6/2025

Weronika Pastwa

Chirurgiczna precyzja tytanowego pióra

Jak opowiedzieć o doświadczeniu choroby? Jak napisać dobrą książkę poetycką dotyczącą tego doświadczenia, która nie będzie wyznaniem, a jej celem nie będzie budowanie afektywnej więzi z czytelniczką? Między innymi takie pytania stawia Anna Adamowicz w swojej nowej książce poetyckiej Stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło. Szukanie sposobów na unikanie konfesyjności w poezji zaczęło bowiem interesować poetkę, począwszy od tomu zmyśl[ ]zmysł, a zarówno Stłuc, jak i najnowszy Jaw stanowią rozwinięcie tego problemu. Przez konfesyjność rozumiem taką sytuację w utworze literackim, w której nadrzędnym celem autora/autorki jest opowiedzenie swojej historii tak, aby osoby czytające mogły się z nią w jakimś stopniu utożsamić. Zastępuje to często cel, jak się wydaje, istotniejszy – napisanie dobrej książki. Konfesyjne podejście do pisania wpływa także na ostateczny kształt tekstu i nierzadko czyni go mniej oryginalnym, niewymagającym od czytających jakiegokolwiek wysiłku interpretacyjnego.

Aby lepiej zilustrować, o co tu chodzi, posłużę się przykładem z eseju Adamowicz Kukułcze jajo poezji („KONTENT” 2018, nr 4), który jest poświęcony w całości zjawisku konfesyjności. Poetka pisze w nim o autorce tomu Chłopcy, których kocham – Annie Ciarkowskiej, przedstawicielce tzw. instapoezji. Adamowicz odcina się od tego zjawiska i stwierdza, że Ciarkowska uprawia tak naprawdę pseudopoezję, jej wiersze to niedbałe notatki, wyglądające tak, jakby były złożone głównie z emocji. Wiersze Ciarkowskiej zdaniem autorki Stłuc są nie tyle poezją (dziełem sztuki podlegającym interpretacji), ile terapią; ich autorka oferuje „ciepło, zrozumienie, współodczuwanie, współdzielenie emocji i wrażliwości”. Dlatego wiersze Ciarkowskiej, stwierdza Adamowicz, to raczej fenomen psychologiczny lub socjologiczny, a nie literacki.

Od takiego podejścia do pisania o własnych doświadczeniach zdecydowanie odcina się Adamowicz. W Kukułczym jaju… mówi, że jej celem jest po prostu pisanie dobrych wierszy. Jak sądzę, taka jest właśnie stawka Stłuc. Zapowiada to już sam tytuł, a raczej jego druga część – Kręgosłup Tytanii Skrzydło. Ta awatarka czy alter ego poetki pojawia się tylko w jednym wierszu, Tytanio Ofiaruj, umieszczonym na końcu tomu. Adamowicz zdaje się w ten sposób mówić: „czytelniczko, nie zapominaj, że czytasz o kręgosłupie Tytanii – nie moim”. Jeszcze bardziej „odsuwa” tym odbiorczynię od swojego doświadczenia. Zainteresowanie pisaniem poezji antykonfesyjnej widać już w pierwszym wierszu:

dorodny pęk kluczy  których funkcją jest stawać dęba

    których funkcją jest stawać ością

którędy weszłaś w stan

wiersz drogi osuwa się w

    wiersz zastygania


(Ważnym zabiegiem, na który decyduje się Adamowicz w Stłuc, jest taki zapis graficzny, który na różne sposoby przypomina kręgosłup. W cytatach wyodrębnionych odwzorowuję go, w cytatach wewnątrztekstowych zrezygnowałam z rozstrzelenia tekstu, ponieważ wpływałoby to na czytelność recenzji.)

