Marcie Sputowskiej z Rzymu
Każdego dnia, od Zachodu po Bliski Wschód3, słyszy się Homo homini heil Hitler („Ludzie ludziom zgotowali taki los”), Homo homini OMON, Homo homini Hamas, Homo homini Chomeini („Irany boskie!”). Festiwalowi literackiemu winno więc przyświecać piękne hasło Romantyzmu i ekologów przeciwnych odstrzałowi wilka: Homo homini lupus est („Człowiek patrzy wilkiem na wilka, a wilk też człowiek”).
Inter arma silent Musae („W czasie wojny muzea są zamknięte”), a otwarte są tylko teatry wojny grające na grobowych deskach. Trzeba z tym skończyć. Nie wolno być dla bliźniego Brutusem4, mordować go jak Gavrilo Principa5. Lud demonstruje pod hasłami „Chleba i pochlebstw!” oraz „Chleba i igrzysk paraolimpijskich!”, więc powinno królować hasło Homo homini Houdini – sztukmistrza, który zębami łapał wystrzelone kule.
W Beniowskim Słowacki tuszył6, że on i Mickiewicz to (posłużę się cytatą7) „dwa na słońcach swych przeciwnych – Bogi”. Co za herezja8! Słowacki to raczej pogański bożek czczony w świętym gaju przez brudnicę mniszkę9. To nie bóg poezji siedzący na tronie, ale wierszokleta na meblu Bodzio. Słowacki nie zachwyca mnie tak samo jak Gałkiewicza w Ferdydurce. Ale rozumiem, że mamy świat dwubiegunowy:
Rej, skubany, nie powiedział wszystkiego. Fakt, „Polacy nie gęsi, iż swój język mają”, ale mają też cudze gęsie pióra. Żeby daleko nie szukać. W naszej gadce‑szmatce (hymnie śpiewanym podczas wciągania flagi na maszt) roi się od makaronizmów10. Toć mowa tam o ziemi włoskiej z N.N.11 Bona Partem – partnerem Bony Sforza, kobiety Renesansu12.
Polskimi wieszczami są przedstawiciele mniejszości i grup etnicznych. Słowacki nie kryje swej narodowości. Podobnie Mickiewicz, gdy inwokację do rzekomo polskiego epickiego (ciut podpicowanego) poematu zaczyna od: „Litwo, ojczyzno moja!”. Interesuje go Litwa. Pisze o Panu Tadeuszu w „ostatnim zajeździe na Litwie”, o Pani Grażynie w „powieści litewskiej”. Nadto zajmuje się Panem Konradem Wallen, rodem z Hiszpanii, no i sławi, łajza, Krym ruski (sic!), zielony, ze stepami i burzanami13. Nie obchodzi go Polska ani nasze święte rzeki Bug, San i najczystszy jego dopływ – San Epid. Dla niego świętą rzeką jest litewska Wilia, w której łowi się karpie na Wigilię. Wstyd powiedzieć, ale bardziej interesuje go kasa. Jego bohater, dziad Konrad, ma w bańce tylko bańkę i chwali się, że nazywa się „Milijon” na stare pieniądze.
Mickievicius przyznaje się do korzeni, za to Gałczyński kręci, pytając: „Znasz li ten kraj?”. A każdy głupi wie, że „Li kraj” to Litwa, a nie Lichtenstein, Libia. Złośliwcy pytają więc: „Znasz K.I. tego Gałczyńskiego?”. A znów Sienkiewicz to niejaki Litwos, jak ustalili chłopacy z ABW. Niby pisał Trylogię jako lek nasercowy dla Polaków, ale w Ogniem i mieczem14 sławi Papcio Chmiela vel Chmielnickiego – ojca narodu ukraińskiego, przywódcę siczy-dziczy. Czechu Miłosz i Bohdan Czeszko to bohema i bohemiści. Czeszko był nawet szwejkiem i pisarzem kompanii. Jan z Czarnolasu jako leśny dziadek opiewał zdrowie, radość życia i lipę jak późniejszy Jan z Czernobyla15. Atoli bardziej niż odprawa posłów polskich w Izbie Gmin na ulicy Wiejskiej interesowała go odprawa posłów greckich. Conrad tytułował się Lordem Jimem i Wielkim Lordem Admiralicji, choć nic wiedział o pływaniu. Pływa marynarska brać, kapitan stoi na mostku, a kapitanat w porcie niczym majtek w macierzystych portkach. I na koniec wypada wspomnieć o Niemcewiczu (z przeproszeniem Ursynie) i Głowackim − Prusie, autorze Lalki16 mieszkającej w norze17 i Placówki, w której prowokował: „Ślimak, Ślimak, pokaż rogi!”. Dlatego Festiwal Różewicza w Karpaczu to dobry pomysł.