10/2025

Piotr Makowski

Otarcia (fragmenty)

Niedźwiedź
Szybki i zwinny, spokój jak u kota, ale postawa i sylwetka prawdziwie niedźwiedzia. Wzbudza strach albo przynajmniej respekt. Niedźwiedź ma imię i nazwisko, ale dla większości na Klubie to pan trener. Starsi stażem mogą mówić do niego na ty i Andrzej zalicza się do tej grupy. Nie korzysta z tego przywileju, nie odważyłby się. Za to poza Klubem łatwo przychodzi mu: Niedźwiedź.

Historia Niedźwiedzia jest krótka. Najpierw sam był zawodnikiem i to ze sporymi osiągnięciami w lidze i na szczeblu mistrzowskim (w kraju). Później zrobił papiery i został na Klubie szkoleniowcem. Niedźwiedź rano ma treningi jeden na jeden, w ciągu dnia prowadzi Klub, a w weekendy dorabia jeszcze jako ochroniarz na mieście, ale bardziej jako koordynator, a nie zwykły bramkarz. W soboty na porannym treningu Niedźwiedź jest jak po zimowym śnie. O Niedźwiedziu na mieście krążą legendy.

Pierwsza Legenda o Niedźwiedziu: odwija z lewej tak szybko, że ten poskładany nawet nie wie, kto go ubił.

Druga Legenda o Niedźwiedziu: jednym ciosem potrafi połamać naraz oczodół, nos, kość policzkową, przestawić szczękę.

Trzecia Legenda o Niedźwiedziu: nie czeka na psy, zostawia ofiary związane linką jak w intro do animowanego Batmana i znika.

A jeśli Niedźwiedź naprawdę jest Batmanem? Plama potu na jego koszulce ma zawsze kształt Bat‑Symbolu.

Kuleczka poci się na Myszkę Miki.

Ksywy
Kuleczka, Łysy, Mini Wałujew, Groźny, Bawełna, Długi Ukrainiec albo po prostu Długi lub Ukrainiec, Wasyl, Szop, Tygrys, Krawiec, no i Wielki. Ksywy na Klubie są raczej proste – pierwsza cecha, którą dostrzega reszta, i jest. Andrzeja długo nazywano Stękałą, bo jak nie dawał już rady tssykać, to zaczynał stękać jak tenisistka w TV.


Lekcje oddychania
Zasada jest prosta: ciosy zadaje się i przyjmuje na wydechu. Tak mówi Niedźwiedź. Niedźwiedź dodaje, że trzeba tssykać. Tssykają według niego najlepsi. Mówi: jak włączysz walkę w telewizji i trafisz na ten moment, że Kostyrze kończy się pomysł na komentarz, to usłyszysz to tss, tss, tss przy każdym ciosie, bloku, uniku. To ułatwia kontrolę oddechu: wdech, wydech, wdech, wydech. Szybkie wdechy i jeszcze szybsze wydechy: tss, tss, tss.

(Przy większym zmęczeniu to coraz trudniejsze i niektórzy wtedy w ogóle ciągną na bezdechu. Andrzej zaczyna stękać).

Po rundzie najpierw najlepiej zacząć od krótkich i płytkich wdechów, aż ciało trochę się uspokoi. Dopiero wtedy można zacząć głęboko, ale nie łapczywie połykać powietrze i powoli, coraz wolniej je wypuszczać, spowalniając w ten sposób pracę serca.

(Andrzej lekcje o oddychaniu odrabia regularnie od zawsze, nawet teraz ma u Niedźwiedzia powtórki).

Na Klubie 1
Trenują trzy razy w tygodniu; poniedziałek, środa, piątek. Opcjonalnie jest też sobota, to treningi dodatkowe dla tych, którzy na poważnie podchodzą do tematu. Oprócz tego warto dwa, trzy razy w tygodniu robić siłkę, rano coś w domu, minimum to pompki.

Na Klubie po niektórych talent widać od razu. Niektórzy mogą trenować latami, a i tak nic z nich nie będzie. Takich Niedźwiedź lekceważy. Pojawiają się też tacy, którzy pokazują, że bardzo im się chce – im Niedźwiedź daje kredyt zaufania, bierze ich na tarcze.