Jak się później okaże, Adamowicz w Stłuc bardzo często sięga po klasyczny model porównania-metafory: X jest jak Y. Pierwsze dwa wersy tego wiersza są właśnie taką metaforą. Wydaje się jednak, że brakuje w niej elementu X – po jego dodaniu mogłaby ona mieć postać: „[ta książka jest jak] dorodny pęk kluczy…”. Poetka wskazuje zatem od razu na cele swoich wierszy – stawanie dęba i stawanie ością (w gardle) – czyli stawianie oporu interpretacyjnego. Wiersze ze Stłuc nie mają być prostym, łatwostrawnym materiałem do utożsamiania się, pseudopoezją. Ma to być dzieło z nadanym przez autorkę znaczeniem, do którego dochodzimy na drodze interpretacji. Adamowicz nie pozwala, abyśmy zatrzymali się na empatycznym odbiorze tych wierszy – musimy podjąć wysiłek interpretacyjny.

Kolejne dwa zacytowane wersy odczytuję jako wyraz rezygnacji z jednolitej i konsekwentnej narracji. Stawką poetki nie jest dokładne sprawozdanie z tego, jak wyglądał w jej przypadku proces leczenia skoliozy. Co prawda w tle tomu rysuje się historia, ale wewnątrz samych wierszy nie widać chęci opowiadania. Stłuc to książka, na którą składają się doszywane kolejno wiersze‑elementy (z czym koresponduje okładka tomu oraz znajdujące się w nim ilustracje, zdominowane są przez motyw wyszywania czerwonymi i czarnymi nićmi wzorów na płótnie). Te elementy, nawet jeśli łączą się ściśle z innymi, są w pewien sposób zamknięte na siebie nawzajem. Dobrym przykładem tego chwytu są trzy wiersze o gorsetowaniu. Łączy je jeden motyw, a jednak każdy ze tych utworów w gruncie rzeczy porusza inny temat (gdybym miała spróbować zamknąć każdy z tych tekstów w jednym słowie, powiedziałabym, że mówią one kolejno o bólu, potem wstydzie, a na końcu o pewnej formie zniewolenia). Takich minicykli znajdziemy w Stłuc więcej, pełnią one różne funkcje. Wspomniane wiersze o gorsetowaniu są kolejnymi rozwinięciami historii leczenia (chociaż każdy z nich problematyzuje inny efekt tego procesu). Z kolei te skierowane do znanych postaci często stanowią przerywniki, rozrywają tok opowieści (Drugi impast dla Fridy Kahlo pojawia się między ważnym dla całości książki SzyciemMakową panienką). Taka niejednolitość, urywanie raz podjętych wątków i powracanie do nich kilka wierszy dalej pozwala uniknąć „wciągnięcia” czytelniczki do tej historii i zwraca uwagę na największy atut tomu – to, co Adamowicz robi w nim z językiem.

Poetka w Stłuc (inaczej niż w swoich poprzednich tomach) decyduje się na układanie wierszy z krótkich wersów, które często wypełnione są rzeczownikami pospolitymi, np.: „pomiary miarki przebrania diagnozy wyroki” albo „kolagen elastyna łożysko gąbka tarcza”. Zestawienie ze sobą tak precyzyjnie dobranych rzeczowników sprawia wrażenie nazywania kolejnych elementów obrazu, który konstruuje poetka. Konkret i migawkowość widoczne w takich fragmentach podbijają ich plastyczność. Czasami też krótkość wersu i poszarpany zapis (który często ma przypominać kręgosłup) pełnią jeszcze inne funkcje. Dzięki zbudowaniu tekstu z krótkich, rozrzuconych na stronie i luźno ze sobą połączonych fraz możemy na przykład wywnioskować, że Makowa panienka to zapis budzenia się z narkozy. A już w kolejnym wierszu – Krzepnięcie – Adamowicz trzyma się rygorystycznego zapisu graficznego i dodatkowo pisze sześciozgłoskowcem sylabicznym (z wyjątkiem jednego wersu). A zatem kręgosłup został już skorygowany, uformowany. Jak sądzę, Adamowicz stawia sobie w Stłuc wyzwanie: na ile sposobów można zmetaforyzować kręgosłup? Najczęściej wykorzystuje do tego, tak jak wcześniej wspomniałam, klasyczny, elegancki typ porównania: X jest jak Y. Parę przykładów: „garb skrzydło uwite z żeber”, „wąż wwikłany między żebra jak między kamienie”, „kręgosłup tęczująca rzeka”. Czasami na takim porównaniu poetka buduje cały wiersz, na przykład w Pierwszym impaście dla Fridy Kahlo prostowanie kręgosłupa porównane jest do naciągania płótna na blejtram.

