Pracę w renomowanym wydawnictwie Simon & Schuster rozpoczął w 1951 roku. W 1968 nastąpiła zmiana – przejście do wydawnictwa Alfred A. Knopf, kolejnego tytana rynku wydawniczego. Gottlieb był niezwykle otwarty – czytał prawie wszystko, literaturę niską i wysoką. Przez jego ręce przeszło kilka tysięcy książek. Po latach wyznał: „Czytanie jest dla mnie jak oddychanie. To pisanie jest trudne”.
Z Gottliebem do gabinetów redakcyjnych wkroczył inny świat: bałaganu, łamania konwencji – w świecie starannie ubranych, z dobrymi manierami, jadających w eleganckich restauracjach redaktorów pojawił się inny – nieformalnie ubrany, jadający plebejskie hot dogi przy redakcyjnym biurku.
Obdarzony eklektycznym mózgiem, potrafił pracować z prawie wszystkimi. Lista pisarzy, z którymi współpracował, obejmowała autorów tak różnych, jak Doris Lessing, Joseph Heller, Toni Morrison, John Le Carré, Bill Clinton, Robert Caro.
Kolejna znacząca zmiana w karierze zawodowej Gottlieba to lata 1987–1992, kiedy został redaktorem naczelnym tygodnika „The New Yorker”. Na tym stanowisku zastąpił Williama Shawna, legendę, który kierował pismem przez trzydzieści pięć lat. Wywołało to bunt w redakcji, ale Gottlieb wprowadził tylko niewielkie zmiany. Po nim pismo przejęła Brytyjka Tina Brown i wtedy dopiero zaczęła się zupełnie inna epoka. Tytuł się skomercjalizował. Obecnie naczelnym jest David Remnick.
Gottlieb powtarzał, że redaktor naczelny pisma „The New Yorker” jest żyjącym bogiem. To autorzy proszą: opublikuj nas! W wydawnictwie przede wszystkim służy się autorom i książkom. Tyle że autor musi najpierw zostać odnaleziony, zaakceptowany, umowa podpisana. Płaczu odrzuconych lepiej nie słyszeć.
Z ołówkiem o odpowiedniej twardości (nr 2) czytał maszynopisy, nawet rękopisy. Każdy wydawca i redaktor są zdani na własny smak, instynkt, wiedzę. Każdy wybór jest subiektywny. Czasami w zmęczony poniedziałek odrzuca się tekst, który już lepiej wygląda w wyspaną środę. Tylko kto to robi? Niewielu. Szacunek dla tekstu nie jest powszechny.
Jednym z największych odkryć Gottlieba był Paragraf 22 Josepha Hellera. Zapamiętał dokładnie datę, kiedy na jego biurku wylądował siedemdziesięciopięciostronicowy tekst: 29 sierpnia 1957 roku. Siedmioletnia praca z Josephem Hellerem to nawet zmiana tytułu z Paragraf 18 na Paragraf 22. Sukces budował się powoli. Z 35 tysięcy nakładu z latami zrobiły się miliony.
Na rynku amerykańskim ważną rolę odgrywają agenci. To oni przyprowadzają do wydawnictwa swoich autorów. W ten sposób wydawnictwo zyskało takich pisarzy jak Philip Roth, Saul Bellow, Mario Puzo, Thomas Pynchon. Agenci penetrują także inne rynki i w ten sposób prawa do amerykańskiego wydania Obcego Alberta Camusa zostały kupione za dwieście pięćdziesiąt dolarów.
John Updike praktycznie sam redagował własne książki, projektował ich okładki, także noty na okładkę. Nie walczył o wysokie sumy w umowach. Powtarzał, że nie chce, aby jego dzieci były kiedyś bogate. W drugim małżeństwie pisarza te zastrzeżenia zniknęły.