Tarcze są osobno płatne, ale to grosze. Pierwszy lepszy trener personalny to dwieście złotych za nic, a tutaj jest specjalista, który naprawdę czegoś uczy, i bierze za trening tyle co nic. Dziesięć złotych za tarcze na koniec treningu. Pięć dych za dodatkowy trening, czyli taki, na który trzeba się umówić poza oficjalnymi godzinami funkcjonowania Klubu.

W piątki na Klubie są sparingi i najczęściej ma być lekko, a potem jest napierdalanka. Na Klubie dużo czasu spędza się razem, dużo ze sobą gada, ale bez detali. Maksimum to kto gdzie robi i co robi, pokazywanie memów w komórce, komentowanie ostatnich walk w TV, predykcje wyników nadchodzących. Ludzie na Klubie niewiele o sobie wiedzą. Ale też wiedzą o sobie wszystko.

Imię
To oczywiste, że Andrzej otrzymał imię po Gołocie.


Na Klubie 2
Po sparingu wszędzie otarcia. Na przedramionach i bicepsach, na barkach i plecach. Takie otarcia nie bolą od razu, dostrzega się je następnego dnia, pod prysznicem albo w ogóle już w lustrze i dopiero wtedy zaczynają dokuczać. Są też otarcia na twarzy, gęba rysuje się jak papier. Podbite oczy, połamany nos, pęknięte łuki brwiowe to normalka. Andrzej jeden docisnął wacikiem i okleił głowę taśmą, żeby w nocy się nie otworzył.

W pracy wszyscy wiedzą i nikt nie zadaje pytań, gdy w poniedziałek Andrzej przychodzi z pizdą pod okiem, ale na spotkaniach z klientem musi się tłumaczyć. Po pierwsze, bokser to jest pies, ja jestem pięściarzem.

Rytuały
Najpierw zakładać lewy but, ale sznurować prawy. W wypadku pomyłki ściągnąć oba i zacząć od nowa. Przed sparingiem wiązanie owijek zaczynać od prawej dłoni. Wsuwać najpierw lewą rękawicę, przy prawej poprosić o pomoc trenera/sparingpartnera.

Każdy ma etap, gdy w takie voodoo wierzy, każdy układa własne rytuały. Później większość olewa. Żadna różnica, od którego buta czy rękawicy się zacznie. Są dwa buty i dwie rękawice i lepiej w ringu mieć komplet, to takie proste. Mike Tyson raczej nie miał rytuałów, przecież to głupie.

Bandaże i owijki to to samo
Najlepiej wyprać i zwinąć na długo przed treningiem. Rozprostują się wówczas, rozprasują, nie będą się plątać na dłoni. To wytrąca z równowagi, odciąga uwagę i potem walka już nie idzie. Ale to nie rytuał, to jest prawo.


Zarządzanie bólem
Bandaż jest za krótki, żeby wszystko odpowiednio chronić. Po kilkudziesięciu praniach traci elastyczność, nie trzyma dłoni tak jak trzeba. Potem są kontuzje, obowiązkowe przerwy. Można jeszcze podłożyć pod bandaż gąbkę, na przykład przecięty na pół Spongym. Na Klubie zapytają wtedy: umyłeś już naczynia?


Wymówki
Odpuszczają wszyscy regularnie. Na jakiś czas. I raz na jakiś czas. Dorosłe życie – mówią. To jest ich wytłumaczenie, każdy wypowiada je na swój sposób.

Byłem na dalekich Niemcach, nie dam dziś rady.

Jestem po nocce.

Mam firmową imprezę.

Rocznica zaręczyn.

Zachlałem.

Czuję się jakoś tak chujowo, po prostu.

Muszę jechać do Ikei.

Boli mnie głowa.

Muszę posprzątać chatę.

Na bramce trochę przesadziliśmy.

Coś sobie naciągnąłem.

Pies jest chory.

Nikt mnie nie kocha.

Torba
Na siłkę można spakować się do plecaka, biegać można tylko z telefonem. Ale na Klub nawet plecak to za mało. Konieczna jest torba, w której zmieści się sprzęt: rękawice, najlepiej dwie pary, buty, spodenki i koszulka, kask, szczęka, suspensorium i skakanka, a także bidon i ręcznik. Dobrze mieć osobną kieszeń na rzeczy mokre od potu. To przydaje się w drodze powrotnej.