Znajdziemy w tym tomie dwie figury o szczególnym znaczeniu. Pierwszą z nich Adamowicz pożycza – to założycielska dla ortopedii alegoria drzewka przywiązanego do drążka. Jej autor, Nicolas Andry, pojawia się w wierszu Panowie, gdzie towarzyszą mu inni pionierzy ortopedii: Ambroise Paré oraz Francis Glisson. Adamowicz nurtują podstawowe założenia tej specjalizacji medycznej, stosowane w jej ramach praktyki leczenia (i związana z nimi przemoc) oraz pozycja podmiotowa „prostowanego” pacjenta, dlatego temat powraca w kolejnych utworach. Jeszcze raz gorsetowanie to wiersz chyba najbardziej intymny, a jednocześnie wypełniony rozważaniami dotyczącymi wymienionych problemów:

skoliotyczna dziewczynko czas na terapię

    łykaj po kolei:

półnagość w pracowni rentgena

[…]

ręce dziesiątki dotykające pleców barków bioder

[…]

gorset z żywicy i skóry najpiękniejsze narzędzie tortur

[…]

od obojczyków po kolce biodrowe jesteś sobie obca

twarda nieprzystępna wydająca głuchy odgłos

spróbuj się schylić dziewczynko

spróbuj dosięgnąć łechtaczki


Jest tu ból (nawet przemoc ze strony lekarzy), jest wstyd spowodowany niechcianym dotykiem, jest i poczucie obcości wobec własnego ciała. Ten ostatni temat powraca także w wierszu Pierwsze skrzydło dla Yennefer z Vengerbergu („ciało jest ci ością wkłutą w podniebienie / rzęsą pod powieką / włosem w gardle”). Traktowanie ciała jako przeszkody, jako źródła dyskomfortu jest naturalnym efektem tego, jak postrzegają młodą bohaterkę lekarze. W oczach ortopedów pacjentka nie jest osobą, która ma jakąś sprawczość – jest drzewkiem, które trzeba siłą wyprostować i którego pień (kręgosłup) stanowi główny przedmiot zainteresowania specjalistów. „Pacjent jest w tej sytuacji trochę kłopotliwą okolicznością, ciasnym splotem tkanek kurczowo trzymających się wykrzywionych kręgów” – pisze Alicja Bagińska w recenzji Być drzewkiem, dać się przywiązać („Odra” 2025, nr 3). Takie postrzeganie pacjenta sprawia, że lekarze pozwalają sobie na stosowanie praktyk bolesnych, czasami wręcz przemocowych, wszystko po to, aby skorygować, wyprostować, naprawić. Bagińska w swojej recenzji słusznie zauważa też, że Adamowicz w Stłuc nie chodzi jednak o negację medycyny czy potrzeby leczenia, a raczej o namysł nad jego formą i pozycją pacjentki rzuconej w wir diagnoz i kolejnych terapii.

