Tymczasem Mackiewicz w swoim wyborze idzie pod prąd. Wbrew samemu Łukasiewiczowi stara się ukazać jego dorobek krytyczny jako szeroko zakrojony i spójny w założeniach projekt syntezy literatury Polski Ludowej, rozwijany na przestrzeni tekstów publikowanych od czasów poodwilżowych aż do końca życia krytyka. Redaktor tomu, obierając za centralne punkty odniesienia tytułowe metafory „kroku” i „rytmu”, zaczerpnięte z książki Łukasiewicza Rytm, czyli powinność (1993), oraz eksponując pojęcie uniwersalizmu (przy jednoczesnym zachowaniu charakterystycznego dla Łukasiewicza ukierunkowania na to, co osobiste i arbitralne), podejmuje próbę ukazania, w jaki sposób krytyk za pomocą wspomnianych metafor i pojęć porządkował polską przedtransformacyjną literaturę.
Już teraz chcę zaznaczyć, że w moim odczuciu nadrzędny cel Kroku…, czyli ukazanie Łukasiewicza jako twórcy syntez krytycznoliterackich, został zrealizowany. Przy czym interesujące są dla mnie konsekwencje przyjęcia właśnie takiego klucza doboru tekstów przy układaniu antologii. Istotne jest bowiem, które elementy korpusu pism wrocławskiego krytyka Mackiewicz pomija. Ma to znaczenie również dlatego, że – co zresztą zostało podkreślone w nocie edytorskiej – tom składa się niemal wyłącznie z przedruków. Co więcej, są to przedruki nie tylko tekstów publikowanych pierwotnie w czasopismach (takich jak „Odra” czy „Więź”), lecz także szkiców, które znalazły się już wcześniej w wydaniach zbiorowych. Tak pomyślany dobór tekstów unaocznia czytelnikowi jeszcze bardziej, że Krok… jest publikacją mającą na celu zaproponowanie nowej lektury potencjalnie znanych już esejów Łukasiewicza. Jedynym wyjątkiem jest tutaj zamykający antologię apendyks, w którym znalazł się niepublikowany fragment, zaczerpnięty z nieukończonej nigdy książki o Mickiewiczu.
Pozostałą część tomu stanowią wyłącznie szkice poświęcone literaturze opublikowanej przed rokiem 1989. Są one pogrupowane nie chronologicznie, a problemowo. Książkę otwiera dział Szkice programowe, zawierający eseje z lat 1958–1971; uwzględniający nie tylko same wypowiedzi metakrytyczne, lecz także prace interpretacyjne, których wybór ma za zadanie uwydatnić najważniejsze dla Łukasiewicza kategorie. Następnie pojawiają się rozdziały zbierające teksty dotyczące realizmu socjalistycznego i jego krytyki (Podmiot przeciw doktrynie); kwestii narodowościowych i historiozoficznych (Polskość, historia) oraz, w końcu, kluczowej dla krytyka poezji i prozy Grochowiaka (Przyjaciel Grochowiak). W Kroku… dominują te spośród tekstów Łukasiewicza, w których zajmuje się on przede wszystkim twórczością pisarzy dobrze usytuowanych na scenie literackiej Polski Ludowej. To o tyle przewrotne, że na przykład w nocie do tomu Republika mieszańców (1974) sam krytyk przekonywał, iż brak w książce niektórych istotnych pisarzy, a zarazem obecność twórców bardziej marginalnych stanowią w istocie realizację przyjętych założeń.
Krok… oscyluje tymczasem wokół szkiców o twórcach, takich jak – poza wspominanym Grochowiakiem – Teodor Parnicki, Adam Ważyk, Miron Białoszewski czy Zbigniew Herbert. Próżno tutaj szukać nazwisk znacznie słabiej rozpoznanych, a interesujących Łukasiewicza (przed transformacją stanowiących przedmiot jego systematycznych lektur, relacjonowanych „na bieżąco”), choćby Władysława Lecha Terleckiego, Czesława Sobkowiaka, Jerzego Zawieyskiego i wielu innych, często związanych z opozycją katolicką, pisarzy. Co jeszcze bardziej wyraziste, w zbiorze nie ujawnia się również szerzej zainteresowanie Łukasiewicza (podkreślone z kolei w tomie Kąt widzenia) literaturą lat dziewięćdziesiątych i powstającą już po roku 2000.