Większość pakuje torbę tuż przed treningiem, ale niektórzy chodzą z torbą od rana do wieczora. W tym wypadku potrzebna jest jeszcze większa torba, bo do listy powyżej dochodzi jeszcze shaker z białkiem, pudełka z jedzeniem, suple na cały dzień, nawet służbowy laptop.

To sporo waży i odejmuje od mobilności. Tak ich można rozpoznać, pięściarzy. Chodzą z torbami przez miasto. Niektórzy wożą torbę w bagażniku.

Worki
Na Klubie wszystko jest dobrze pomyślane. Uderza się rundę w worek, odpoczywa, przesuwa się w prawo do następnego worka na kolejną rundę i tak dalej. Każdy worek jest inny. Worki są cięższe i lżejsze, twardsze i bardziej miękkie, klasyczne i wyprofilowane. Wypełnione szmatami, granulatem albo wodą. Od tego, w jaki worek się bije, zależy, jak się bije.


Niedźwiedź 2
Na Niedźwiedzia raz zrobili najazd w kominiarkach i na Klubie mówi się, że jak ludzi kupa, to i karateka dupa. Było ich minimum dziesięciu, a Niedźwiedź i tak większość uziemił, zanim go zglebowali i potraktowali z buta. Gdyby był wtedy trochę młodszy, to nie mieliby szans, a tak to jednak oberwał.


Na Klubie 3
Każdy trener ma inną metodologię, każdy puszcza inną muzę. Na pierwszej grupie trener Pawlak włącza Depeche Mode. Wieczorna grupa Niedźwiedzia to AC/DC, to muzyka z filmów o sportach walki i sztukach walki. Sporty i sztuki walki to różne rzeczy. Jest jeszcze grupa wyłącznie rekreacyjna i tam leci elektro. Były też próby z aeroboksem dla kobiet, nieudane. Tam leciała Britney albo Michael.


Kuleczka
Gdybyś miał być miastem, byłbyś Wrocławiem w dziewięćdziesiątym siódmym, tak Cię zalało – mówi Andrzej Kuleczce.


Na Klubie 4
Raz na jakiś czas na Klub przychodzą koksy. W grupach po dwóch, trzech albo w liczbie pojedynczej. Typowa siłka i zastrzyki w pośladek potrafią się znudzić. MMA w necie potrafi za to zachęcić. Koksy od razu chcą sparować, cel to zawsze sprawdzić się.

Koks: bicepsy jak piłki lekarskie, plecy jak szafa Pax, klata jak przystanek autobusowy na przedmieściach.

W drugim narożniku Kuleczka: sto sześćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, sto piętnaście kilogramów masy ciała. Wielokrotny mistrz regionu w półciężkiej, zanim do końca pojebały mu się hormony i jelita. Tylko – koks tego nie wie. Koks myśli: łatwa plansza, jak trafię grubego, to go zajebię na miejscu.

Dalej zawsze jest identycznie. Okazuje się, że koks nawet jak coś potrafi, to po chwili prawie umiera. Dotlenić całe to mięso to mission impossible. Kuleczka jest szybki, zwinny, dobrze bije: doskok, kombinacja, odskok. Wejście, wyjście, szybkie ciosy po zwodzie. W pierwszej rundzie Kuleczka ustawia sobie koksa, w drugiej ma go już rozpracowanego, w trzeciej nie ma litości. Koks próbuje złapać całe powietrze świata, jego serce wykonuje gigantyczną pracę. Wszystko na darmo – koks zbiera na ryj każdą kombinację Kuleczki.

Koks siada na ławce, mówi, że on już dzisiaj pas, pójdzie jeszcze może pobić w worek.

Po treningu wychodzi z Klubu i nigdy nie wraca. Wraca na siłkę, do kumpli i sztangi, do hantli i rutyny masa‑rzeźba, pasa kulturystycznego, testosteronu w strzykawie, MMA na komórce.

W szatni po takim pokazie umiejętności wszyscy przybijają Kuleczce piątkę.

[…]


[Dalszy ciąg można przeczytać w numerze.]

WYDAWCA:
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
©2017-2022 | Twórczość
Deklaracja dostępności
error: Treść niedostępna do kopiowania.