Druga z centralnych dla tomu figur to, już wcześniej wspomniane, zestawienie sztuki (malarskiej, rzeźbiarskiej, pisarskiej) ze „sztuką” medyczną. Wątek ten poetka wprowadza na różne sposoby: przywołuje postacie Fridy Kahlo, Maxa Blechera, porównuje gorsetowanie do rzeźbienia, a przerażającą procedurę leczenia wyciągiem czaszkowo-udowym – do naciągania płótna na blejtram. To wszystko jest przyczynkiem do refleksji nad możliwością ekspresji doświadczenia choroby poprzez sztukę. Adamowicz pyta o to w Pierwszym impaście dla Fridy Kahlo, który jest ekfrazą obrazu Marksizm przyniesie zdrowie chorym: „jakimi barwami cię złożyć / […] jak naciągnąć płótno na blejtram”. Poetka nie znajduje tu jednak satysfakcjonującej odpowiedzi. Sztuki wizualne, do których nawiązuje tak wiele metafor w tym tomie, mają bowiem to do siebie, że wymagają bezpośredniej ingerencji w materię. Łączy je to w pewien sposób ze „sztuką” medyczną (stąd też porównanie gorsetowania do tworzenia gipsowej rzeźby). Gdy chce się o doświadczeniu leczenia opowiedzieć słowem, trzeba znaleźć na to inne sposoby. O te sposoby zdaje się pytać Adamowicz Maxa Blechera – jedynego pisarza, który pojawia się w tomie: „[…] bracie błystko zabawko / czemu ból wprowadza nas za rękę w inne światy”. Adamowicz jednak chce spróbować czegoś innego niż Blecher, chce wykorzystać do maksimum możliwości, które daje jej wiersz. Dlatego decyduje się na „potłuczenie” frazy i ponowne jej składanie – odtworzenie tego, co działo się z kręgosłupem oraz psychiką. Skoro w przypadku tekstu nie może fizycznie pracować z materią, to będzie pracować z „materią językową”, a więc z długością wersu i jego graficznym układem na stronie. Oprócz tego postanawia potraktować swoje doświadczenie jako podstawę do krytyki tego, co je ukształtowało. W Pierwszym impaście… pyta Fridę Kahlo: „czy marksizm odrzuci twoje kule czy marksizm rozerwie twój gorset”. Czy wpisanie swojego doświadczenia w jakąś większą opowieść odejmie ci bólu, pozwoli ci uwolnić się od tej traumy?

Pewnie nie, ale nie o to chodzi. Adamowicz wnosi swoje rozważania na wyższy, bardziej ogólny poziom i osadza je w szerszym kontekście historycznym, społecznym, kulturowym. Nie chodzi jednak o zawołanie: „skoliotyczne dziewczynki, przeżyłyśmy to samo, to jest opowieść o nas wszystkich!”. Tak zakłada Agnieszka Waligóra, która w swojej recenzji („Titane” liryczna, „KONTENT” 2024, nr 30) pisała:

[…] Stłuc to bardzo przemyślany i intrygujący projekt, w którym udało się pogodzić wysokoartystyczne aspiracje ze złożonym, subtelnie politycznym ujęciem codziennego doświadczenia nie tak małej grupy osób, a konkretnie: kobiet czy dziewczynek.


Nie jest jednak prawdą, że Adamowicz konstruuje w Stłuc bohaterkę zbiorową, że próbuje mówić w imieniu innych, udzielać komuś głosu albo, co gorsza, nawoływać do zbiorowej terapii. Gdyby tak było, bezsensowne byłyby jej nieustanne starania o przezwyciężenie efektu konfesyjności.

Bohaterka tej książki jest jedna – Tytania Skrzydło. Mówi ona o sobie i o swoim doświadczeniu jako o efektach działania pewnego systemu. Adamowicz w Stłuc nie chodzi ani o katharsis, ani o szukanie współczucia czy zrozumienia, ani o budowanie wspólnoty. Chce zastanowić się nad historią ortopedii, jej kontrowersyjnymi założeniami oraz praktykami. Chce precyzyjnie obrobić ten materiał językowo i sprawdzić, jakie możliwości daje jej wiersz. A przede wszystkim chce napisać dobrą książkę poetycką. I to wszystko udaje jej się osiągnąć.

Anna Adamowicz: Stłuc. Kręgosłup Tytanii Skrzydło.
Wydawnictwo Warstwy,
Wrocław 2024, s. 56.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.