Pominięcia te znajdują jednak uzasadnienie w przyjętych przez Mackiewicza założeniach towarzyszących doborowi tekstów. Zaproponowany tutaj obraz Łukasiewicza to, jak wspominałam, obraz krytyka systematyzującego okres raczej już zamknięty, z utrwalonymi (lub przynajmniej utrwalającymi się) hierarchiami oraz możliwymi do poddania rewizji narracjami. To ostatnie zagadnienie jest zresztą omawiane w zebranych tekstach również na poziomie teoretycznym, zwłaszcza w słusznie zamieszczonych przez Mackiewicza zaraz obok siebie esejach o motywach sztuki polskiej w twórczości Mieczysława Jastruna oraz o Przedwiośniu Stefana Żeromskiego i Popiele i diamencie Jerzego Andrzejewskiego. Wspólnym mianownikiem tych szkiców jest namysł Łukasiewicza nad mechanizmami kanonizacji w kontekście polityki historycznej i kulturalnej PRL. Mackiewicz nie decyduje się również na uwzględnienie krótkich, rozproszonych wypowiedzi, koncentruje uwagę na tekstach konceptualnie złożonych – po to, by pokazać, jak cały zebrany korpus oparty jest na swoistej dla Łukasiewicza wizji uprawiania krytyki. Odosobnione nie są pod tym względem także wspomniane fragmenty o Mickiewiczu, które mimo tematycznej odrębności łączą się z pozostałymi esejami personalistycznym przekonaniem o znaczeniu własnej, odbiorczej (i podatnej na zmiany) wizji danego autora. Zamieszczenie szkicu o romantyku w tym tomie wydaje się mieć za zadanie – oczywiście poza samym przedstawieniem tego tekstu czytelnikom po raz pierwszy – potwierdzić stałość tego przeświadczenia u Łukasiewicza.
Warto również zauważyć, że zaprezentowany wybór pozwala dostrzec w eseistyce Łukasiewicza poboczne, lecz interesujące wątki, na które redaktor tomu nie zwraca szerzej uwagi w posłowiu. Jednym z takich tematów jest bez wątpienia podejście krytyka do dykcji awangardowych i neoawangardowych. O ile Mackiewicz – nie bez słuszności – wiąże Łukasiewicza raczej z namysłem nad polską tradycją literacką (w tym z zainteresowaniem romantyzmem i zagadnieniem narodowości literatury) oraz dialogiem z rodzimą przeszłością, o tyle w samym już wyborze tekstów nie brakuje odniesień do awangard, w tym ich związków z sytuacją polityczną. W szkicu W stronę „szmaciarzy” pojawiają się choćby wzmianki o „Zwrotnicy” i Julianie Przybosiu, wpisanym przez Łukasiewicza w (przeciwstawioną twórczości „bohaterskiej”) linię poetyckich – jak to określa krytyk – „szmaciarzy”, twórców o krytycznym nastawieniu wobec rzeczywistości, zarazem skromnych i nieufnych. Słowem: mających realizować nie model poetyckiego kapłaństwa, lecz wzorce humanistyczne. To skojarzenie rehabilitacji humanizmu z programami społecznymi przedwojennej awangardy nie jest odosobnione. Łukasiewicz w tym samym tekście rozwija wątki politycznej apolityczności awangardy i związków kierunków awangardowych ze społecznym pobudzeniem. Z kolei przedrukowany fragment zbioru Laur i ciało (1971) otwierają rozważania o reagowaniu przez język na zmieniającą się rzeczywistość oraz o jego zrozumiałości – oparte na przykładzie Włodzimierza Majakowskiego i polemik radzieckiej awangardy z symbolistami.
Antologia pod redakcją Mackiewicza pozwala również prześledzić sposób opisywania przez Łukasiewicza polskiego realizmu socjalistycznego. W posłowiu temat ten jest poruszany jedynie w kontekście przeciwstawiania przez Łukasiewicza doktryny socrealizmu świadomemu kreowaniu podmiotu poetyckiego, zdolnego do konfrontacji z ortodoksją. Zebrane w tomie teksty pozwalają tymczasem na odniesienie wniosków krytyka do ciekawej obserwacji Wojciecha Tomasika, zawartej w recenzji tomu Łukasiewicza Jeden dzień w socrealizmie i inne szkice (2006). Jak przekonywał w niej Tomasik, wrocławski krytyk wykazywał wielokrotnie, choćby na przykładzie debiutu Tadeusza Nowaka, że poetyka socrealistyczna była w wielu przypadkach samoświadoma konfliktu pomiędzy monoideologią a doświadczeniem jednostkowym. Tak czytana literatura realizmu socjalistycznego przestaje być wyłącznie sztywną realizacją estetycznej doktryny. Zaczyna jawić się jako konwencja częściowo spękana, bo uchwytująca realne przeżycia tużpowojennych twórców.
