W swoich Wyznaniach twórcy pokątnej literatury erotycznej Jerzy Pilch opowiadał, jak to na początku lat osiemdziesiątych, „w płytkim mroku godziny policyjnej”, grywał z przyjaciółmi w osobliwą grę: kto chciał w niej uczestniczyć, musiał podać tytuł najbardziej, jego zdaniem, podniecającej książki i pikantnie ją streścić. „Dzieła wywołujące zaledwie dreszczyk emocji, mgiełkę pożądania lub też niejasne uczucie tęsknoty za czymś nieokreślonym przegrywały. Zwyciężały te, które zmuszały do aktywnego współudziału. Magia jakich to utworów sprawiała, iż sięgało się w okolice własnych obszarów erogennych? Oto było pytanie, na które każdy uczciwie grający i pragnący zwyciężać musiał odpowiedzieć”.
*
Jako rówieśnik Pilcha należę do pokolenia, które życie erotyczne zaczynało zazwyczaj późno, w siermiężnym socjalizmie znanego z pruderii Władysława Gomułki (mówiono, że na widok dekoltu aktorki Kaliny Jędrusik rozbił w domu telewizor…). Choć wydaje się to dziś niewiarygodne, prawdą jest, że do szesnastego roku życia nie widziałem zdjęcia nagiej kobiety. Gdzie niby mógłbym je zobaczyć? Pewnie w „Playboyu”, ale nie znałem nikogo, kto miałby stary numer tego magazynu, a nowy trzeba byłoby kupić na Zachodzie, ryzykując, że celnicy zarekwirują kontrabandę. Nikt zresztą ani z mojej rodziny, ani z bliższych znajomych na Zachód nie wyjeżdżał. Zdjęcia nagiej kobiety, ma się rozumieć takiego, które poraziłoby mnie dosadnym realizmem, próbowałem więc szukać w medycznych księgach. Najciekawsza, jaką w domu znalazłem – Lekarz ratujący zdrowie, kompendium wiedzy z roku 1928 – roiła się od fotografii różnych części kobiecego ciała naznaczonych piętnem nieznanych mi chorób. Jednak zdjęcia przedstawiającego nagą kobietę w całej jej okazałości nie znalazłem ani jednego. Nawet rozdział Wodolecznictwo, zilustrowany wizerunkami kobiet w „kąpieli tułowia”, „kąpieli siedzącej” czy „pół‑kąpieli z polewaniem” nie spełnił moich oczekiwań. Nagą kobietę, owszem, można było zobaczyć siedzącą na krzesełku w aparacie do „kąpieli parowych”. Aparat miał kształt walca – jego przezroczyste ściany pozwalały zajrzeć do środka. Ale ciało kąpiącej się było amorficzne, ledwo naszkicowane, i to przerywaną kreską. Nic dziwnego, że przy takim wizualnym ubóstwie w moim samotnym życiu erotycznym obraz długo jeszcze wyprzedzały słowa. Pod narastającym ciśnieniem hormonów czytanie książek w poszukiwaniu pożądanych „momentów” rozbudzało wyobraźnię.
