci, której jestem stale wdzięczny. Tej nocy, która miała w sobie tajemnicę, nie wiedzieć czemu zasnąłem na górze w naszej sypialni, gdzie w za dużym łóżku, ale za to wygodnie, spała żona.

Śniłem, że podróżuję w czasie i przestrzeni. Gdy śpię, czasem wiem, że śnię i że zaraz piękne z reguły oniryczne marzenia się skończą, obudzę się i poczuję dobrze znane wszystkim rozczarowanie. Tak jak ci, których odratowano…

*
I rzeczywiście. Budzę się tego dnia listopadowego i czuję ukłucie w klatce piersiowej. To taki mój swoisty znak odczarowania, o którym tyle pisał filozof Weber. Jednak coś się nie zgadza. Z początku słabo widzę, bo od dziecka noszę silne okulary. Sięgam więc po nie na nocną szafkę, ale ręką trafiam w próżnię. Tam, gdzie powinna być szafka, stoi donica z piękną, rozłożystą palmą. Okularów ani śladu. Dopiero po chwili orientuję się, że założyłem poprzedniego dnia soczewki dzień‑noc; kiedy wreszcie na dobre otwieram oczy, nagle czuję coś jakby ogień w każdej komórce ciała. Jestem w obcym pokoju.

Tam, gdzie miała być szafa z naszymi ubraniami, stoi wielkie kino domowe, pewnie z MediaMarkt; tam, gdzie miało być legowisko dla naszego pieska, Szarika, stoi stolik z pięknymi kwiatami we wszystkich barwach tęczy. Najgorsze jednak przede mną. Oto obok mnie zamiast Beaty leży, głęboko śpiąc, nieznajoma, około trzydziestoletnia kobieta. Przerażony, a zarazem nieco podniecony, dosłownie wyskakuję z podwójnego łoża, które służy do poczęcia, potem narodzin, do chorowania, a na koniec do odejścia w nieznany, siódmy las…

*
Wybiegam z sypialni i nie wierzę własnym oczom. Tam, gdzie miały być schody, jest tylko ściana ozdobiona jakimś pejzażem na płótnie techniką olejną; tam, gdzie była moja wersalka, stoi przeszklony barek pełen drogich na oko, zagranicznych trunków. Zamiast wydzielonej w salonie kuchni jest drugi, mały pokój. Łazienka jest z przeciwnej strony, niż być powinna. W trymiga rozumiem, że nieznane mieszkanie, gdzie się zbudziłem, jest jednopoziomowe i ma cztery pokoje. Rozglądam się dalej, a strach podnosi żołądek do gardła, które ledwie łapie powietrze. Z pokoju, gdzie się zbudziłem, dochodzi szmer lekkich oddechów kobiety.

Wbiegam do łazienki i mam nadzieję, że to kolejny ze świadomych snów, o których tyle się pisze. Patrzę w lustro nad umywalką. Nasze jest okrągłe, to jest kwadratowe i ma ozdobną, secesyjną ramę. Patrzę w swoje odbicie i widzę siebie, zdaję więc test lustra. Zwierciadło nie kłamie – to nie świadome marzenia we śnie. Próbuję się obudzić, lecz wiem dobrze, że wszystko, co mnie otacza, jest realne. Na dobitkę bardziej realne niż w naszym dwupoziomowym bliźniaku w ładnej wiosce w Wielkopolsce…

*
W obcym, nieznanym mieszkaniu nadal panuje wielka cisza. Jest 19 listopada 2025 roku, przynajmniej tak mi się wydaje. Nieznajoma wciąż śpi i nie ma chyba pojęcia, że w jej własnym, lub wynajmowanym, lokum znajduje się intruz. W dodatku ten obcy mężczyzna koło czterdziestki nie wszedł tu za pomocą klucza, tylko najwyraźniej zdołał przeniknąć mimo zamkniętych drzwi.

Wychodzę z łazienki; obok, kilka metrów dalej, na końcu niewielkiego korytarza jest kuchnia. Robię sobie mocną mokkę, licząc na to, że jednak sen pryśnie jak mgła i obudzę się, tym razem naprawdę w swoim domu od babci. Nic z tego.

Kubek po wypitej w mig kawie ląduje w zlewozmywaku, chyba ze sklepu IKEA, bo takie kiedyś tam widywałem. Wreszcie decyduję się na to, co zrobić powinienem na początku, zaraz po przebudzeniu. Mianowicie wyjrzeć przez okno…

*
Kuchenne okno zasłonięte było szczelnie tkaniną, której nazwy nie znałem. Była to modna firanka ze wschodnio‑bizantyjskimi motywami, trochę przypominającymi efekty roślinne w naszej secesji. Nie było jednak czasu na rozważania stylistyczne. Odsuwam zasłonę. Kotara bezszelestnie mknie w obie strony, lecz okno ma jeszcze żaluzje. Nie widzę nigdzie przycisku, więc nie są elektryczne. Rzeczywiście, po chwili dostrzegam białe sznureczki, za pomocą których bardzo powoli, aby nie robić hałasu, podnoszę żaluzje z jakiegoś lekkiego stopu, najpewniej z aluminium. Kiedy są na wysokości mniej więcej trzech czwartych wysokości okna, przestaję je nagle podnosić i omal nie dostaję zawału. Wreszcie po chwili podnoszę zasłonę do końca. I wtedy…


*
I właśnie wtedy słyszę dźwięk komórki. Dobiega, jak się domyślam, z pokoju, gdzie się przebudziłem. Może to zresztą dźwięk alarmu budzika, trudno stwierdzić. W każdym razie odzywa się kobiecy miły głos, dość niski alt. Nie znoszę piskliwych sopranów. W chórze, gdzie pracowałem, wolałem basy i właśnie alty.

Nie ma jednak czasu na wspominki. Kobieta zaraz się tu zjawi. Instynktownie wchodzę pod stół kuchenny o barwie głębokiego hebanu i z nogami w kształcie lwów. Nieznajoma, która mówi coś do kogoś z drugiego końca linii komórkowej, wychodzi z sypialni. Jest całkiem naga od pasa w górę, co wprawia mnie – trzeba przyznać – w lekkie podniecenie. Nikogo więcej w mieszkaniu nie ma – mam nadzieję, bo nie byłem we wszystkich pokojach. Dziewczyna wchodzi do łazienki, więc wykorzystuję ten moment i wyłażę spod stołu.

Postanawiam po prostu uciec, opuścić jak najprędzej mieszkanie i dać dyla przez klatkę schodową.

Ostrożnie kieruję się w stronę korytarza. Stawiam kroki, jak wtedy, gdy żona pogrążona w głębokim śnie nie ma pojęcia, że skradam się do laptopa i czatuję z dziewczynami z całego świata. Korytarz nie jest długi, widzę kurtki, płaszcze i jedną tylko parę butów. Znak, że jesteśmy tu tylko we dwoje. Podchodzę do drzwi. Są trzy zamki. Odruchowo przekręcam górny, potem środkowy i chwytam za dolny. Z przerażenia nie mogę oddychać – najniższy zamek jest zablokowany. Próbuję rozpaczliwie w prawo, w lewo, szukam jakiegoś dodatkowego uchwytu – wszystko na nic. Wtedy rozumiem, że stąd nie ma wyjścia. Jestem uwięziony. I zaraz zacznie się sytuacja gorsza niż piekło…

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.