9/2025

Michał Memeszewski

Strzaskane reliefy

Zdecydowanie jednym z najciekawszych aspektów debiutu Dominiki Parszewskiej – późnego, bo opublikowanego ponad dziesięć lat od czasu pojawienia się autorki w „po‑łowowym” almanachu Biura Literackiego – jest jego rama konceptualno‑gatunkowa, dlatego zacznijmy od wyjaśnienia tytułowego terminu.

Czym jest kink‑meme? Gatunkiem fanfiction, tj. fanowskiej twórczości literackiej, opartym na tzw. promptach, czyli wyjściowych propozycjach dotyczących formy i treści, takich jak miejsce i czas, centralne postacie, rodzaj interakcji między nimi oraz gatunek literacki. Informacje te są publikowane na danym forum i na ich podstawie inna osoba autorska buduje fanfik, potencjalnie modyfikujący, ciekawie przetwarzający lub nawet do pewnego stopnia wykraczający poza punkt wyjścia. W takiej formie twórczości uwidacznia się kolektywność samej praktyki, typowa dla oddolnej kultury fanowskiej. Popularnymi „tagami” są między innymi modern Alternate Universe (AU), przenoszące postacie z ich pierwotnej narracji we współczesne warunki; fluff, charakteryzujący się lekką, pogodną i prostą fabułą; czy popularne na booktoku i bookstagramie enemies to lovers, czyli typ relacji pomiędzy centralnymi postaciami, która ewoluuje od antagonistycznej do romantycznej. Jako podrodzaj prompt‑meme, kink‑meme początkowo charakteryzowało się otwartą obecnością treści seksualnych, jednak jak w krótkim (i przydatnym) słowniczku umieszczonym na końcu tomiku informuje Parszewska, w pewnym momencie kategoria ulega rozmyciu. Erotyka przestała być definiującym kryterium, a określenie prompt‑meme wyparło kink‑meme jako nazwę gatunkową.

Tyle wstępu. Jaki użytek z tej ramy robi Parszewska? Fanfik jako forma literacka, przez sam tytuł tomu, jest oczywiście centralnym pojęciem dla Kink‑meme. Warto jednak przyjrzeć się bliżej temu, na jakich poziomach w książce realizują się nawiązania do internetowej kultury fanowskiej.

Po pierwsze: w rejestrze stylistycznym autorka otwarcie nawiązuje do pełnego anglicyzmów socjolektu, jaki wyłonił się na polskich i anglojęzycznych forach internetowych: „AU”, „safeword”, „domestic fluff”. Do specyficznych dla kultury internetowej zjawisk odnoszą się także pojęcia i zjawiska przywoływane w samych tekstach, np. „rule 34” wspominane w Aksolotlach – zasada, wedle której, jeśli coś istnieje, istnieją także nawiązujące do tego treści pornograficzne, nieważne, czy mowa o postaciach z animacji Disneya, siostrze Kim Jong Una czy potworach z Minecrafta.

Po drugie: wiersze Parszewskiej w tytułach wskazują na swoje prompty. W przypadku kilku miniatur rozbudowany prompt jest nawet zauważalnie dłuższy niż sam tekst, zredukowany do wypowiedzi pojedynczej postaci (jak w Siemowitowi sprawy państwowe wielkiej wagi nie pozwalają przyjechać na pogrzeb, Rzepicha klnie go przez Skype’a). Odsłaniając prompty stojące za danym tekstem, autorka z jednej strony ujawnia po części swój proces twórczy, z drugiej uwidacznia kategorie strukturyzujące konkretny wiersz. W jednym przypadku to sama autorka podsuwa czytelnikowi prompty, mogące mu posłużyć za punkt wyjścia dla własnej praktyki twórczej (Prompty dla czytelnika).

Po trzecie: wyobraźnię poetycką Parszewskiej zdaje się strukturyzować sam fanfik jako forma literacka prezentująca alternatywną względem pierwowzoru narrację, często przenosząca pierwotne postacie w inny kontekst (z zachowaniem jednak ich rysów charakterologicznych i rozpoznawalnych elementów biografii). Fanfikowość pozwala autorce na niekonsekwentną (choć konwencjonalną) zabawę z tradycją literacką i filozoficzną, na punktowe wykorzystanie archaizmów, ubieranie postaci w kostium (historyczny lub współczesny), przełamywanie (coraz miększych od kilkudziesięciu lat) granic między sztuką wysoką i niską, kulturą i popkulturą, na zdystansowany i często ironiczny humor, w końcu na dosyć jednak pesymistyczne komentarze na temat historii i teraźniejszości (Aksolotle: „żyjemy jak dzieci w ruinach miast”). Dzięki fanfikowości do jednego baru mogą wejść „Kmicic, Sephiroth i Iorweth”, dzięki temu podmiotka wiersza Zmizerykordiuj się nade mną może ustawić siebie i kochanka w sytuacji przesłuchania lub tortur (odpowiednio jako partyzanta, szpiega, terrorystę albo bojownika o wolność i oprawcę) i to dzięki temu tuż przed żartobliwą miniaturą („Nie umiem zabić / chińskiej biedronki. Czuję / się zdrajcą kraju”) znajduje się klasycystyczny poemat o psach gończych Akteona.