Dla Łukasiewicza socrealizm był projektem niewątpliwie nieudanym, głównie z powodu zideologizowanego konwencjonalizmu. Mimo to nie został przez niego całkowicie zdyskredytowany – co może zaskakiwać, z uwagi na literackie preferencje i polityczne stanowisko krytyka oraz w kontekście wzmożonej w Polsce od lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku refleksji nad socrealizmem, początkowo jednoznacznie krytycznej wobec tego nurtu. Z tekstów zebranych w antologii wyłania się ambiwalentny obraz socrealizmu, poniekąd towarzyszący pojawiającym się od lat dwutysięcznych innym rewizjonistycznym interpretacjom tego okresu w literaturze powojennej. Łukasiewicz opisuje na przykład rewidowanie założeń realizmu socjalistycznego jeszcze w okresie jego dominacji. Nie przedstawia polskiego socrealizmu jako monolitu, a przeciwnie, wskazuje na istotne cezury oraz wewnętrzne przekształcenia w jego obrębie.
W tym miejscu warto się zastanowić, jaki w istocie obraz krytycznoliterackiego dorobku Łukasiewicza wyłania się z tomu. Podążając za sugestią redaktora antologii, zebrany korpus tekstów można czytać z wykorzystaniem tytułowej metaforyki „kroku” i „rytmu”. Zatem dla autora Republiki mieszańców fundamentalne będzie dążenie do stałego dostrajania – niczym kroku do słyszanego rytmu – własnych praktyk krytycznych do konkretnego momentu historycznego. Co jednak istotne, nieodzownym elementem tego dostrajania będzie nieustanne uzgadnianie tego, co aktualne, z namysłem nad własnym stosunkiem do tradycji. Temu uzgadnianiu przeszłości z teraźniejszością towarzyszy druga ważna dla wrocławskiego krytyka opozycja: jednostki i społeczeństwa lub, inaczej, partykularyzmu i zbiorowości. Łukasiewicz w lekturze Mackiewicza kładzie nacisk na jednostkową podmiotowość, a jednocześnie stale interesuje się wspólnotą. Co więcej, jest krytykiem próbującym przemyśleć pojęcie uniwersalizmu – poszukując w tym ostatnim remedium na podziały, zwłaszcza etnocentryzmy, i jednocześnie szansy na zachowanie w polu widzenia lokalności, za jaką krytyk uznaje przemyślaną na nowo polskość.
Zaproponowany przez Mackiewicza dobór tekstów niewątpliwie potwierdza stałość w projekcie krytycznym Łukasiewicza tych ram myślowych, a zarazem, jak sądzę, realizowanie postulatu wychwytywania zeitgeistu. W zaprezentowanych tekstach każdorazowo wyczuwalny jest czas, w jakich powstały. Eseje obrazują pewne historyczne przesunięcia, choćby ślady inspiracji teorią postmodernistyczną; coraz rzadsze z czasem operowanie pojęciami marksistowskimi oraz, szczególnie w wypowiedziach o Grochowiaku z lat dwutysięcznych, narastające ufilozoficznienie języka krytycznoliterackiego Łukasiewicza, zwłaszcza poszukiwanie inspiracji w najnowszych przekładach Martina Heideggera. Warto zatem czytać Krok… w sposób uhistoryczniony, jako istotny dokument przemian w dwudziestowiecznej i już potransformacyjnej krytyce. Z tego względu antologia ciekawie dopełnia wydaną ostatnio antologię Autoportret z okruchów pod redakcją Andrzeja Skrendy (2025). Książka ta zbiera prace Tomasza Burka – krytyka jednocześnie wydającego się skrajnie odmiennym od Łukasiewicza (bo długo przywiązanego do tradycji lewicowej krytyki, zwłaszcza rodzimej, która dla Łukasiewicza była z kolei negatywnym punktem odniesienia) i paradoksalnie mu bliskiego, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę zainteresowanie autora Żadnych marzeń pracami wrocławskiego krytyka. Te dwa zbiory czytane razem ukazują równoległe projekty krytyczne mierzące się z podobnymi problemami, próbujące na różne sposoby łączyć literaturę z bieżącą rzeczywistością społeczno‑polityczną. Projekty Łukasiewicza i Burka czasem wydają się współbrzmieć pomimo osadzenia w odmiennych językach krytycznych, innym zaś razem są ze sobą radykalnie sprzeczne, metodologicznie i ideologicznie. O ile bowiem Burek, jak proponuje go czytać we wspomnianym zbiorze Andrzej Skrendo, stale odrzucałby możliwość stania w sporze „pomiędzy”, o tyle Łukasiewicz dążyłby właśnie do tego – z taką pozycją wiążąc afirmowany przez siebie wzorzec „mieszańca”, figury kwestionującej jakiekolwiek podziały i granice. W świetle całej antologii Krok i rytm to właśnie tropienie literackich „mieszańców” wydaje się dla Łukasiewicza podstawowym sposobem wyczuwania rytmu historii i dostrajania do niego swojego kroku.