Jednym z najważniejszych okresów w życiu Gottlieba była ponadczterdziestoletnia współpraca z Robertem Allanem Caro. Ten syn emigranta z Polski przez pierwszych kilka lat kariery zawodowej pracował jako dziennikarz. Początkującego dziennikarza zainteresowała barwna postać planisty przestrzennego Roberta Mosesa, który zmienił kształt Nowego Jorku i jego okolic w niewyobrażalnym stopniu. Dziesiątki jego projektów przeorały tkankę Nowego Jorku nieodwracalnie. Moses był odpowiedzialny za budowę mostów, autostrad, parków, tuneli, które na zawsze odmieniły miasto. Tak między innymi został zniszczony Bronx, przez który poprowadzono autostradę. Za jedną z największych zbrodni uważa się zrównanie z powierzchnią ziemi w 1963 roku budynku Pennsylwania Station. Wzniesiony w 1919 monumentalny budynek miał wnętrza wyłożone różowym marmurem i był jednym z najciekawszych śladów świetności miasta. Na jego miejscu zbudowano Madison Square Garden – olbrzymią halę sportową. Wydany w 1974 The Power Broker Roberta Caro jest od lat obowiązkowym podręcznikiem uniwersyteckim. Jak wspomina Gottlieb, jego najtrudniejszym zadaniem w przypadku tej książki było skrócenie monumentalnego tekstu. Trzeba było wyeliminować ponad trzysta stron; zostało i tak tysiąc dwieście.
Po wydaniu tej książki – ciągle w ścisłej współpracy z Gottliebem – Caro rozpoczął wielki projekt: biografię prezydenta Lyndona Johnsona. W tym roku dziewięćdziesięcioletni pisarz pracuje nad piątym tomem biografii. Ciągle pisze na maszynie do pisania Smith Corona Electra 210, nie korzysta z pomocy asystentów. Pomaga mu tylko żona. Do historii przeszły zacięte dyskusje tandemu perfekcjonistów językowych Caro–Gottlieb: nad użyciem pojedynczego słowa, dwukropka czy tylko średnika lub przecinka.
W książce Gottlieba jest także portret Eleanor Gould, która pracowała w piśmie „The New Yorker” blisko pięćdziesiąt pięć lat. Korekty, adiustacje – wszystkie publikacje przechodziły przez jej ręce. Nazywano ją The Grammarian, bo jej poprawki to nie była zwykła korekta. Oprócz gramatyki poprawiała logikę zdań, sens wypowiedzi, używane słownictwo. Poprawki nanosiła ołówkiem. Doprowadziła do furii między innymi Susan Sontag, która jednak po prześledzeniu wszystkich uwag i poprawek oświadczyła: Eleanor jest geniuszem. Co za umysł! Sontag napisała do wiekowej, zupełnie już głuchej Gould list z podziękowaniem.
To umarła epoka. Zastąpiły ją w dużej mierze wszelkie rodzaje internetowych narzędzi. Ale – jestem tego pewna – nic nie zastąpi uważnego czytania tekstu, korekty i poprawek dokonywanych przez inne oczy, inny umysł. I oto dwa przykłady z naszego podwórka, jak wyczucie i wrażliwość na słowo poprawia i ratuje literaturę.
To historia świata, który już prawie zginął. Wydawnictwa pracują inaczej. Ale ciągle redaktorzy, którzy tworzyli i tworzą historię literatury, są obdarzeni przerażającą władzą. A wstyd pominięcia jest głęboko ukryty w jakiejś szafie.
Co by było, gdyby Konopielka Edwarda Redlińskiego, na publikację której krzywili się redaktorzy „Twórczości”, nie została przeforsowana przez Jarosława Iwaszkiewicza? Był to rok 1972, wydrukowana została w numerach 10 i 11 miesięcznika, dziś przeszła już do historii literatury.
Co by było gdyby. Co się zmieniło, jakimi zasadami rządzi się dziś rynek wydawniczy? Bezlitosne prawa rynku? Marketing? Poprawność polityczna? Czy istnieje jeszcze niezależna krytyka? Wreszcie – jakie książki czytamy? Jak zmieniła się koncentracja uwagi?
W 2024 roku „The New York Times” ogłosił listę najlepszych książek stulecia. Głosowało 530 pisarzy/poetów/krytyków/miłośników książek. Na pierwszym miejscu figuruje My brillant friend (Genialna przyjaciółka) Eleny Ferrante. Otrzymała najwięcej głosów.
