Bo zdaje się, że jest. Na spotkaniach autorskich Górniak wspomina, że pierwotnie napisał inną książkę i planował wydać ją w Filtrach. Jest jednak wdzięczny swojemu redaktorowi za odrzucenie pierwszej wersji, bo decyzja ta kazała mu ponownie przemyśleć założenia stojące za powieścią i podejść do jej pisania od innej strony. Gdy jednak napisał Ćpuna…, był przekonany, że to finalna wersja tego, co chciał stworzyć – i nie był gotów iść na kompromisy z wydawcą. Ostatecznie zdecydował, że od szerokiego grona czytelników ważniejsza jest autorska autonomia. W związku z tym bez żalu przeniósł się tam, gdzie autor ma do powiedzenia najwięcej: do małego wydawnictwa specjalizującego się w poezji. W ten sposób dotarł do literackiego odpowiednika „teatru dwóch rzędów” (pisarz wspominał o tym w Domu Literatury w Łodzi, podczas rozmowy z Natalią Królikowską): do czytelników najwytrwalszych, najbardziej zaangażowanych, najpoważniej traktujących jego twórczość.
Bo Ćpun… to książka śmiertelnie poważna. Zarazem jednak nie tak diagnostyczna, jak chcieliby niektórzy recenzenci (odsyłam do tekstów Izabelli Adamczewskiej z „Gazety Wyborczej” czy Adama Woźniaka z „Tygodnika Powszechnego”). Autor dość wyraźnie odcina się w niej od diagnozowania rzeczywistości. A raczej: traktuje diagnozowanie jako punkt oparcia, dzięki któremu można wychylić się ku spekulacjom na temat możliwej przyszłości.
Powieść Górniaka tworzą dwie przeplatające się ze sobą pierwszoosobowe narracje wprost wyciągnięte z centralnego dla fabuły trójkąta rodzinnego. Najważniejszymi bohaterami stojącymi u źródła zawiązanej w tekście historii są bowiem tytułowy Ćpun (noszący zwykłe, zatajone przed czytelnikiem imię i dopiero z czasem zdobywający ten przydomek) i wybranka jego serca, Ryba. Drugi z tytułowych bohaterów, Głupek (od początku noszący wyłącznie to imię, a zatem w pełni Głupkiem będący, a nie jedynie tak przezwany), to przybrany syn Ćpuna i Ryby, znaleziony w koszu przez nastoletnią niepokorną parę. Postać zastępczej matki Głupka stanowi punkt odniesienia dla każdego z centralnych bohaterów, jednak nie otrzymuje własnego głosu. Majaczy z tyłu jako figura niejednoznacznej kobiecości – opiekuńcza i z konieczności nieco twardziej stąpająca po ziemi, ale i „posrana”, imprezująca, nieodpowiedzialna, nadużywająca niedoprecyzowanych substancji. Najistotniejsza spośród portretowanych relacji przebiega jednak na linii ojciec–przybrany syn, czyli Ćpun–Głupek. To ich głosy od pierwszej strony wymiennie opisują sytuacje, kontrują się i uzupełniają na przemian. To ich postaci i osobowości stoją w centrum całej historii, budując najistotniejsze napięcia w opisywanym świecie.
Powieść Górniaka opowiada co prawda spójną i dość linearną historię, ale jej stawki są określane w dużej mierze na płaszczyźnie symbolicznej. O ile Ćpun reprezentuje to, co rzeczywiste i bolesne w realiach społeczno-ekonomicznych, o tyle Głupek stoi po stronie możliwego. Napięcie między nimi widać już w imionach. Zarówno „ćpun”, jak i „głupek” to w kolokwialnej polszczyźnie inwektywy, ale w powieści Górniaka tylko to pierwsze miano jest noszone ze wstydem i zastępuje prawdziwe imię; w drugim przypadku zostaje całkowicie afirmatywnie przechwycone. „Głupek” w żadnym sensie nie jest w tej historii obelgą, wręcz przeciwnie – żeby osiągnąć perspektywę nieprowadzącą do rozpaczy lub życiowego impasu, trzeba wyjść z pozycji głupka. Tylko głupek – zdaniem Górniaka – ma w sobie potencjalność umożliwiającą przekroczenie ograniczeń codzienności i „natury”. Ta ostatnia kategoria jest brana przeze mnie w cudzysłów ze względu na nietypowo szeroką definicję. U Górniaka pojęcie to zdaje się obejmować wszystkie naturalizowane porządki, ze społecznym na czele. W tym sensie po stronie natury stoi paradoksalnie Ćpun – bohater wygłaszający w pewnym momencie długie, patetyczne peany na rzecz sztuczności:
Górniak dba o to, byśmy nie wpadli w pułapkę zbyt wąskiego rozumienia „natury”. Chyba w tym celu wielokrotne sygnalizuje, że porządkiem „naturalnym”, mogącym w teorii ograniczyć podmiotowość Głupka, jest struktura dziedziczenia. Najmłodszy bohater jest „po Rybie posrany, a po [Ćpunie] zraniony”, jak czytamy w różnych wariantach wypowiadanych przez każdego z członków rodziny. Jednak to nachalne wręcz podkreślenie, mające zarysować ryzyko przynoszone przez porządek „naturalny”, nie mówi o rzeczach stricte biologicznych. Głupek nie jest przecież w sensie genetycznym synem Ćpuna i Ryby – dwójka bohaterów znalazła go w koszu jak Mojżesza i przyjęła pod swoją opiekę. „Naturalne” ograniczenie, wynikające z tego, że nosi się cechy „po kimś”, wynika więc u Górniaka z socjalizacji, przynależy do tego, co społeczne.