Kink‑meme to więc tomik bardzo zróżnicowany, i to zarówno jeśli chodzi o pole nawiązań kulturowych oraz zasoby językowe, jak i na płaszczyźnie poetyki i tematyki. Znajdziemy tu klasycystyczny poemat (Móc wylizać ci ręce), humorystyczne gnomy, miłosne wyznania, ironiczne komentarze historyczno‑polityczne (Rozbiór*: „Safewordem na dzisiaj jest liberum veto / i mamy nadzieję / że tym razem lepiej się to skończy”) czy reinterpretacje historii biblijnych korzystające ze stylistyki Pieśni nad Pieśniami (Paraklausithyron: „Jestem strumieniem bez łani”). Wszystko to inkrustowane bardziej lub mniej zakamuflowanymi cytatami i odniesieniami oraz napisane bardzo sprawnie pod względem warsztatu poetyckiego.

Dlaczego więc jest to tak nudna książka?

Zarówno w dotychczasowych recenzjach Kink‑meme, jak i laudacjach gremiów jurorskich podkreślano elementy rzucające się w oczy po pierwszej lekturze: sprawny warsztat, estetyczne zróżnicowanie, ciekawą ramę konceptualną. Na dłuższą metę debiut Parszewskiej to jednak książka niesatysfakcjonująca, zaskakująco mało interesująca. Jak sądzę, problem wynika z pojedynczej przyczyny: zwornikiem, który spaja książkę i do którego sprowadza się spora część wierszy, jest kontestacja „ponowoczesnej kondycji”, i to w wydaniu dobrze już rozpoznanym i wyeksploatowanym przez ostatnie kilka dekad. Po raz kolejny mamy do czynienia – choć tym razem w lekkim, na poły ironicznym i często humorystycznym wydaniu – ze światem wydarzającym się na ruinach, odłamkach tradycyjnej kultury (Aksolotle: „żyjemy jak dzieci w ruinach miast, / zbieramy odłamki, strzaskane reliefy, podpalone stronice”), rozbitej przez traumatyczne doświadczenie fiaska zachodniego projektu cywilizacyjnego („Prompt: alternate universe fic, gdzie cywilizacji Zachodu wszystko się udaje; […] Mój pradziadek w Oświęcimiu, a twój w Wehrmachcie”), ze światem po końcu historii, w którym niemożliwe jest skonstruowanie nowych form podmiotowości (Dawid: „Powtarzałem słowa, / zawikłane wersy wieków i uczonych […]. Powtarzałem słowa, / aż stawały w ustach gliną”). Rzeczywistość wierszy Parszewskiej poddaje się tej sile (późnej) nowoczesności, która sprawia, że wszystko, co stałe, rozpływa się w powietrzu („[…] padał / czasem śnieg, który łowiłem dłońmi, / w których zaczynał nie istnieć”), która puste miejsce po wielkich narracjach i tradycyjnych formach życia społecznego zastąpiła strukturami rynkowymi (młody republikanin w centrum handlowym: „rozpaczliwie próbuje sensów / targ centrum miejsce spotkań dziki kapitalizm […] / coś tam jeszcze”), a język stracił możliwość reprezentowania rzeczywistego doświadczenia (Mam utopca w basenie, jest bardzo miły / i użyteczny – utrzymuje basen w czystości / zupełnie za darmo (to tytuł całkiem nie na temat)*: „i wszystkie słowa się rozpadną, rozpłyną, / jak namokły papier”). To świat, w którym pamięć jest o tyle atrakcyjna, o ile może zostać zseksualizowanym kostiumem wykorzystywanym przez społeczeństwo, rozpaczliwie zapełniające wyrwę po fiasku modernizmu seksualnością („Widzisz, my żyjemy, to już pretekst do porno – rule34, skarbie. […] seksualność traktujemy z atencją – jak dorośli honor”). Światem, w którym Pan nas opuścił (w którym to my go zabiliśmy?), choć mamy nadzieję, że wróci – motyw ten zresztą przewija się przez cały tom, począwszy od drugiego w książce tekstu Móc wylizać ci ręce („Gdzie jest nasz pan? Puste teraz pokoje”), przez wiersze takie jak Paraklausithyron („Pan po nas wróci, / jak się po zapomniany wraca płaszcz”) i Tak uwielbiam maszerować (zwłaszcza w słusznej sprawie) („dla nas, po nas, po top świata, / nawrót Pański”), po jeden z ostatnich zawartych w książce kawałków, Rzeczywistość to nie trauma, to dar („Rana nie jest zbrodnią, / a stworzeniem bożym. / Od Pana pochodzi i w nim ma mieszkanie”).