*
We wspomnianych Wyznaniach… Pilch zamieścił listę podniecających utworów literackich, która liczyła pięćdziesiąt siedem pozycji. Oczytanie i wyrafinowany gust autora bardzo mi imponowały. Ze wstydem przyznaję, że niektórych tytułów z jego spisu do dzisiaj nie przeczytałem i nic zgoła o nich nie wiem (Mika Waltari Egipcjanin Sinuhe, Mieczysław Srokowski Kult ciała, Gabriele D’Annunzio Dziewice na skale, Sigrid Undset Olaf, syn Auduna). Nigdy bym też nie przypuszczał, że do sięgania w okolice własnych obszarów erogennych może skłonić lektura Cichego Donu Michaiła Szołochowa, Wiernej rzeki Stefana Żeromskiego czy Listów do Jerzego Lubomirskiego Zygmunta Krasińskiego… W spisie Pilcha zabrakło mi natomiast opowiadania Lwa Tołstoja Diabeł. Jego bohater – Eugeniusz Irteniew, młody dobrze wykształcony dziedzic, właściciel ziemski – nawiązuje w swym majątku seksualne stosunki z rozbuchaną, szeroką w biodrach dziewczyną ze wsi. To, co z nią robi nie dla rozpusty, ale „dla zdrowia i zachowania swobody umysłu”, z czasem staje się wyniszczającą go psychicznie żądzą. Diabelską pułapką, w której tkwi nawet po ślubie z oddaną mu kobietą. Opowiadanie ma dwa zakończenia. W pierwszym dziedzic popełnia samobójstwo, w drugim – zabija kochankę. W obu przypadkach lekarze uznali, że chociaż miał poczucie winy i wiele zdrowego rozsądku, musiał być umysłowo chory. „Istotnie – czytamy u Tołstoja – jeżeli Eugeniusz Irteniew był chory umysłowo, to wszyscy ludzie są tak samo chorzy umysłowo, a spośród chorych umysłowo najbardziej chorzy niewątpliwie są ci, co w innych widzą objawy obłędu, których w sobie nie widzą”.
*
U schyłku panowania Gomułki najbardziej podniecającą książką miał być u nas, jak chodziły słuchy, Ulisses Jamesa Joyce’a w przekładzie Macieja Słomczyńskiego. Państwowy Instytut Wydawniczy zaryzykował wysoki nakład książki (czterdzieści tysięcy egzemplarzy), który rozchwytano w mgnieniu oka. Do dzisiaj pamiętam zazdrość, jaką budzili szczęśliwi nabywcy paradujący po Nowym Świecie z grubym tomem w niebieskiej okładce. Wielu z nich rychło przeżyć miało rozczarowanie. Ulisses, okrzyczany był rozpasaną pornografią, tyle że pół wieku wcześniej. Paryskie pełne wydanie książki ukazało się w roku 1922. Egzemplarze przemycane do Anglii i Stanów Zjednoczonych konfiskowano i palono. Dopiero w 1933 roku amerykański sędzia Woolsey zezwolił na publikację całej powieści Joyce’a w USA. Na uniwersytetach stała się tam lekturą zalecaną jako osobliwa parodia Odysei, książka eksperymentalna, hermetyczna, trudna. W PRL pod koniec lat sześćdziesiątych nie Ulisses zatem budził wstydliwe rozkosze wyposzczonych erotycznie czytelników, ale anonimowy Pamiętnik Matyldy – nowela pornograficzna przepisywana w szesnastokartkowych zeszytach i sprzedawana nielegalnie na bazarach. Narrator Wyznań… Pilcha ma przez chwilę zamiar sam zająć się rozprowadzaniem po kraju zeszycików zawierających „schludnie i czytelnie przepisane historyjki albo jeszcze lepiej, humoreski erotyczne”. Z czasem na bazarach zaczęły pojawiać się takie historyjki odbijane na powielaczu. Do najbardziej wyuzdanych należała bezsprzecznie Lubieżna Rita. Sam początek utrzymany w młodopolskim stylu był jeszcze niewinny: „Leżała na miękkim fotelu w dyskretnym cieniu różowego światła dużej lampy. Reszta sporych rozmiarów pokoju pogrążona była w mroku. Tylko to jądro światła i kształt młodej kobiety spoczywającej w pozie pełnej relaksu przyciągał uwagę. Lekki wiatr płynący od okna poruszał zasłony i dawał chłód. Twarz Rity była rozmarzona, a rozchylone usta między rzędem białych zębów zaciskały koniuszek spiczastego, różowego języczka”. Ciąg dalszy to już pornografia pełną gębą. Znawcy literatury spierali się, który ze współczesnych autorów mógł w celu zarobkowym utwór ten napisać. Najwięcej głosów padło bodaj za Romanem Bratnym.
[…]
[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]