„Naturalny” jest zatem społeczny determinizm, znajdujący swoją estetyczną realizację w strukturze antycznej tragedii, w figurze fatum. Za istotny kontekst dla lektury Ćpuna… można uznać recenzję Halnego Igora Jarka, opublikowaną przez Górniaka w 2021 roku na łamach „Nowego Napisu Co Tydzień”. Górniak wskazywał w niej bowiem afirmatywnie na kilka cech konstrukcyjnych debiutu prozatorskiego Jarka, które zdaje się naśladować w swojej trzeciej książce. Wśród nich można wymienić równoległe prowadzenie narracji pierwszoosobowej z punktu widzenia różnych wykluczonych społecznie bohaterów, dążenie do upodmiotowienia opisywanych grup czy naginanie prawdopodobieństwa, mające podkreślać kreacyjny charakter literatury (stawiany w kontrze do roszczenia „sobie pretensj[i] do obiektywności raport[u] ze świata wykluczonych”).
Górniak-krytyk (wtedy jeszcze przed debiutem) chwalił Igora Jarka za rozwiązania narracyjne, które jego zdaniem dobrze pracowały na rzecz strategii pisania o biedzie i nieszczęściu w taki sposób, by uniknąć empatycznej wyższości. Ten cel – portretowania społecznych marginesów, nie patrząc na nie z góry – jest bowiem jednym z najważniejszych zadań stawianych sobie przez autora Trash story. I choć w swojej ostatniej książce Górniak postanowił realizować tę ambicję za pomocą narzędzi podobnych do tych, których użył Jarek w swoim debiucie, to jednocześnie zdecydował się na rozwinięcie ich w stronę, która dla autora Halnego byłaby nie do przyjęcia. O ile w książce Jarka rozmaite głosy splatały się w tragiczną historię ciążącą ku realizacji niechybnych wyroków losu (mimo starań poszczególnych bohaterów), o tyle u Górniaka cały tragizm zostaje zamknięty w życiorysie Ćpuna.
Mam w głowie cały korpus tekstów (o którym chciałam kiedyś napisać osobny tekst), skonstruowanych jak historia pierwszego z tytułowych bohaterów ostatniej książki Górniaka. W tych dziełach struktura narracyjna tragedii antycznej jest wykorzystywana do uchwycenia mechaniki przestępczości zorganizowanej. Wśród przykładów, obok wspomnianego już Halnego, mógłby się znaleźć film Pamfir (2022, reż. Dmytro Sukholytkyy-Sobchuk) i drugi sezon serialu The Wire (Prawo ulicy, reż. David Simon). Ostatnia powieść Górniaka zahacza o ten schemat, ale ostatecznie odbija w zupełnie inną stronę niż pozostałe wymienione przeze mnie teksty. W ostatecznym rozrachunku ucieka od deterministycznego splotu desperacji ekonomicznej i narkotyków, ale wykorzystuje go w jednostkowej historii bohatera.
Ćpun nie ma szansy skończyć szczęśliwie, symbolizuje bowiem ograniczenia zewnętrzne i wewnętrzne. Zresztą niekiedy nie sposób oddzielić tych pierwszych od tych drugich. Jak deklaruje w pewnym momencie Głupek:
Odpowiedzi na to pytanie dostarcza figura Głupka, który potrafi wymknąć się „naturalnemu” porządkowi przyszpilającemu Ćpuna. Syn jest rewersem ojca, „nowym testamentem” (jak nazwał to Górniak w rozmowie z Jagodą Gawliczek), nadzieją na przyszłość, strategią przetrwania. Jego naiwność pozwala mu kochać cały świat (patrz: monolog o miłości). Jego niewiedza na temat przeszkód i ograniczeń umożliwia mu ich przekraczanie.