Kink‑meme jest książką rozczarowującą właśnie dlatego, że ciekawą ramę konceptualno‑gatunkową i sprawny warsztat oraz oferowane przez nie możliwości wykorzystuje do kontynuowania pesymistycznego dumania nad postmodernizmem. Z tej perspektywy rozmaitość postaci i nadprodukcja mniej lub bardziej jawnych nawiązań (w tym, jak wskazuje sama autorka w odpowiedzi dla portalu zamekczyta, „pokrętne i jedenastokroć ukryte” aluzje do lore’u serii gier The Elder Scrolls) służą jedynie do odtwarzania ponowoczesnej konstatacji o rozpadzie tradycyjnych struktur kulturowo‑społecznych i warunkujących je narracji, a także o spacyfikowaniu oryginalnego geniuszu przez „masy”. Wallenrod trafia do modern AU i okazuje się, że bunt nagle staje się pusty, oderwany od warunkującej go narracji, teraz zastąpionej przez popową muzykę (Prompt: Wallenrod, romantyzm, modern AU). Czy nie słyszeliśmy podobnych kawałków zbyt wiele razy, by ten chwyt nadal zachwycał?

Być może jest to po prostu debiut spóźniony. Jak stwierdza sama autorka w rozmowie na łamach „Kuriera Szczecińskiego”, wiersze z Kink‑meme powstawały przez lata, być może prawie dekadę temu podobna dykcja byłaby ciekawsza. Dziś lepiej spróbować ją przekroczyć. Cytując finałowego Katechona – chyba jedyny wiersz, który zamiast konstatować stan bieżący, rozważa kolejne możliwości – może najwyższa pora: „cofnąć stopę / spomiędzy drzwi”.

Paradoksalnie najciekawsze okazuje się to, czego dotychczas w komentarzach dotyczących twórczości Parszewskiej nie wysuwano na pierwszy plan, tj. wątek klasycystyczno‑biblijny i związane z nim motywy religijne. Tym bardziej że mówimy o jednej z niewielu dostrzeżonych przez mainstream autorek przyznających się (w tym wypadku w rozmowie dla „Dwutygodnika”) do sympatyzowania z „nauką społeczną Kościoła katolickiego”, co tłumaczyłoby zresztą także zastanawiającą nieobecność, poza Aksolotlami, tematyki queerowej, dominującej przecież w społeczności fanfiction (jak wskazuje szybka kwerenda na stronie witryny Archive of Our Own, samych fanfików o tematyce gejowskiej jest dwukrotnie więcej niż heteronormatywnych). W każdym razie Kink‑meme działa najlepiej, gdy odsłania swoją wiarę i przefiltrowuje ją przez prozaiczne detale („[…] rękawiczki, guzik, / nietrafiony prezent, / którego nie wypada zostawić, / chociaż się pragnie, tak bardzo”) – gdy dystansuje się od ironii, a zbliża do psalmów, poezji biblijnej, jak w jednym z moich faworytów, Lisie Filistynów:

Lisku, lisku, listku.

Ten zmierzch jest lisi

i ty jesteś zmierzchem.

Masz słońce u ogona,

a przed sobą ciemność.


Lisa można odczytywać jako nawiązanie do lisów, które Samson wykorzystał do podpalenia pola Filistynów: „Następnie wypuścił lisy na filistyńskie pola, na których stało jeszcze zboże. Podpalił wszystko – zarówno snopy, jak i niezżęte zboże, a także winnice i sady oliwne” (Sdz 15,5). Jednak nawet i tu dominuje wyobraźnia katastroficzna, chociaż w finałowym wierszu podmiot zdaje się godzić na nadejście apokalipsy – by historia mogła się dopełnić.

Dominika Parszewska: Kink‑meme.
WBPiCAK, Poznań 2024, s. 50.
WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.