10/2025

Joanna Łępicka

Kiedy byłam duchem, żyłam jak człowiek,

naciskałam przyciski swojej luźnej duszy

raz i raz, i drugi, by jej pieśń nie darła się

ze mnie swoim świńskim wężowym językiem.

Żeby diabeł we mnie nie wychodził sam,

długie podłużne wieczory lizałam jego

poskręcane podbrzusze, ale tonka i cierń

budziły go zapachem powtórzeń, jeszcze,

jeszcze raz, niską, chłodną, męczącą drogą

prawej dłoni trzymałam lewą stronę siebie

wywiniętą w widmowym obrysie. W biurze

diabeł szczypał moją duszę, wpuszczał do

środka głośne wibrujące gniazdo – ten rój rodził

miód, żeby dostać coś za darmo, pocałunek albo

przeprosiny z derenia i gryki. Kto mu dał to złe

złoto, gdy tak potrzebujemy pieniędzy, pytałam,

a on chował się w każdym kącie święta,

wnosił na kopytach pełno błota nieba,

kiedy groch i żal i moja nowina

były jeszcze, jeszcze.

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.