Przez jakiś czas podczas lektury ostatniej książki Górniaka można odnieść wrażenie, że jest to powieść traktująca o horrorze długu. Fragmenty graficznie wyeksponowane za pomocą tzw. pisma pokemonowego (czyli naprzemiennego użycia dużych i małych liter) doskonale oddają przytłaczającą i przerażającą kondycję dłużnika:
Trudno powiedzieć, dlaczego Głupek nie ma podobnych problemów. Oczywiście jest dzieckiem/nastolatkiem, nie nadużywa narkotyków i nie miał raczej szans wpaść w pętlę długów. Dorasta jednak w biednym domu z Rybą, jego lodówka jest często pusta, wychodzi z domu bez śniadania, bywa zaniedbany. Pieniądze – zgodnie z realistycznym porządkiem wydarzeń – powinny być dla niego problemem. Górniak jednak nie stosuje wobec świata otaczającego Głupka takich samych kryteriów jak przy Ćpunie. Widać to doskonale w dwóch lustrzanych scenach skoncentrowanych wokół pieniędzy i jedzenia. W pierwszej z nich Głupek ma urodziny, a Ćpun chce spędzić z nim dzień i wręczyć mu prezenty. Zabiera go do restauracji i kupuje mu pizzę z colą za trzydzieści złotych. Sam jest potwornie głodny, ale ma bardzo ograniczony budżet, więc chce przeznaczyć wszystkie swoje środki na syna. W monologu ojca czytamy:
Zupełnie inaczej sprawa ma się z Głupkiem. Ten niezbyt dobrze sytuowany dzieciak w pewnym momencie w finale książki (gdy intensyfikuje się jego wychylenie w stronę tego, co możliwe) wraca ze szkoły, rozdaje po dwa złote dwójce bezdomnych, kupuje sobie wielką bułę z frytkami w budzie z fast foodem, a na koniec brakuje mu na bilet (ale i to udaje się rozwiązać szczęśliwym zbiegiem okoliczności). Wydaje więc lekką ręką w jedno popołudnie przynajmniej dziesięć–dwadzieścia złotych, których posiadanie w jego przypadku nie jest w żaden sposób uzasadnione. Dla Głupka kasa to najwyraźniej nie problem – po prostu ją ma, chociaż trudno powiedzieć skąd.
Żeby opisać tę kojącą ekonomię daru, której źródłem jest Głupek, Górniak musi świadomie zapomnieć o wszystkim, co sportretował wcześniej. Musi zdecydować się na przyjęcie naiwnej, pełnej nadziei perspektywy, która świadomie nie ogląda się na to, co trudne, nie chowa urazy i postanawia ignorować te strukturalne presje, które wyniszczyły Ćpuna. Trudno mi jednoznacznie ocenić ten pisarski gest. Z jednej strony Górniak szuka za jego pomocą sposobu przełamania społecznego determinizmu, skierowania się ku możliwej sprawczości – i jest to bez wątpienia ciekawe. Z drugiej strony trudno nie zarzucić mu, że idzie na łatwiznę. Przekonując w ostatnim rozdziale, że jeśli zapomni się o grawitacji, będzie można latać, decyduje się na ignorancję, świadomie zamyka oczy na prawo ciążenia. Chociaż chwilę wcześniej odnotowywał jego działanie.
Niezależnie jednak od politycznych czy społecznych wniosków, które wypływają z trzeciej książki Górniaka, nie sposób odmówić mu poważnego podejścia do literatury – zarówno od strony intelektualnej, jak i warsztatowej. Osobiście żałuję, że mniej osób dotrze do Ćpuna i Głupka niż do Dwóch powieści ruchu. Chociaż drugą i trzecią książkę autora łączy przepracowywanie konkretnego problemu za pomocą opozycyjnie skonstruowanych „awatarów”, to ostatnia powieść jest dojrzalsza i znacznie mniej pretekstowa niż poprzedni tytuł. Górniak rozwija się konsekwentnie i pozostaje jednym z najciekawszych młodych nazwisk na polskiej scenie prozatorskiej. Jednym z niewielu, z którymi można się nie zgadzać i wciąż chcieć dyskutować.